-I jak podróż?- Spytał Josh po pierwszych 3 godzinach wędrówki -Bywały ciekawsze...- {} -Ej, ale musimy wymyślić sobie nowe pseudonimy- {} -Po co? Ja już mam- Zdziwił się -Ale wszyscy myślą że cię złapałem. Poza tym ta stara ci jakoś nie pasuje...- {} -Że co? Spytaj się tamtych wieśniaków czy podoba im się nazwa "Czarny cień"- Zasugerował Harry -Dobra *podchodzi do wieśniaków* Przepraszam, czy uważają państwo że Czarny Cień to odpowiedni pseudonim dla takiego złoczyńcy jakim właśnie on jest?- W sumie nie musiał się długo zastanawiać bo małżeństwo od razu odpowiedziało -No... Raczej nie. Ja z żoną mówimy na niego czarnuch i uważamy że to by była odpowiednia nazwa- {} -Dziękuję za odpowiedź- Powiedział Josh po czym powrócił do wozu z herbatą i podarował małżeństwu pięć torebek najlepszej herbaty. Przez następne trzy dni podróż mijała bez szwanku, tylko gdy wchodzili na górę to byli tak spragnieni, (a wokół nie było żadnej wody) że napili się trochę herbaty (jednak mieli trochę wody...). Po następnych dwóch dniach byli już w 3/4 drogi i zabrakło im pożywienia. -Dobra mały, teraz nauczysz się polować- Księżyc zaczynał swoją wartę a słońce znowu schowało się za horyzontem. Był to idealny moment na polowanie. Josh i Ha. (chyba wiadomo o kogo chodzi) poszli do pobliskiego lasu. Josh miał przy sobie rewolwer a Harry łuk zakupiony w pobliskiej wiosce.
Kiedy tylko Harry zauważył samotnego lisa to nałożył strzałę na cięciwę łuku, wycelował i... -Ej, Harry mam idealne pseudonimy!- Lis uciekł. Harry ze wściekłości o mało co nie udusił Josha -Co głupiego znowu wymyśliłeś ,że nie pozwalasz mi nawet strzelić do zwierzyny! Wiem że oboje jesteśmy głodni!- {} -Lepiej posłuchaj tego: ty będziesz czarnuch a ja będę białas!- Z pobliża uciekł królik. Harry stracił nadzieję na obiad. -Musiałeś wyskoczyć z tym pomysłem! Teraz zginiemy z głodu!- {} -Nie wiedziałem... Ja przepraszam ale myślałem że ci się spodobają...- Harry postanowił walnąć Josha w policzek (sprzedał mu lepa) -Może masz jeszcze jakiś pomysł?!- Harry kopnął teraz Josha w nogę ,na co on odpowiedział krzykiem -Panowie, tylko się nie pozabijajcie!- Krzyknął jakiś głos -Kto mówi?- Spytał Harry -Ja- odpowiedział wyłaniający się z ciemności myśliwy - Jak macie na imię wędrowcy?- <Podać mu nasze prawdziwe imiona czy też wymyślone...> -Ja jest czarnuch a to jest białas, przywedrowali my tu z Nowych Pól i jedziemy dale do Nowe Jorku ale zabrakło nam żarła- {} - Chodźcie za mną panowie-
Zaufali mu. Poszli za nim do jego drewnianej chaty powstałej w wyniku połączenia spiżarni i czegoś co wyglądało jak stajnia. Zresztą w środku pachniało nie lepiej. Josh postanowił po cichu spytać -Czyli ci się podobają ksywki?- Harry ze znużeniem odpowiedział -Tak- oboje byli cicho aż do obiadu. -Smacznego!- Wykrzyknął myśliwy, po czym złapał za jelenia i na ich oczach zjadł jego głowę wraz z oczami <Chyba zaraz zwrócę> Pomyślał na co myśliwy odpowiedział -Tam są drzwi do toalety jeżeli chcesz zwracać.... Harry- Ha. ze zdziwieniem w oczach, myślał <skąd on wie co ja myślałem?> po czym otrzymał odpowiedź -Wiem co teraz myślisz Harry- Ha. najwyraźniej się zdziwił gdyż wcześniej nikt nie mówił myśliwemu jego prawdziwego imienia. Josh także zaniemówił i zaprzestał jedzenia kurczaka -Wiedz że nie uda ci się od nas uciec - Harry w ułamku sekundy wyciągnął rewolwer, wycelował i oddał w nieznajomego cztery strzały "salwą" z rewolweru. Kiedy dym nieco się ulotnił zobaczyli że myśliwy dalej żyje. Pierwszy zaczął uciekać Harry, który pociągnął za sobą Josha. Wyszli i biegli dalej. Mimo iż nagle nastała burza śnieżna <ale jeszcze nie ma zimy!> Krzyczał w umyśle Josh. Ha. nie zastanawiał się nad takimi sprawami i wolał biec dalej. Biegli po lesie jak głupi gdy nagle ziemia zerwała się dosłownie pod nimi. Oboje spadli do pomieszczenia które dzisiaj nazwalibyśmy pracownią. Po ogarnięciu tego co się stało z drzwi wyszedł tajemniczy myśliwy -Chyba się zbytnio nie stęskniliście za mną!- Wykrzyknął -Czego od nas chcesz!- Krzyczał Josh -Harry dobrze wie co...- Ha. zaniemówił -Czego on od ciebie chce!?- Harry pozostawał w milczeniu. Myśliwy się zbliżał więc Josh postanowił działać. Zaczął klikać w przypadkowe guziki i przesuwać przypadkowe dźwignie. Przy dwunastym guziku i czwartej dźwigni myśliwy wykrzyknął -Nawet nie wiesz jakie piekło na siebie ściągnąłeś!- Po czym wielkie światło oślepiło czarnucha i białasa po czym myśliwy znikł jakby przykryła go peleryna niewidka -Dobra chodź szybko!!!- Krzyknął Harry po czym pędem pobiegli do wozu -Kto to był? Czego chciał od ciebie?- Pytał ciągle Josh -...Nie wiem- Odpowiedział krótko Harry -Ruszamy!- Przejechali pierwsze pięć metrów gdy nagle Josh sobie coś przypomniał -Ej, mieliśmy wziąć od niego jedzenie- Po czym stanęli i poszli po jedzenie. Gdzieś po trzydziestu i dwóch krokach usłyszeli coś typu wybuch lub mocne uderzenie. Podeszli od miejsca gdzie najprawdopodobniej był wybuch i.... zaniemówili. Dwa kroki do przodu od konia ciągnącego wóz był koniec wielkiego krateru ok. 33,5 m X 28,8 m w którego centrum był... Wielki meteor! -Tam mieliśmy być my...- Powoli oznajmił Josh, po czym poszli do chaty leśniczego po jedzenie. Na ich szczęście gdy wracali wóz był cały. Okrążyli krater i ruszyli w dalszą drogę.
CZYTASZ
Dzicz na Zachodzie
FantastiqueWspaniała książka opisująca ciekawe przygody dwóch kowbojów, wracających na ścieżkę dobra. W tej oto książce będzie można natknąć się na: Napady na bank, okultyzmy, U.F.O., i tak dalej!