Rozdział 1

20 4 1
                                    

Mocno napięłam zmarzniętą cięciwę, przyłożyłam ją do policzka. Lewym okiem patrzyłam dokładnie na gardło nouelinga. Wypuściłam powietrze, stworzyłam małą, białą chmurkę. Miedziana strzała przecieła powietrze. Doleciała do białego zająca, trafiła prosto w tchwicę. Na śniegu rozprysła się tylko krew, miała lekko fioletowy odcień. Uśmiechnęłam się delikatnie, dumna ze swojej zdobyczy. Puchata sierść sprawiała wrażenie jakby magicznego puchu. Sprawdziłam kątem oka czy nie ma w pobliżu żadnych drapieżników. Upewniona podeszłam do śnieżnego królika. Starałam się nie wydawać żadnego dźwięku. Na szczęście śniegu nie było dużo, za to wiatr wydawał się igrać z moją siłą.
'pewnie przybył z północy' - pomyślałam.
Westchnęłam głęboko, wzięłam zająca na ramię i ruszyłam do pałacu. Na wydeptanej, przeze mnie, ścieżce, zauważyłam zamarznięta kałuże. Była jak lustro, nieskazitelna. Odbicie wyraźnie pokazało moją bliznę. Ciągnęła się od lewej skroni aż do końca dolnej szczęki, a moje włosy wtapiały się w tło kłębu białych chmur. Wyobraziłam sobie siebie bez tego okropnego, uwiecznionego wspomnienia.
Idealną wizję zakłóciła kropla krwi nouelinga. Spadła idealnie na lewe oko, stworzyła rubinową łzę.

"Ciekawe jak bardzo źle ze mną będzie..."- pomyślałam, gdy spojrzałam na moje dzisiejsze "łupy".
Ostatnio nie jest zbyt entuzjastycznie na królewskim dworze. Pamiętam jak dawniej ludzie tańczyli i śpiewali pieśni na rynku, upiali się do granic możliwości, byli szczęśliwi. Dopóki nie umarł król Filip II, a na tronie zasiadł jego syn, Carol XIV. Pięść sama mi się zaciskała, gdy pomyślałam o tym skurwielu.
Z dzisiejszych łowów mam tylko nouelinga, tenrora, małego, szmaragdowego bażanta, i kilka ryb makoa. Zauważyłam, że na skrzydle tenror ma jedno białe pióro. Śnieżny kolor pięknie kontrastował z szmaragdowym ubarwieniem ptaka. Oderwałam je i schowałam do torby.

Ostatnio jak przyszłam z niczym nie było za miło. Moje blizny na plecach bardzo dobrze to wyrażają. Najgorsze są baty z chaczykami na końcu.
Starałam się uciec od tej myśli i pomyśleć o czymś miłym.
Zauważyłam że śnieg już zaczął topnieć w pewnych miejscach, więc zaczęłam ściągać z siebie po kolei futra. Kilkanaście metrów przede mną
rozpoczynała się kolejna strefa.
Wejście do tropików było piękne. Brama była bardzo wysoka, zrobiona z korzeni sinkusa, a na nich rosło kilka niewielkich róż, ale ubarwienie usprawiedliwiało małą liczbę kwiatów. Kolorem przypominały krew zająca, którego upolowałam na polanie. Gdy podeszłam do bramy z głębi drzewa stojącego po mojej lewej stronie wydobył się głos:
-Jak poszło polowanie?- przemówił do mnie głęboki bas jednego z drzew.
-Tak jak widać- uśmiechnęłam się szeroko podnosząc jednocześnie ręce, tak, jakby nie widziała o co mnie pyta sinkus.
Rozglądałam się po krzewach i kwiatach, widziałam też kilka nouelingów, ale o innych kolorach. Najbardziej podobał mi się ten w czarne ciapki.
Przeszłam jeszcze przez kilka stref. Śródziemną, pustynną i równikową.
Słońce mocno świeciło, dopiero gdy przysłoniłam niebo ręką zobaczyłam w oddali zamek Mordenlandu.

Valentine: Orchidea Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz