1

5 0 0
                                    


Budzik wyrwał mnie ze snu już o 6 rano. Zrzuciłam go z szafki nocnej. To kolejne urządzenie, które musiałam wymienić. W tym tygodniu zepsułam ich już 3, a była dopiero środa. Jedyna myśl, która pozwalała mi wstać z uśmiechem na twarzy to świadomość, że mogłam mu znowu uprzykrzyć życie. Czasem nawet nachodziły mnie refleksje, czy aby nie przesadzam? Czym on sobie na to zasłużył tak naprawdę? Cóż... Po prostu go nie lubiłam. Wybryk na pogrzebie z pewnością nie zostanie przeze mnie zapomniany. Nie podobał mi się również fakt, że współpracował z ojcem, bo niby jakim cudem był w stanie dostać się do tej firmy i zajść tak wysoko? Kim on był w ogóle?

W pracy dzień mijał nudno i spokojnie do czasu, gdy zza rogu wyłonił się „boski Alvaro". Prychnęłam na tę myśl. Ten oto jegomość powalił na pewno nie jedną kobietę. Na jego nieszczęście nie należałam do nich. Jego „urok" na mnie nie działał. Mógł wracać do kociołka i mieszać swoje hedenistyczne wywary. Może w końcu by mu wyrosło coś między nogami, gdyby przypadkiem, ale to tylko i wyłącznie czystym przypadkiem, pomylił by się i stworzył coś, co spowodowałoby, że fizycznie by się nim stał. Ale jedynie pod względem fizjonomii w dolnej partii ciała. Tak czy siak i tak był to osobnik bliżej nieokreślony, pedantyczny, arogancki i śmieszny. Miałam dzisiaj jednak okropnego pecha.

„Mężczyzna', gdy tylko mnie zauważył, szeroko się uśmiechnął, kierując się w moją stronę. Oparł się o ścianę, obok której stała wieżyczka z kartonów. Chyba myślał, że będzie dzięki temu fajniejszy. Nie wyszło mu.

- Hej aniele, bolało jak spadłaś z nieba? – rzucił melodyjnym i uwodzicielskim głosem.

- Zabolało dopiero, gdy się podniosłam i zobaczyłam twoją twarz – odpowiedziałam nawet na niego nie patrząc. Standardowy tekst z internetu. Irytujące jak cholera, a odtwarzane częściej niż płyta Michała Wiśniewskiego w latach jego świetności.

Urażona męska duma nie pozwalała mu kontynuować rozmowy. Chłopak odwrócił się gwałtownie i wpadł, niczym Hanka Mostowiak, prosto w kartony. Wieżyczka runęła na niego z impetem, powodując kurz i bałagan. Cóż, ktoś mógłby tu czasem posprzątać. Chyba będę musiała to zlecić.

- Ktoś tu musi chyba posprzątać – powiedziałam, odwracając się na pięcie. Kandydat idealny.

Dwa punkty do prestiżu dla mnie za nieplanowany wypadek – pomyślałam, kalkulując, ile brakuje mi do kolejnego poziomu wredności. Oczywiście skalę i punktację sama wymyśliłam.

Po południu przyszedł mi do głowy iście diabelski pomysł. Tomas pił zawsze kawę o 15:00. Postanowiłam umilić mu ową chwilę. Udałam się do kuchni. Panowała pustka, ponieważ większość pracowników była już po popołudniowej kawie. Wprost wybornie, idealna okazja na zdobycie kilku kolejnych punktów. Rozejrzałam się jednak dla pewności, po czym ze zwinnością antylopy weszłam do dużego, jasnego pomieszczenia, pełnego ciemnych kuchennych mebli. Sięgnęłam po cukierniczkę i solniczkę. Cały cukier wsypałam do małej miseczki, po czym przesypałam sól do cukierniczki. Moim następnym celem było mleko. Podmieniłam je na maślankę. Wszystko ułożyłam tak, jak wcześniej. Plan był idealny. Wyszłam z kuchni. Postanowiłam poczekać w pomieszczeniu naprzeciwko.

Po 15 minutach, w jadalni pojawił się mój cel. Poczekałam jeszcze chwilę i sama się tam udałam. Mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał. Udawałam, że coś robię, jednak miałam stąd świetny wgląd na całą sytuację. Chyba dalej bolała go jego duma, sądząc po tej ignorancji. Dalej udając, teatralnie pokazałam, że skończyłam czynność, którą do tej pory wykonywałam, ruszyłam w kierunku, jak ja to nazywałam, „źródełka" stojącego w kącie kuchni, po czym nalałam sobie wody do szklanki i oparłam się o blat, wolno popijając. Na domiar złego, do pomieszczenia weszła Ana, która od samego początku, gdy poznała Tomasa, kochała się w nim. Było to żałosne, ale nieco jej współczułam, ponieważ ją wykorzystywał. Takie życie, to nie mój interes. Nie obchodziło mnie to.

Jak ja go nie lubię. Gardzę nim – pomyślałam, patrząc na jego lekki uśmiech, który posłał Anie.

Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk czajnika. Kątem oka obserwowałam całą sytuację. Sweet przymilała się, jak zwykle z resztą, do bruneta. Chłopak, uradowany zalotami, zalał kubek wodą, po czym sięgnął po cukierniczkę. Widząc to, nieznacznie drgnęłam. Serce zaczęło mi szybciej bić. W głowie pojawił się obraz skaczącego z radości diabełka. Już sobie wyobrażałam całą tą sytuację. Spoglądałam jednak nadal z zapartym tchem. W końcu wsypał dwie łyżeczki soli i przemieszał. Następnie sięgnął po mleko. Wlał maślankę. Nie zwrócił na to jednak za dużej uwagi, gdyż zajmowała go Ana. Znowu przemieszał, po czym odłożył kubek na blat. Zauważyłam jak chłopak łapie ją za tyłek. Zniesmaczyło mnie to, przez co się skrzywiłam. Nawet woda przestała mi smakować. Dziewczyna jednak była w siódmym niebie. Aż pomachałam delikatnie głową na znak bezradności. Musiałam chwilę zaczekać, nim się napił. Gdy wziął łyk, prawie od razu wypluł zawartość ze swoich ust na Anę. Dziewczyna krzyknęła. I zaczęło się. Kłótnie pomiędzy tą dwójką były zawsze zabawne. Na sam koniec chłopak oberwał w twarz. W tej chwili opuściłam pomieszczenie z uśmiechem na twarzy. Mój plan znowu się powiódł. Kolejne punkty posypały się na moją korzyść.

Wpadłam na następny pomysł. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z biura. Swoje kroki skierowałam w dzielnicę, gdzie znajdowało się mnóstwo sklepów. W chwili obecnej interesował mnie tylko jeden.

To był paskudnie dobry plan. Ale mnie bawiło robienie mu na złość. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 11, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kto urządził Thomasa?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz