We only want to be ourselves...

43 12 5
                                    

Od ilu godzin? Od ilu dni panuje już F.E.A.R.? Nie wiem... W każdym razie ukrywam się w tej kamienicy już od bardzo dawna. Jestem chyba jedną z  ostatnich, oprócz The Wild Ones, którzy nie mają wstrzykniętego serum, dzięki któremu prezydent Harris kieruje wszystkimi ludźmi. Jeszcze mnie nie znaleźli, mimo że coraz częściej słyszę federalnych w okolicy mojej kryjówki.
Kamienica, w której się zatrzymałam jest niezamieszkała od co najmniej czterdziestu lat, dlatego F.E.A.R. jeszcze mnie nie znalazło.

Żyję w ciągłym strachu o następny świt, który może już nie nadejść. Ale przynajmniej żyję. Nie egzystuję jak bezmyślne zombie. Tak jak ci, którzy zostali poddani działaniu serum.

Kiedyś w The Wild Ones były nas setki, jak i nie tysiące, ale od kiedy istnieje serum, została nas garstka. Szczerze mówiąc to zostałam tylko ja i moja paczka z liceum. Chociaż może przy odrobinie szczęścia ostała się jeszcze grupa z NY, ale dawno już utraciliśmy z nimi kontakt. Tak samo jak utraciłam kontakt z Jamiem. Moim chłopakiem i przywódcą tegoż oddziału.

Nasza sytuacja jest nieciekawa, nie ukrywam tego. Z każdym tygodniem jest coraz gorzej, ale nie poddajemy się.

Wierzę, że damy radę.
Dopóki żyjemy jest jeszcze jakakolwiek nadzieja.
Jakakolwiek.

Odłożyłam mój pamiętnik i drżącą ręką złapałam za mój kuferek. Otworzyłam go i wyjęłam z niego jego zawartość, czyli zdjęcie moje i Jamesa, zdjęcie naszej paczki przyjaciół ze szkoły oraz ostatni list od Andy'iego.

Dokładnie przyjrzałam się twarzy mojego ukochanego. Była taka radosna w dzień ukończenia przez nas szkoły. Mieliśmy kupić kamper i podróżować po całym świecie. Jednak dwa tygodnie po zakończeniu semestru, F.E.A.R z Harrisową na czele, zorganizowało nalot na Kapitol  i przejęło władzę. Wtedy właśnie Andy wysłał Jamiego do Waszyngtonu, jego rodzinnego miasta i kazał monitorować działania prezydentki. W tym czasie The Wild Ones pracowało nad pokonaniem przeciwnika.

Ostatni raz widziałam go na lotnisku, gdy miał już odlatywać. Powiedział tylko, że to jeszcze nie koniec i nie długo się spotkamy. Tego dnia nasze marzenia legły w gruzach.
Następnie przyjrzałam się fotografii naszej paczki, zrobionej na weekendzie w Palm Springs. Wybraliśmy się tam w dziewiątkę. Ja, Jamie, Inna, Juju, Andy, Ashley, Jake, Jinxx i Cc. Chcieliśmy uczcić zakończenie liceum. No i uczciliśmy. Po tamtym wypadzie, kaca leczyliśmy przez tydzień.

Jako ostatni wyciągnęłam list od Andy'iego. Uwielbiał tego typu przekaz, ponieważ był trwalszy niż jakiś tam SMS czy email. Dostałam go jakiś miesiąc temu, od naszego 'kuriera'.
Otworzyłam kopertę i zaczęłam przyglądać się tym samym słowom, jakby przez tą dobę miały się jakkolwiek zmienić.

Droga Hope!

Zostań tam gdzie jesteś i nigdzie nie wychodź. Harris przygotowuje naloty na terenie całego kraju. Spróbujemy to jakoś opóźnić lub w ogóle zdusić w zarodku, ale nie wiem czy nam się uda. Mamy pomysł jak pokonać F.E.A.R.!! Teraz tylko dopracowujemy szczegóły. U Jamiego  na razie w porządku. U nas tak samo. Poza tym nie uwierzysz!! Juju jest w ciąży!! To dopiero 3 miesiąc, ale już delikatnie widać brzuszek. Musimy pokonać F.E.A.R. zanim Juliet urodzi. Moje dziecko musi urodzić się w normalnych warunkach. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już nie długo będziemy wolni.

Trzymaj się,

Andy

Po mojej twarzy spłynęło kilka łez. Nagle usłyszałam trzask. Pospiesznie umieściłam wspomnienia w kuferku i schowałam go do skrytki pod deską. Podniosłam się z podłogi i złapałam za kij od baseballa. Skrzypienie podłogi było coraz bliżej. W końcu usłyszałam przyspieszony oddech i drzwi ze skrzypieniem zaczęły się powoli otwierać. Zrobiłam zamach i już miałam uderzać, gdy poczułam te charakterystyczne perfumy. Upuściłam kij i przylgnęłam całym ciałem do Proroka. On otoczył mnie ramionami i pewnie trwalibyśmy w tym uścisku, gdyby nie jego głos.

Sunrise •bvb• One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz