III

65 11 2
                                    

Sam wziął zaraz na ręce przestraszonego archanioła. Ten w ogóle nie miał siły usiąść, a co dopiero wstać.
Gabriel wyglądał, jakby bał się łowcy. Pojękiwał, próbował coś powiedzieć, ale każda próba kończyła się tym, że z zaszytych ust grubą nicią, wypływała gęsta krew. Sprawiało mu to jednocześnie nie lada ból. Miał już dość metalicznego posmaku krwi w ustach.

- Spokojnie, przecież to ja, nie wierć się i nie próbuj nic mówić, bo tylko sobie tym szkodzisz - powiedział poirytowany jak i zmartwiony. Posadził go na krześle i zaraz przyklęknął na jednej nodze przed nim. - Skąd Ty się tu wziąłeś? Albo nie. Nie odpowiadaj. Poczekaj. Daj mi chwilę. Pójdę.. P-po jakieś... Leki, nożyczki- poderwał się gwałtownie i niemalże pobiegł po apteczkę.

Gabriel nie był w stanie usiedzieć przez to, że jego wycieńczenie na to nie pozwalało. Mięśnie jego naczynia bardzo osłabiony. Oprócz tego sposób w jaki został związany nie pomagał w utrzymaniu równowagi. Upadł na podłogę, pomrukując z bólu. Obawiał się, że to kolejna iluzja. Zaciskał mocno powieki. Przydługie już włosy zakryły my prawie całą twarz. Łzy spłynęły  po jego policzkach. Błagał, by to wszystko się skończyło.

Młodszy łowca szybko wrócił.

- Cholera - zaklął, widząc co się stało z archaniołem. Od razu go posadził. Nigdy nie widział go w takim stanie. Gabe zawsze zachowywał się wręcz majestatycznie i głupkowato, ale wciąż robił wrażenie swoją siłą, magią. - Postaraj się nie ruszać - poprosił, gdy sięgnął po nożyczki. - postaram się rozciąć te.. Szwy.

Podniósł ręce, Gabriel zaczął wydawać z siebie piski i spanikował.

- Gabe, czy kiedykolwiek Cię skrzywdziłem? - zapytał dość ostrym głosem, choć w jego przypadku, brzmiało to dość zabawnie. Wtedy się nieco uspokoił, ale wciąż drżał. Ufał mu.

Sam zaczął powoli rozcinać nić. Z każdym zaciśnięciem nożyczek drobny mężczyzna się kulił. Po prostu się bał. Przez głowę łowcy przemykało tyle pytań, które chciał mu zadać. Co się stało? Skąd się do cholery tu wziął? Dlaczego był cały brudny i zakrwawiony? Związany? Chudy?

- Gotowe - oznajmił i sięgnął po gazę. Namoczył ją wodą utlenioną i zaczął przecierać delikatnie wąskie usta Gabriela.

Pod okiem miał ogromnego siniaka, przez który miał spuchniętą twarz. Wciąż się nie odzywał. Zastanawiał się czy to w ogóle ma sens. Przecież Gabriel mógł się uleczyć... Coś musiało być nie tak z jego łaską, przez co jeszcze bardziej się zmartwił.

Archanioł skrzywił się, czując okropne pieczenie. Odczuwał ból już zbyt długo. Oprócz ran na twarzy, miał rany kute na plecach, brzuchu, udach, a cięte w okolicy szyi i piersi. Na krtani miał kilka słabo, ale zagojonych ran.

- Opatrzę cię całego - oznajmił jedynie. Przeniósł go do łazienki. - Rozbiorę Cię, wymyję i zszyję co trzeba - poinformował, zerkając w jego bursztynowe oczy. Bardzo chciał mu pomóc. Patrzenie na takiego Gabriela raniło go w serce.

Ten jedynie pokręcił głową. Obnażenie nie pomogłoby. To nie było prawdziwe. Nie mogło być.

- Przestań. Zrobię to. Chyba coś jest nie tak z twoja łaską, mam rację? - zapytał.

Pierzasty tylko wymownie spojrzał w jego oczy. Pozwolił się oporządzić. Łowca dokładnie i delikatnie go wymył, czując na swojej skórze każdą z jego ran. Ktoś bardzo potężny musiał mu to zrobić, niełatwo zranić tak doszczętnie archanioła. A poza tym jak to się stało, że... Żył?

Wziął ze sobą też coś czystego, żeby mógł go ubrać. Opatrzył jego rany. Nie goiło się nic. A co jeśli ktoś odebrał Gabe'owi łaskę? Ubrał go w podstarzały dres i koszulę flanelową. Wyglądał jak przedszkolak w ubraniach dziadka. Bezbronny.

*zawieszone* "Cas?" | DESTIEL&SABRIELWhere stories live. Discover now