One

37 2 0
                                    

Lekki powiew wiatru. 

Szybki puls.

Śpiew ptaków.

Zero krzyków i płaczu.

Obojętność.

Biegałam patrząc przed siebie. Wsłuchiwałam się w dźwięki lasu. Czułam swój przyśpieszony puls, spływający pot i nadchodzące zmęczenie.

Nie mogłam się zatrzymać. Gdybym stanęła mogłabym nie zdążyć na czas.

Czas, którego miałam coraz mniej.

Pod powiekami czułam nadchodzące łzy, które pragnęły się wydostać na świat. Nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Nie, kiedy ona mnie potrzebowała.

Po kilkunastu minutach biegu dotarłam na miejsce. Widziałam ją przez okno. Stała w kuchni, a kiedy mnie zobaczyła zaczęła do mnie machać uśmiechając się ciepło.

Pozwoliłam słonej cieszy wypłynąć. Już nie hamowałam emocji. Popłakałam się z radości. Wręcz dusiłam się łzami. 

Nic jej się nie stało. Jest cała i zdrowa.

Nagle drzwi się otworzyły, a w nich stanęła niska kobieta z posiwiałymi włosami upiętymi w koczka.

Wbiegłam po drewnianych schodkach nie zwracając uwagi na lekkie skrzypienie. Wtuliłam się w nią, a ona widząc mój stan zapytała co się stało.

Spojrzałam na nią. Pomimo wieku i krzywd, jakie jej wyrządzili była taka dobra i kochana. To ona mnie wychowała. To ona dała mi dom. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Nigdy.

- Nic się nie stało. Po prostu bardzo cię kocham, babciu.

    

Wilcza miłośćWhere stories live. Discover now