Prolog

101 5 0
                                    

Wbiegłam do szkolnej łazienki cała zapłakana. Czarna torba na moim ramieniu ledwo sie trzymała. Sprawdzam która kabina jest wolna i do pierwszej pustej wchodze, zamykam dzwi na zamek. Kładę torbę na toalecie, nerwowo przegrzebuje całą jej zawartość. W końcu moje palce napotykały lśniące, metalowe ostrze. Wyjmuje je z dna torby, siadam na podłodze i przykładam do nadgarstka żyletkę. Przesuwam nim wolno po nadgarstku. Czuje jak ostry koniec metalowego ostrza powoli wbija mi się w rękę, rozcina wpoprzeg ręki skórę. Ciepła, bordowa krew powoli sływa mi po nadgarstku wzdłuż ręki. Z ręki na podłogę.

Pierwsza kreska - za to że jestem.
Druga kreska - za to że żyje.
Trzecia - za to że jestem beznadziejna.
Czwarta - za to że po prostu istnieje.

Czułam jak emocje po mnie spływają. Tak jakby krew która spływa na zimne płytki łazienki szkolnej, zabiera wszystko ze sobą za zewnątrz. Kilka łez spłynęło mi po policzku, plamiąc mój czarny sweter. Usłyszałam pukanie do drzwi mojej kabiny. Odpowiedziałam na to krótkim ,,zajęte", otarłam policzki rękawem za dużego na mnie swetra, wziełam chusteczkę higieniczną i wytarłam nią podłogę. Wyszłam z kabiny, podeszłam do umywalki i szybko umyłam nadgarstek z krwi zimną wodą. Przepłukałam jeszcze twarz - nie malowałam się wiec o makijarz się nie martwiłam - zakręciłam kran i jeszcze przed wyjściem oparłam się rękami o umywalke. Spojrzałam się w lustro, które wisiało przede mną. Zobaczyłam tam zwykłą dziewczyne. Szarą myszkę z brązowymi włosami. Dużymi, podkrążonymi oczami. Dziewczynę o bladej cerze z lekkimi piegami. Wyszłam z łazienki szkolnej i skierowałam sie od razu do drzwi wyjsciowych.

#20 minut później#

Wyjmuje z tylnej kieszeni pozdzieranych dżinsów srebrny kluczyk i wkładam go do zamka. Przekrecam w prawo i gdy słyszę charakterystyczny dźwięk, otwieram drzwi. Weszłam do środka i jak zwykle poczułam zapach papierosów i alkoholu. Zdjełam buty, torbę położyłam na komodzie w korytarzu. Prostym korytarzem przeszłam do kuchni. Otworzyłam drzwi lodówki, ale tam nic nie było. Jak zwykle pustka. No i znów dzień bez jedzenia. Poszłam do pokoju i usiadłam na niewielkim łóżku. Wtedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojego pokoju. Był to on. Był pijany. To nie zwiastowało dobrej przyszłości. Podszedł do mnie, złapał mnie za nadgarstki i jednym ruchem przycisną mnie do łóżka. Moje krzyki, i wiercenie nic nie dawały. Był starszy i silniejszy. Nienawidze go. Nienawidze mojego brata...

***
Jest prolog. Oby sie przyjął. Za wszelkie błędy przepraszam.
~camonka

Na krawędzi życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz