Otworzyłam mu drzwi z uśmiechem na ustach. Na początku chciałam ubrać się niczym Paul, jednakże stwierdziłam w końcu, że czułabym się dziwnie w szlafroku i z papierosem w dłoni. No i sam chłopak w noc Wigilijną także nie miałby tego na sobie. Postawiłam na prostą sukienkę w czarnym kolorze.
- Hej - rzuciłam i zaprosiłam go do środka.
Zwyczajowo miał na sobie ciemny garnitur, spod którego wystawała biała koszula. Jak zwykle nienaganny, elegancki. Prawdopodobnie o wiele bardziej smutny niż powinien, ale udawał, że nic takiego się nie stało.
Złapałam go delikatnie za dłoń i poprowadziłam do pokoju, który znał prawdopodobnie tak dobrze jak Biblie. Udekorowałam pomieszczenie na modłę poprzedniego właściciela, bo uznałam, że tak będzie najwłaściwiej. Tak to wyglądało od wielu lat, więc dlaczego miałabym cokolwiek zmieniać? Tradycja to ważna rzecz.
- To... - zaczął, rozglądając się dookoła. Jego oczy zwróciły uwagę na każdy najdrobniejszy szczegół, widziałam to w jego postawie. Nim więcej zobaczył, tym bardziej jego ramiona się spinały. - To wygląda dobrze.
Być może spodziewałam się innej odpowiedzi. W końcu naprawdę napracowałam się nad tym wszystkim i myślałam, że jednak może nieco ożyje, gdy zobaczy efekt końcowy. Jednakże... Nie mogę przecież po tym, co się stało, oczekiwać nie wiadomo czego. Małe kroczki, prowadzenie za rękę, pilnowanie. Tak, to na razie są właściwe działania.
- Cieszę się, że ci się podoba - odpowiedziałam.
Uświadomiłam sobie, że na moment straciłam uśmiech, więc już zaraz znów go przywołałam.
Usiedliśmy na przeciw siebie, aby móc patrzeć sobie w twarz podczas rozmowy. Na stole pomiędzy nami stały różnorakie potrawy. Wiedziałam, jak zwykle jadali w Wigilię, więc postarałam się jako tako nadać temu podobny charakter, dlatego też ostrygi leżały koło salami, naleśniki znajdowały się nieopodal udka z kurczaka, a sos czekoladowy był obok raków. Przedziwna mieszanka, ale prawdopodobnie nie aż tak niezwykła jak powinna być, bo nie stworzył jej Paul.
Benjamin przez dłuższą chwilę patrzył na potrawy, aby w końcu niepewnie nałożyć sobie na talerz małe makaroniki nadziewane serem. Pewnie całe to jedzenie w głowie nazywał bluźnierstwem, ale przez wszystkie lata za bardzo się do niego przyzwyczaił.
- Wszystko w porządku? - spytałam, patrząc na niego niepewnie.
On za to wciąż usilnie wbijał wzrok w swój talerz. Nie mam pojęcia, co próbował tym osiągnąć. Czułam się coraz bardziej nieśmiało, bo nawet nie odpowiedział mi od razu.
- Wiesz, to wciąż boli tak samo - powiedział w końcu.
- Ja wiem...
- Nie, nie wiesz - uciął moją wypowiedź ostrym tonem. Złapał nasadę nosa i westchnął cicho. - Przepraszam. Naprawdę. Czasem bywam nieco impulsywny.
- To wiadome, masz do tego prawo - mruknęłam.
Zaczęłam wolno poprawiać dół sukienki, aby wyrównać każdą nieistniejącą zmarszczkę. Wszystko, aby nie patrzeć mu w oczy. Niestety wiedziałam, co spotkam w jego spojrzeniu, więc wolałam tego uniknąć. Mało kto posiadał tak puste spojrzenie.
- Tęsknie. I wszystko mi o nich przypomina, każdy najdrobniejszy szczegół wbija się w moje serce, rani je. Mój organizm jest zatruty przez moją własną krew, ale nie umrę przez to. A powinienem. Powinienem umrzeć jak oni, ale nie mogę. Czasem myślę sobie, że może wtedy bym się z nimi zobaczył, ale to bez sensu. Ja... Ja plotę bzdury, nie wiem nawet, dlaczego to mówię. Wciąż jestem tak samo smutny, tak samo zraniony. Próbuję normalnie funkcjonować, ale potem widzę nagle jakąś rzecz, która mi przypomina o kimkolwiek z nich i znów jestem w rozsypce. Tak często składałem się już w całość, ale to wciąż jest tak samo ciężkie. Najgorzej jest z myślami o Ramusie. Oczywiście tęsknie za nimi wszystkimi, byli dla mnie w końcu jak bracia. Nawet te głupie krasnale, które są wszędzie... Siedzę tutaj i próbuję nie płakać.
CZYTASZ
Otrzyj łzy
FanfictionBenjamin zostaje na święta sam. Wokół niego zabrakło osób, na których zależało mu najbardziej. Cierpi po cichu, recytuje święte formułki i płacze, patrząc na wnętrze domu, które niebezpiecznie świeci pustkami. Po jego policzkach płyną łzy, a większ...