|Rozdział pierwszy|

165 17 0
                                    

tłumaczenie angielskiego opowiadania "Adieu, Be Good Cheer", które należy do LyingMonsters.
oryginał: https://archiveofourown.org/works/16089125

uprzedzając wszelkie pytania, tak, zgoda na tłumaczenie jest!

i chciałbym jeszcze podziękować -laufeyson-
której pomoc okazuje się nieoceniona.

miłej lektury!

°°°

Gilbert wyjrzał przez okno, podczas lekcji i wszyscy byli tego świadomi.
To nie tak, że nie mógł nic na to poradzić. Mógł zwrócić na siebie uwagę, gdyby zamachnął się mieczem. Wiedział, że w ciągu kilku minut może pokazać kogoś w tej klasie. Arytmetyka była męcząca i bezużyteczna. Wbił pióro w papier i wyrysował mężczyznę na ławce za oknem.
— Czy ​​mogę tu usiąść?
Gilbert odwrócił wzrok od mężczyzny za oknem. Młody człowiek — być może chłopiec, którego znał — był dobrze ubrany, a z jego kołnierzyka wysuwała się ozdobna apaszka. Widok ten sprawił, że się uśmiechnął.
— Nikogo innego tu nie ma.
Odsunął krzesło i usiadł. Jego oczy miały niesamowity kolor, ciemnoniebieski lub fioletowy.
— To prawda — powiedział.  — Masz sprytną mowę.
— Więcej niż to. — Gilbert oparł się pokusie, by wysunąć język.
Czoło mężczyzny zmarszczyło się, a Gilbert w końcu odwrócił wzrok od tuch dziwnych, purpurowych oczu z powrotem na kartkę, chociaż jego rysunek nie wydawał się już interesujący i schował go.
— Czy ja cię przypadkiem nie znam? Porucznik, tak?
Fioletooki uniósł brew. Wyglądał na zadowolonego, ale próbował to ukryć. Gilbert chciał go szturchnąć, ale dopóki tego nie zrobił, pokazał szeroki i zadowolony uśmiech.
— Powiedziałbym, że wiem, kim jesteś, ale to nie byłoby tak imponujące, Mój Książę — odpowiedział.
— Nieimponujące. Konieczne. Wyglądasz na kogoś, kogo znam — powiedział Gilbert z myślą o wszystkich bezużytecznych listach, które musiał zapamiętać. — Beilschmidt? — dokuczał. — Edelstein?
Tym razem przyjemność płynąca z przyznania się dotarła do twarzy porucznika i pozwolił sobie na uśmiech. Edelstein. To kamień szlachetny.
— Rozumiem — odparł Gilbert, a on poczerwieniał pod swoją apaszką. — Jak masz na imię?
— Skupcie się  — zawołał nauczyciel i odskoczyli od siebie, jak dzieci dotykające gorącego żelazka.  Patrzyli na siebie w ukryciu, gdy pochylali się nad swoimi zeszytami.
„Edelstein” —  pomyślał Gilbert, ukrywając uśmiech. Kiedy spojrzał w prawo, był tam, również z uśmiechem na wpół schowanym pod kołnierzem. Gilbert wyciągnął rękę, żeby go złożyć. Uśmiechnął się do niego, a purpurowe oczy były zabłysły.
Kiedy nauczyciel ogłosił koniec zajęć, Gilbert podskoczył jak dziecko i staną przy fioletowookim.
— Zaczekaj — zawołał nauczyciel. — Książę Gilbert.
— Tak?
Nauczyciel rzucił okiem na mężczyznę obok niego. — Co Ty tu jeszcze robisz? — zwrócił się do porucznika.
Edelstein tworzył usta, nie mogąc znaleźć odpowiedzi i zniknął za drzwiami. Nauczyciel wrócił do Gilberta.
— Musimy przedyskutować twoje patrzenie przez okno, sir.
— Nie będę już przez nie patrzył — obiecał Gilbert.  — Nie, gdy będę mógł rozmawiać z Edelsteinem.
Nauczyciel otworzył usta, żeby się spierać, ale Gilbert zniknął, zakładając płaszcz na swoją klatkę piersiową.
Książę znalazł go na ławce, którą szkicował, przeglądającego papiery.
— Witaj — przywitał się Gilbert, siadając obok niego. — Przepraszam za tego starca. Jak masz na imię?
— Ja... — kolejny mały, zadowolony uśmiech. — Nazywam się  Roderich Edelstein, Mój Książę.
— Jestem Gilbert Beilschmidt. Tylko Gilbert. — próbował zrobić niewinną minę. — Je pense que votre nom est joli, Roderich ¹.
— Je suis heureux de vous rencontrer aussi, Gilbert ² — odparł  Roderich. —Twoje imię też jest piękne.
Gilbert czuł, jak jego twarz i szyja pokrywają się czerwienią. Miał ochotę złapać dłoń Rodericha i śmiać się tak głośno, że jego siostra usłyszałaby jego szczęście i podekscytowanie.
— Znasz francuski!
— Mój ojciec nalegał, abym się go nauczył. — Roderich odwrócił wzrok i bawił się swoją apaszką. — Nie sądzę, żeby kiedykolwiek myślał, że będę mówił, w tym języku, do księcia.
— Cieszę się, że to zrobił, cieszę się, że ty to zrobiłeś. I proszę, mów do mnie Gilbert. — wyciągnął rękę. Roderich przez chwilę się wahał, nim ją uścisnął. Jego ręce były delikatne i gładkie we wszystkich miejscach. W przeciwieństwie do Gilberta.

Adieu, Be Good Cheer » hetalia; pruaus; tłumaczenie. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz