O drugiej w nocy

1.1K 97 7
                                    


Obudził go dźwięk tłuczonego szkła. Zerwał się z kanapy i bez zastanowienia pobiegł do kuchni.

- Peter? Wszystko w porządku?

W półmroku ledwie dostrzegał chłopaka kucającego nad potłuczoną filiżanką, którą w pośpiechu zmiatał z podłogi.

- Jasne, idź spać.

Wade prychnął i pochylił się nad rozbitym naczyniem zagarniając jego rozbite fragmenty dłońmi.

- Hej, dam sobie radę. Proszę, idź się położyć. Mówiłeś, że jesteś zmęczony. Nie musisz wyskakiwać z łóżka za każdym razem, kiedy udowodnię swoją ofermowatość rozbijając kubek o drugiej w nocy.

Wilson zignorował jego marudzenie i podniósł odłamki, nie zważając na to, że wbijały mu się w dłonie. Przecież się zagoją, to tylko trochę krwi. Wyrzucił wszystko do kosza, po czym podszedł do Petera, żeby sprawdzić, czy tamten się nie skaleczył. Chwycił go za ręce, zostawiając na nich przy okazji czerwone ślady.

- Przepraszam, nie chciałem cię uwalić. Nie zaciąłeś się?

- Wade, błagam cię. Wiem, że masz tę swoją nadludzką regenerację i w ogóle, ale weź uważaj trochę - mruknął, wyswobadzając ręce i chowając je za plecami.

- To pod kciukiem jest do szycia, wiesz o tym.

- Przesadzasz - odparł, odwracając się szybko i wkładając rękę pod wodę.

Odganiał od siebie myśl, że jego zachowanie jest niesamowicie dziecinne. Krew płynąca z księżycowatej, długiej i dość głębokiej szramy na wewnętrznej stronie dłoni, zabarwiała wodę na jasną czerwień. Nawet nie zastanowił się nad tym, jakim cudem Wade to zauważył. On zawsze wiedział. Był jak radar na jego skaleczenia.

Najemnik nie odezwał się, nie widział w ty sensu. Po prostu wyjął nić dentystyczną z szuflady i położył ją na blacie. Ciągle zapominał, żeby zaopatrzyć się w domu w zestaw zwykłych szwów, sam ich nie potrzebował, Peter też zwykle szybko się goił. Poza tym Wade wiedział, że rana zniknie już za kilka dni. Jednak zajmowanie się Parkerem uspokajało go, a nić dentystyczna nadawała się do zszywania całkiem dobrze.

- Idę po igły, a ty przemyj to jakimś alkoholem. Powinienem mieć coś w lodówce.

Peter oparł się o blat, trochę zakręciło mu się w głowie. Gdy Wade wyszedł z kuchni, Parker otworzył lodówkę i przez chwilę podziwiał jej zacną zawartość, której nie powstydziłby się żaden monopolowy. Nie znał się na tym najlepiej, sięgnął więc po butelkę, która zdawała się zawierać czystą. Odkręcił, nalał trochę na uprzednio przygotowany i złożony ręcznik papierowy i przemył ranę.

Zapiekło jak cholera.

Wade wrócił z igłą i spojrzał na dłoń Petera.

- Nie masz gustu do alkoholu.

- Przepraszam, nie znam się na tym za dobrze - odparł, siadając na blacie kuchennym.

Znajdował się teraz idealnie na wysokości twarzy Deadpoola, normalnie był od niego niższy niemal o głowę. Wade stanął naprzeciwko niego, uchwycił jego dłoń w swoją szorstką, pokrytą bliznami i przyjrzał się skaleczeniu.

- Jesteś życiowym prawiczkiem – zagadnął go, jednocześnie odkażając igły i przygotowując wszystko do zabiegu. - Zero alkoholu, fajek, krzywych akcji i innych takich. Gdyby nie to, że wymykasz się codziennie z domu, byłbyś najgrzeczniejszym chłopcem na świecie - nie krył kpiny w głosie.

Wade miał ostatnio paskudny humor, którego nic nie poprawiało.

Peter patrzył, jak ze skupieniem nawleka nić na igłę.

Oneshoty z MarvelaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz