1/4

2K 126 24
                                    

Ile to już nocy minęło odkąd żyje tu jak szczur? Jurij nie był tego pewien. Kiedyś odliczał dni, skreślał je w kalendarzach, których zebrał się już pokaźny stos. Gdyby wszystkie je zliczyć wyszłoby około czterdziestu. Z jednej strony dużo. Te lata nie minęły mu jednak w mgnieniu oka. Przynajmniej nie pierwsze trzydzieści. Męczył się w pokrytej grzybem i śmierdzącej stęchlizną norze. Krew na stałe pokryła kamienne ściany, tak, by jej zapach nie opuszczał go nawet podczas snu. Inaczej nie dałby rady się powstrzymywać.

Cieszył się, że nadeszła zima. Przynajmniej nie zlatywały się muchy do gnijącego mięsa. O tak, kochały to robić. Czasem słyszał przepływ życiodajnej cieczy, nawet w ciałach małych, obrzydliwych szczurów, ale musiał być wtedy naprawdę wygłodzony. Ich krew nie smakowała słodyczą. Gorzki smak rozchodził się po jego języku i przypominał leki, które brał tuż przed śmiercią.

Nie, to nie leki. Chyba zaćpał się na śmierć lecz tego nie przypomni mu już nikt z żyjących. Zatęchłe powietrze mieszało się z oparami alkoholu, wydobywającego się z zakurzonej wentylacji. Czasami zastanawiał się czy żywy człowiek wytrzymałby ten odstręczający smród. Nigdy tego nie sprawdzał, bo i po co? Nie miał potrzeby, by przyprowadzać tu ludzi. Zdarzało mu się to raz na kilka, może kilkanaście lat. Poza tym rzadko kiedy opuszczał swoją pieczarę. Nie tęsknił za wolnością.

Wolność, też coś. Ludzkość tak zawzięcie do niej dąży. Gdyby naprawdę wiedzieli, co ona oznacza, zostaliby w bezpiecznych schronieniach, na swoich posadach, przy boku rodzin. Wolność to jedynie dezorientacja, nagle dostajesz od losu tak wiele przestrzeni, że nie wiesz co z nią robić. Gubisz się, zatracasz w niej.

Dla niego wolnością i odkupieniem stały się narkotyki, które doprowadziły go tu, gdzie teraz się znajduje, na samym dnie, w lochach ludzkości, pod ich stopami. Żerowali na nim, dał się wykorzystywać jak zwykła dziwka.

Dla właścicielki baru w podziemiach, którego mieszkał, wolnością stały się pieniądze. Przynajmniej ona sama tak uważała. Prawda jednak okazała się zgoła inna. Były one jego pułapką i klatką, z której nie chciała wyjść. Dokładnie się tam zabarykadowała. Mimo młodego wieku, dobra materialne tak bardzo zawładnęły jej życiem, że zagubiła możliwości ucieczki. Jurija pamiętała jeszcze z czasów, gdy była małą dziewczynką, a jej dziadek prowadził bar dla okolicznych pijaczków. Dzisiaj pod skrzydłami młodej Mili przedsięwzięcie to nabrało rozpędu. Posiadała ona bowiem gwarancję niekończącego się przychodu, niewykrywalnego i potencjalnie legalnego. A źródłem tego dobrobytu bez dna był wampir.

Nie, nie był on atrakcją - "Za kilka setek, dotknij zębów wampira!". "Daj się ugryźć już dziś, sprawi ci to nieziemską przyjemność!".

Nic z tych rzeczy. Prawdą było, że ugryzienie wampira bolało tak cholernie bardzo, że tylko masochista zgodziłby się na taki rodzaj rozrywki.

Nie, Jurij dzielił się z Milą jedynym co miał, a mianowicie własną krwią. To ona figurowała jako tajemniczy składnik do drinków, który odurzał i kopał kilka razy mocniej niż najmocniejszy alkohol. A co najważniejsze, niesamowicie mocno uzależniał.

Nieświadomy niczego klient, mniej lub bardziej przypadkowo, zaglądał do baru. Urzeczony atmosferą i zainteresowany niecodziennym klimatem, wypijał drinka lub dwa. Nieziemsko aromatyczny trunek pozostawał w jego ciele jeszcze przez kilka dni, przez które tajemniczy gość, oczywiście urzeczony smakiem i doznaniem, przesiadywał w tym oto klubie. Do tego dobre towarzystwo, głośna muzyka, przygodny seks. Czego więcej potrzebował człowiek do prawdziwego szczęścia? Absolutnie niczego. Po kilku, kilkunastu dniach przez zamroczony umysł delikwenta przebijała się racjonalna myśl, że przydałoby się wrócić do domu, do rodziny. Wyrwany z amoku przez jednego z kelnerów opuszczał lokal. W końcu nikt nie mógł pomyśleć, że kogoś się tu morduje, czy przetrzymuje wbrew woli.

Odkrywając tajemnice|  Otayuri, VictuuriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz