Prolog

14 1 0
                                    

Minęły dwa dni odkąd dowiedziałam się o śmierci ojca. Szok nastąpił od razu, jednak dopiero wczoraj, gdy wróciłam z Francji do Seattle, zaczęłam niedowierzać w całą sytuację. Wiedziałam, że ostatnio podupadał na zdrowiu, jednak nigdy nie przypuszczałabym, że jest z nim aż tak źle. Próbowałam się oswoić z myślą, że zostałam na wpół sierotą. Matka była załamana, chociaż wydaje mi się, jakby przygotowywała się na to wydarzenie od dłuższego czasu. Może coś przeczuwała? Nie układało im się jakoś wybitnie świetnie, ale chyba jej na nim zależało. Dzisiaj był dzień pogrzebu. Ostatnimi czasy nie byliśmy z ojcem w dobrych stosunkach. Jego śmierć nie wywołała u mnie większego smutku, można powiedzieć, że teraz odczuwałam ulgę w sercu. Szok i niedowierzanie tak, ale nie przykrość. W sumie można wręcz powiedzieć, że był zimnym dupkiem. Raczej nie zależało mu jakoś bardzo na rodzinie. Odkąd pamiętam, liczyła się dla niego praca. Co do kochanki, nie byłam pewna, jednak wydaje mi się, że nie miałby czasu. Chociaż można by rzec, że tym mianem można nazwać jego firmę. Spędził w niej większą część życia. 

Oglądając liczne seriale i widząc to, jak rodzice spędzali czas ze swym dzieckiem, zastanawiałam się, jak to jest? Nigdy nie czułam, że jesteśmy prawdziwą rodziną, jednak gdy byłam mała, spędzałam z ojcem nieco więcej czasu. Im byłam starsza, tym było gorzej. Tym samym nasze relacje coraz głębiej zostawały zagrzebane niczym źdźbła trawy pod naporem śniegu na Alasce. Takie życie. Kiedyś było mi przykro, że mam ojca, a i tak jest jak duch. Po prostu jak gdyby go nie było. Ciężko mi było zaakceptować ten fakt, jednak w końcu zrozumiałam, że nic z tym nie zrobię, a dobijanie się w niczym nie pomoże.

- Lisa, jesteś gotowa? – usłyszałam głos matki, który wyrwał mnie z rozmyślań.

- Już idę – odpowiedziałam, poprawiając czarny komplecik. Skierowałam się w jej stronę i już po chwili razem ruszyłyśmy na uczestniczenie w ostatniej drodze mojego ojca.

Pogrzeb minął dosyć szybko. Tylko matka płakała, zagłuszając swoim lamentem, co jakiś czas, głos księdza. Sama już nie wiedziałam czy faktycznie tak cierpi, czy odprawia jakąś szopkę. Po całej ceremonii nadeszła pora na coś, na co miałam najmniejszą ochotę, składanie kondolencji. Większości ludzi albo nie znałam, albo nie kojarzyłam. Kto był z rodziny? Tego do tej pory nie odkryłam.

Kiedy goście udali się na stypę, zaczęłam rozmawiać z matką, próbując ją podnieść na duchu. Chyba faktycznie zabolała ją strata ojca. Byłam tym tak zaabsorbowana, że nawet się nie zorientowałam, gdy podszedł do nas średniego wzrostu brunet o niebieskich oczach ubrany w elegancki czarny garnitur, który kosztował chyba więcej niż ta cała uroczystość. Z pewnością był skrojony na miarę u dobrego krawca. Miał śmierdzące perfumy, przynajmniej moim zdaniem. Aż mnie zdławiło. Wręcz można powiedzieć, że zrobiło mi się słabo.

- Lisa, pozwól, że ci przedstawię Tomasa Wellingtona – wspólnika taty – powiedziała mama, pociągając nosem.

- Miło mi poznać panią, panno Summer – powiedział, po czym ucałował najpierw dłoń mojej matki, a potem moją, a następnie puścił mi oczko. – Bardzo mi przykro, proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje – mężczyzna cały czas patrzył w moją stronę z dziwnym błyskiem

w oczach.

- Dziękuję – znowu szlochnęła.- Zostawię was, muszę iść do gości – powiedziała matka i po chwili ruszyła w stronę dużego jasnego budynku oddalonego od cmentarza o jakieś 500 metrów dalej.

Zostaliśmy sami. Mężczyzna bezczelnie mierzył mnie wzrokiem. Myślał, że tego nie widzę.

To, że patrzyłam w innym kierunku nie znaczyło, iż nie zauważyłam jego aroganckiego spojrzenia.

- Do twarzy pani w czerni – powiedział chyba najmniej taktownie, jak tylko mógł. Spojrzałam na niego z pogardą w oczach.

Co ten cham sobie wyobraża? – pomyślałam.

- Dziękuję – odparłam lodowatym tonem. – Powinnam dołączyć do gości. Miło było pana poznać – rzekłam, odchodząc.

Co za szczyt chamstwa i prostactwa. Jak można podrywać dziewczynę w dniu pogrzebu jej ojca? Co za pajac i gbur! Ta zniewaga krwi wymaga!

Od tego dnia pragnęłam uprzykrzyć mu życie najbardziej jak tylko potrafiłam. W sumie nieco później pragnęłam tego jeszcze bardziej. Nie powinien był robić tego, co zrobił. Ojciec był, jaki był, ale należał mu się szacunek. Ten prymityw trafił na złą osobę i niepotrzebnie wytargnął w moje życie w swoich lakierowanych bucikach i nieco przyciasnym, pedantycznym garniturku. Właśnie w tamtym momencie moje życie się zmieniło. Znienawidziłam go od samego początku. Jak ojciec mógł z kimś takim współpracować? W grę wchodziła już nie tylko zniewaga pamięci mojego ojca, ale także podwalanie się do mnie i pojawienie się na mojej drodze. Kiedy tylko dowiedziałam się, jak bardzo zaczął ingerować w obecne życie, które dotychczas wiodłam, wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. 

Kto urządził Thomasa?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz