Two

30 1 0
                                    

Słuchając wywodu nauczycielki od matematyki nie mogę wyjść z podziwu. Skąd ta kobieta ma tyle siły na tłumaczenie nam czegoś czego i tak nie zrozumiemy? To absurdalne.

Zmęczona całą lekcją odwracam wzrok na okno i patrzę na dziedziniec, który aktualnie jest pusty. Zostało mi pięć lekcji. Za pięć lekcji wyjdę ze szkoły i pobiegnę do domu w strachu, że pod moją nieobecność mogło jej się coś stać.

Z mojej chwilowej melancholii wyciąga mnie otwieranie drzwi. Do klasy wchodzi wysoki chłopak z atletyczną budową ciała. Blond włosy opadają mu na czoło i częściowo oczy, które z szmaragdowym blaskiem rozglądają się po klasie. Jego wzrok zatrzymuję się na mnie, a ja zdziwiona unoszę jedną brew. Nigdy wcześniej go tu nie widziałam.

Obcy.

Czarnowłosa kobieta przed czterdziestką po chwilowym zmieszaniu uśmiecha się podchodząc do blondyna.

- Jesteś David prawda?

- Tak jest proszę Pani. - odpowiada z rezerwą.

- Klaso, to jest wasz nowy kolega. Ma na imię David i od dziś będzie chodził z wami do klasy. Usiądź kochanie. - powiedziała ostatnie słowo kierując do nowego.

Wywróciłam oczami patrząc na nauczycielkę. Dobrze, że oznajmiła prawdę odnośnie tego, że blondyn będzie z nami chodził do klasy. Wogulę byśmy się tego nie domyślili, skoro to nasz nowy kolega.

Usłyszałam odsuwanie krzesła po mojej prawej stronie przez co spojrzałam tam. Nasz nowy kolega, jak gdyby nigdy nic usadowił się na drugim krześle należącym do mojej ławki.

- Zgubiłeś się? - zapytałam patrząc na niego z ukosa.

- Ładnie pachniesz. - szepnął i zaczął słuchać nauczycielki.

Do mojej klasy właśnie dołączył wariat.

***

Wychodząc ze szkoły zadzwoniłam do babci. Byłam niesamowicie zmęczona po zajęciach sportowych, które mieliśmy na ostatnich lekcjach, przez co nie miałam ochoty biec do domu.

Ale musiałam się dowiedzieć czy jest bezpieczna.

Była. Nikogo u nas nie było, a ona zgodnie z moimi poleceniami zamknęła drzwi i nigdzie nie wychodziła. Ulżyło mi.

Wkładając telefon do kieszeni zauważyłam cień obok siebie. Zerknęłam na osobę, która była powodem zmiany chwilowego zabarwienia schodów.

Obok mnie stał gość, który uznał, że ładnie pachnę.

- Hej. Słuchaj, głupio wyszło. Rano powiedziałem, że ładnie pachniesz, bo było czuć twoje perfumy. - oznajmił lekko zdenerwowany pocierając kark dłonią.

- Nic się nie stało. Wybacz, ale śpieszę się. - odpowiedziałam chcąc być już w domu.

- Poczekaj. Jak masz na imię? - spytał patrząc się w moje oczy przez co poczułam się niezręcznie.

- Jestem Cindy.

- A ja David. - wyciągnął do mnie rękę na co ja z wahaniem odpowiedziałam podając mu dłoń.

- Wiem. Dziewczyny ze szkoły cały dzień o tobie mówiły. Trudno nie zapamiętać. - odpowiadam z lekkim uśmiechem.

- Już jestem sławny? - zapytał z udawaną ekscytacją wymachując rękami na co parsknęłam śmiechem, lecz przestałam spojrzawszy na godzinę.

- Najwidoczniej. Muszę już iść. Do jutra. - wypowiedziałam ostatnie zdanie i zaczęłam podążać do drewnianego domku, w którym czekała moja babcia. 

***

David

Patrzyłem, jak dziewczyna o stalowych oczach znika z mojego pola widzenia. Cały dzień ją obserwowałem. Gdy tylko otworzyłem drzwi klasy wyczułem jej zapach. Pachniała wanilią i malinami. Ale oprócz tego było czuć lekki zapach lasu po deszczu.

Jego zapach.

Uśmiech sam wkroczył na moją twarz wiedząc co to znaczy. Wreszcie się doczekał.





Wilcza miłośćWhere stories live. Discover now