Scorpius wyszedł ze swojego małego, nieposprzątanego od wielu dni pokoju w Dziurawym Kotle, który śmierdział dymem. Naciągnął zimowy płaszcz i zszedł na dół. Zostawiwszy przy barze zapłatę na przyszły miesiąc, którą jakimś cudem zdobył łapiąc się dorywczych prac, wyszedł na zatłoczoną, mugolską ulicę. Odpalił papierosa, a wydmuchnięty przez niego dym zamienił się w biały obłok na zimowym mrozie. Przeciągnął palcami po włosach. Tego grudniowego poranka mróz był największy od lat, ale on zdawał się tym nie przejmować, przecież nieraz musiał się snuć po lodowatych lochach Hogwartu gdzie Ślizgoni mieli swoją część mieszkalną.
Teraz już nie był uczniem Hogwartu. Skończył szkołę przed rokiem, otrzymując prawie najlepsze wyniki na roku, a został żyjącym w biedzie, niezauważanym przez innych czarodziejem. Ojca nie chciał znać, a ten z kolei uważał go za bezużyteczne dzieciaka, którego nie chce utrzymywać. Scorpius zapewnił go, że gardzi jego pieniędzmi i odszedł.
Na myśl o przeszłości i rodzinie poczuł złość i odpalił kolejnego papierosa, zaskakujące jak mu to pomagało oderwać myśli od złych wspomnień.
Rozcierając zmarznięte dłonie wszedł do małej mugolskiej kawiarni gdzie umówił się ze swoim najlepszym i zarazem jedynym przyjacielem. Albus Potter, którego zawiły los przydzielił razem z nim do Slytherinu, siedział w kącie, z dala od innych. Ten ciemnowłosy chłopak, który wyłamał się z tradycji rodzinnej i nie poszedł w ślady ojca i brata, przyuczał się do zawodu Uzdrowiciela, co zajmowało mu prawie całe dnie, ale nie zapominał przez to o przyjacielu.
- Co tam lisie?- zagadnął młody Malfoy, siadając naprzeciwko przyjaciela. Albus rozpromienił się. Często stosowali, w odniesieniu do siebie pseudonimy, wynikające z kształtów ich patronusów, a przynajmniej było tak, gdy chodzili do szkoły.
- Cholernie zimno. Czuć, że rozgrzewasz się tą trucizną- przyznał, wyczuwając zapach papierosów
- Jakbyś mnie nie znał- kelnerka postawiła przed nimi dwie, zamówione przez Pottera kawy. Albus przyjrzał się przyjacielowi, który był chudszy niż dawniej, jego oczy były lekko podkrążone, a włosy wyglądały jakby kompletnie przestał o nie dbać.
- Wyglądasz beznadziejnie- przyznał wprost, na co Scorpius wzruszył obojętnie ramionami. Od jakiegoś czasu nie przejmował się swoim wyglądem.
- Dlaczego chciałeś się spotkać?- zapytał, chcąc zmienić temat.
- Żeby pogadać, zobaczyć jak sobie radzisz na wygnaniu- Scorpius drgnął nieznacznie.
- Jest dobrze, co rusz znajduje, jaką pracę, z której można wyżyć. Myślałem, że będzie gorzej, ale nie narzekam.
- Dlaczego nie znajdziesz jakiejś pracy na stałe? Z twoimi wynikami mógłbyś zostać kim zechcesz. Tylko nasza Rosie, pani błękitek, była od ciebie lepsza. Dlaczego nie spróbujesz, przecież twoja sytuacja z rodziną...
- Moja rodzina zaważyła jakbyś zapomniał! Nikt nie chce Malfoya u siebie. Kto chciałby chodzić do doktora Malfoya, który Auror by mi uwierzył, kto przydzieliłby mi stanowisko w ministerstwie? To jest jedyna opcja dla mnie, żyć z dnia na dzień.
-Mój ojciec zatrudniłby cię bez wahania, bo wie, jaki jesteś, znacie się od ośmiu lat. Wyślij podanie, zmień coś w swoim życiu...
- Dobrze mi z tym jak jest!- zapewnił go.- Nie chcę niczyjej litości, radzę sobie doskonale.
- Dlatego zawsze spóźniasz się z czynszem i wyglądasz na wykończonego? Nie mówię, że masz wracać do ojca i żyć z rodzinnego majątku, ale zrób coś ze sobą, pokaż ludziom, jaki jesteś. Pokaż, że bycie Malfoyem to nie tylko spoczywanie na laurach albo bycie Śmierciożercom.
CZYTASZ
Scorpius Malfoy- od nędzarza do pisarza- OneShot
FanfictionKrótka historia z życia Scorpiusa Malfoya, który zmaga się z szarą codziennością od dnia zakończenia swojej edukacji w Hogwarcie. Kto mu pomoże się odnaleźć? Gdzie znajdzie się rozwiązanie dla jego trudnej sytuacji, w której znalazł się na skutek w...