16

43 6 0
                                    


Czuję silne ręce Sherlocka, zaciskające się na mojej talii, a następnie oboje lądujemy z impetem na zimnej trawie. Detektyw przyjmuje na siebie cały upadek i to ja przygniatam go w tej chwili do ziemi. W tej samej chwili domem wstrząsa potężna eksplozja i dach zawala się na piętro, a potem przedziera także do parteru.

Miejsce, w którym dorastałam zostało właśnie zmiecione z powierzchni ziemi. Wraz z domem wymażą się także wspomnienia i moi rodzice. O poległych agentach wolę nawet nie wspominać.

Opieram głowę na piersi Holmesa i pozwalam mu na silny uścisk ramion. Potrzebuję teraz, by ktoś trzymał mnie w ten sposób, dopóki nie posklejam wszystkich kawałków swojego jestestwa na nowo.

Wiem, że powinnam wstać i pozwolić detektywowi na to samo, ale najnormalniej w świecie nie mam na to siły, więc nie spieszę się z odskakiwaniem od sławnego Holmesa. Nie obchodzi mnie również powód jego obecności i ten heroiczny gest, który uratował nam obojgu życie. Czerpię po prostu przyjemność z bycia w jego ramionach i postanawiam wyciągnąć z tego tyle, ile się da.

Czy to możliwe, że twarz Sherlocka i jego dedukujące cały świat oczy, stały się właśnie moim prywatnym światełkiem w tunelu?

Ronię jeszcze kilka łez smutku, żalu i zmęczenia, a potem postanawiam wyswobodzić się z jego uścisku i zapytać go, co tu właściwie robi. Tylko dlaczego miałabym rezygnować z ciepła jego ciała? I dokąd mam teraz pójść? Tkwię obecnie w zawieszeniu pomiędzy światem żywych i umarłych.

Zdążyłam już pogodzić się z myślą, że nie przeżyję pożaru. Jak mam teraz żyć ze świadomością, że moi rodzice oddali życie z mojego powodu? Powoli ogarnia mnie wściekłość, ale staram się zdusić ją w zarodku.

Muszę się wyzbyć wszelkich uczuć. Zapomnieć, że w ogóle coś takiego istnieje. W przeciwnym razie nie będę w stanie stawić czoła Vernet'owi i, chyba jeszcze gorzej, Sherlockowi.

Patrzę w twarz detektywa, który ma obecnie opuszczone powieki i oddycha głęboko, uspokajając puls. Po chwili jednak odwzajemnia moje spojrzenie, czując na sobie mój wzrok i tkwimy tak, nie wypowiadając ani jednego słowa.

Żadne z nas nie chce psuć chwili. Jest między nami wiele niewypowiedzianych słów i napięcie, które z każdym dniem staje się coraz trudniejsze do zniesienia i, które dodatkowo, obezwładnia nas skutecznie.

To ja jako pierwsza przerywam milczenie.

- Jesteś cały?

- Tak. - Sherlock wzdycha ciężko i pomaga mi zejść z jego twardego ciała.

Holmes jest bardziej umięśniony niż sądziłam.

- Wszystko w porządku? - Sherlock zadaje mi pytanie, na które tylko kiwam głową.

Będę żyć. Jak widać mam coś wspólnego z kotami, bo kolejny raz z rzędu udaje mi się wyjść cało z opresji.

- Dziękuję. - szepczę, niezdolna podnieść głosu.

Nie wiem jak mogłabym inaczej odwdzięczyć się temu mężczyźnie za wszystko, co dla mnie zrobił. To znaczy, mam kilka pomysłów, ale raczej wątpię, żeby detektyw był nimi zainteresowany.

- Przepraszam. - dodaję jeszcze. - Za kłopot i tamto ogłuszenie.

Sherlock nie komentuje tego, po prostu na mnie patrzy. Chyba dostrzega zmianę w moim zachowaniu i wyglądzie, bo nagle otwiera i zamyka usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wie, że żadne słowa nie oddadzą prawdziwej głębi myśli.

Już się wszystkiego domyślił.

W sumie, powinnam być pod wrażeniem, ale w tej chwili nie potrafię myśleć o niczym, jak tylko o swoim zadaniu i zemście. Nie daruję im tego, co mi zrobili. Co zrobili całej mojej rodzinie.

"I observe everything"Where stories live. Discover now