☀ two ☀

1.8K 184 32
                                    

   Treningi kończyły się późno, a w zimie szczególnie szybko zachodziło słońce. Kenma naprawdę lubił tą porę roku, ale czuł się zbyt zmęczony na jakiekolwiek zainteresowanie otoczeniem. Nie chciał wracać z mamą, więc wyszedł trochę wcześniej, żeby przejść się po mieście. Było cicho, co koiło jego zmysły po dwóch godzinach nieokiełznanych wrzasków i odbić. Noc miała w sobie coś pięknego, coś, czego chłopak potrzebował w swoim życiu. Ulice za dnia wyglądały zwyczajnie, wręcz mało ciekawie. To wieczory nadawały wszystkiemu sens — zakrywały niedoskonałości, budowały uczucie grozy. Neony oświetlały ulice, ludzie byli spowici mrokiem, a jedyne odgłosy wydawały przejeżdżające, co jakiś czas, samochody.

   Kenma nie miał czasu na rozglądanie się dookoła i podziwianie okolicy, choć zazwyczaj to robił na spacerach. Jego głowę zaprzątały zupełnie inne myśli — bardziej skomplikowane. Tęskno mu było za czasami, gdy nie istniał jeszcze drugi Kenma, Kuroo był dwie przecznice dalej i wszystko wydawało się łatwiejsze. Teraz jego bezradność utrudniała mu funkcjonowanie i nie potrafił sobie z tym poradzić.

   Miał dzisiaj porozmawiać z Kuroo. Co mógłby mu powiedzieć? Nigdy nie opowiedziałby o swoim smutku, samotności i bólu, z jakim musiał żyć. Chłopak studiował daleko od domu i na pewno też było mu ciężko, więc nie było mowy o wyznawania mu swoich problemów. Kenma zachowywał się jak tchórz, ale nie umiał przyznać się do tej bezsilności. Przez te wszystkie lata już dosyć się o niego namartwił. Pytał, czy lekcje odrobił, czy zjadł śniadanie, czy wyspał się chociaż trochę. I wiedział zawsze, gdy kłamstwo padło z malinowych ust. Znał wszystkie rodzaje ciszy, jakie miał w sobie Kozume. Samym spojrzeniem potrafił nakłonić go do czegoś, choć chłopak nie należał do nieasertywnych osób. Odnajdywał błyszczące oczy, widział łzy zanim wypłynęły. Blondyn nie mógł wyobrazić sobie lepszego przyjaciela. I tak miał wrażenie, że otrzymał już więcej, niż powinien. Dostał tyle miłości, akceptacji i zrozumienia, a nadal był taki samotny. Tego nienawidził najbardziej.

   Nie musiał do niego dzwonić. Mógł napisać mu, że źle się czuje albo, że laptop nagle się zepsuł, a telefon rozładowuje. Po co mieliby rozmawiać? Chłopak wątpił, że Kuroo powie mu cokolwiek, co poprawi mu humor. Studia pewnie są fantastyczne — w końcu na takie właśnie chciał iść. Kenma nie miał nic do opowiedzenia. Większość czasu spędzał w domu, szkolne przerwy przesiadywał w łazience, a treningi nie były już tym samym. Czym tu się chwalić, gdy życie ci się wali?

   Dzień był pochmurny. Drzewa wyglądały pięknie — suche gałęzie bez liści spowite w cieniu. Sam kontur. Latarnie miały różne barwy i tą lśniącą poświatę dookoła. Tupanie podeszwami o mokry chodnik, nierówny w pewnych miejscach. Oślepiające reflektory samochodów, włosy zasłaniające oczy. No i ci ludzie — też pochmurni, zapomnieli się rozchmurzyć. Było mu zimno w stopy, dłonie i nos. Cały był chłodny, może serce też mu zamarzło, bo nie czuł nic szczególnego. Miał swoje problemy, swoje troski, swoje słoneczko, które wyjechało tak daleko od niego. Bez niego był tylko burzową chmurą, zbyt małą by płakać. Kenma współczuł psom uwiązanym przy sklepach — pewnie też były samotne. Zaczął padać deszcz, ale to dobrze. Łez nie widać, gdy wszędzie są krople. Nikt nie zwraca uwagi na zaczerwienione oczy.

   Wszedł do domu cały przemoczony. Jego mama wyjrzała z kuchni i spojrzała na niego zaskoczona. W rękach trzymała książkę, na nosie miała okulary, na stopach kapcie. Znów wyglądała jak jego rodzicielka — trochę zmęczona, spokojna i pachnąca wypiekami.

— Oj, nawet nie zauważyłam, że zaczęło padać — powiedziała, spoglądając w okno. — Co tak wcześnie, skarbie?

   Zdjął mokre ubrania i odgarnął włosy z twarzy. Zawinął kosmyk za ucho, wzdychając lekko.

✔Samotne żonkile | kozume kenma Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz