— Harry! Weź się do roboty! Już jutro gwiazdka, a jedyne co jest gotowe to skarpetki na kominku!– krzyknął zdenerwowany Louis wchodząc do kuchni gdzie Harry aktualnie przeglądał stronę schroniska dla zwierząt. Chciał zaadoptować kotka, które z szczególnością kochał. Te stworzenia fascynowały go tak bardzo, że Louis miał już dość jego gadania na temat dawnej historii kotów. Styles tego nie rozumiał. Jego zdaniem osoba bez szczególnego zainteresowania do tych zwierząt jest po prostu dziwna.
— Cicho siedź Louis, ja koty patrzę. Po za tym do tradycji Brytyjczyków należy zero pracy w wigilię.– powiedział Harry olewając czerwonego od złości bruneta.
— Harry, nie zachowuj się tak. Jesteś dla mnie taki, bo? Co ja zrobiłem?– zapytał Louis kiedy jego złość bardziej przemieniła się w smutek. Spojrzał w zielone oczy chłopaka i westchnął kiedy ten odwrócił wzrok. Mieszkanie z Harrym było nie dość, że ciężkie to i pełne cierpienie. Pomimo, że para mieszka ze sobą od roku mają oni mało chwil, żeby pobyć razem. Praca, obowiązki... to wszystko przekłada się na cierpienie tej dwójki. Louis dając już sobie spokój wyszedł z kuchni nie mając siły na dalszą rozmowę. Loczek pomimo kamiennego wyrazu twarzy czuł smutek i żal, bo wiedział, że z dnia na dzień oddalał się coraz bardziej od Tomlinsona. A to ostatnia rzecz jaką by chciał.
— Przepraszam Louis, tak bardzo cię przepraszam.– szepnął Harry cicho, a po jego policzku zaczęły spływać pojedyncze łzy. Zaczął płakać, bo nikt go nie rozumiał, a on potrzebował tego najbardziej. Potrzebował zrozumienia.
🎄
— Harry, twoja mama dzwoniła. Powiedziała, że razem z Gemmą przyjadą do nas jutro rano, żeby pomóc jeszcze przed kolacją.– powiedział brunet kończąc rozmowę przez telefon.
— Moja mama chyba lubi cię bardziej niż mnie.– powiedział rozdrażniony mężczyzna. Nie lubił kiedy jego rodzina odzywa się najpierw do Louisa, a później do niego. Czuł się jakby niepotrzebny? Brunet wyszedł z salonu obojętnie pod czujnym okiem Louisa i skierował się do znanego mu dobrze pomieszczenia. Otworzył dość duże drzwi i wszedł do środka. Promienie słoneczne wpadały do pokoju przez okno zajmujące prawie pół ściany, a szron osadził się na na nim jakby szukał miejsca, w którym mogłaby się odnaleźć. Kurz latał w powietrzu tak samo jak szron szukając miejsca osadzenia. Zielonooki wszedł w głąb pokoju i usiadł przy starym pianinie, które znajdowało się obok gitary basowej i akustycznej. W pokoju znajdowały się też skrzypce, kilka innych gitar i ukulele. Wszystko należało do niego, prócz ukulele, które było Tomlinsona.
Styles zaczął delikatnie naciskać klawisze i zamknął oczy. Zawsze dawało mu to ukojenie, zawsze kiedy czuł smutek. Pomimo jutrzejszych świąt czuł go, bo żadna magia świąt nie była w stanie ukoić jego cierpienia. A wszystko przez jeden pamiętny dzień.
25.12.2009 r. Londyn, Wielka Brytania.
— Harry odbierz telefon! Cass dzwoni!– krzyknęła mama wysokiego jak na swój wiek bruneta. Rodzina skończyła rozpakowywać prezenty po świątecznej kolacji. Chłopak był wyjątkowo szczęśliwy w ten dzień, bo jego wiecznie zapracowana siostra pierwszy raz od kilku lat spędzała z nimi święta. Kochał ją ponad wszystko, a każda jej nieobecność przy rodzinnej kolacji świątecznej była przykra. Harry sięgnął po telefon i nacisnął zieloną słuchawkę, gdy zobaczył zdjęcie swojej przyjaciółki, która jako jedyna szanowała jego orientację seksualną. Dlatego ją uwielbiał, bo nie oceniła go od razu na pierwszy rzut oka. Ona go szanowała i kochała. Był dla niej jak brat. Brat, którego nigdy nie miała.
CZYTASZ
Spirit Of Christmas // Larry Stylinson
FanfictionŚwiąteczny ONE SHOT z Larry. Zapraszam w świat prawdziwej magii świąt. ,,- Miłość tysiąca i jednych świąt.- westchnął Harry patrząc w niebo na srebrzyste gwiazdy. - Tysiąca i jednych świąt?- zapytał Louis niezrozumiale patrząc na zielonookiego na co...