1.

3 0 0
                                    

W małym garaż na tyle domu, który po pożarze został odbudowany, krzątał się dojrzały mężczyzna, znacznie wyższy, niemal trącający czubkiem głowy o sufit. Chodził po nim lekko zgarbiony szukając coś po półkach. Był w szarym podkoszulku, który lepił się od potu do torsu mężczyzny. On jednak o to nie dbał, tak samo jak nie dbał o zarost na twarzy. Na długim rzemieniu wisiała obrączka, która w blasku lamp błyszczała jakby była świeżo co kupiona.

Daniel idąc w stronę małego, drewnianego jachtu mijał wiele kartonów, to właśnie w tych tekturowych pudełkach było całe jego życie, zdjęcia oraz wspomnienia dotyczące jego żony i syna. To zaledwie sześć małych paczek, które symbolizowały to szczęśliwe życie. Starał się nie zwracać na nie uwagi. Po prostu były.

Za oknem było już ciemno, a śnieg co jakiś czas przypominał o sobie, prósząc leniwie.  Za kilka dni miała być wigilia, kolejna rocznica jego rodzinnej tragedii. Kolejny rok który znów prowadził go do coraz większego osamotnienia.

Nagle do drzwi jego garażu zapukał ktoś, nim Dan zdążył cokolwiek powiedzieć, w środku pojawił się ciemnoskóry mężczyzna. Otrzepał siebie z śniegu i obdarował Daniela swoim uśmiechem. William był czterdziestopięcioletnim przyjacielem Dana. Mieszkali po sąsiedzku. Pomimo różniących ich rzeczy, zaprzyjaźnili się zaraz gdy tylko rodzina Telis przeprowadziła się z Polski. Will był pierwszym z strażaków na miejscu pożaru domu Dana. To on pierwszy wszedł do środka wiedząc, że musi szukać małego Sebastiana i Ani. Jako jedyny też pozostał przy mężczyźnie gdy ten zmienił się po tragedii jaka go spotkała. Był prawdziwym przyjacielem.

- Chłopie, przewietrz tu trochę bo od drzwi ciebie czuję.- zaśmiał się Willi uchylając drzwi na chwilę.

Dan jednie spojrzał w jego stronę ocierając ręce z smaru. Odwrócił się do niego tyłem biorąc kawałek deski i mierząc na niej swoje plany.  Przyjaciel westchnął i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do małej turystycznej lodówki i wyciągnął z niej piwo w puszcze. Z typowym syknięciem otworzył ją i upił sporego łyka.

- Przemyślałeś propozycję Amandy?- zapytał opierając się plecami o ścianę. Wtedy Daniel znów  skupił na nim swoją uwagę.  Przechylił głowę na bok i przeczesał palcami złote włosy. 

- Mam wtedy spotkanie.- odpowiedział głosem bez emocji, jakby czytał specyfikację nowego kutra. 

- Znowu praca?

- Nie...- warknął zbyt szybko tracąc umiejętność do prowadzenia spokojnej rozmowy. - Spotykam się z kandydatką na surogatkę w stowarzyszeniu.

Tego William się nie spodziewał. Usta rozwarły mu się szeroko. Na szybko musiał zebrać myśli, aby cokolwiek powiedzieć. W tym czasie rosły mężczyzna z zarostem nic nie robił sobie z tej ciszy. Wziął do ręki puszkę oleju do drewna i zaczął czytać istotne informacje.  Znał zbyt dobrze opinię swego przyjaciela oraz jego żony na ten temat. Tylko z tą dwójką był wstanie podzielić się swoim planem, reszta otoczenia nie miała nic wiedzieć. Zwykła dziewczyna miała mu po prostu urodzić dziecko, on jej za to zapłaci, a sztab wykwalifikowanych opiekunek i pedagogów nauczy dziecko tego co powinien nauczyć się od matki. Daniel wychodził z założenia, że każdy biznes powinien zostać w rodzinie, to jego dziecko powinno być pełnym spadkobiercą stoczni.

- Czy ciebie do reszty porąbało?-  wyrwał z siebie Will podchodząc do przyjaciela bliżej.

- Nie zaczynaj tematu, ja postanowiłem.

- No tak! Ty postanowiłeś, a z swego przyszłego dziecka chcesz zrobić robota! Serio chcesz się spuścić do plastikowego pudełeczka, aby z tego ktoś ci wyprodukował mała wersję ciebie?

Tak, Dan zbyt dobrze znał wywód strażaka. I tu nie chodzi o bycie za czy przeciw zapłodnieniu w probówce. Will nie był przeciwnikiem surogatek czy innych sposobów posiadania dzieci, jeśli tylko osoby tego pragnące mają logiczne przesłanki. Niestety  wiedział, że Dan nie jest gotowy na dziecko, zwłaszcza stworzone na "sucho" tylko po to aby biznes nie przepadł. Gdzie tu miłość? To właśnie tego uczucia potrzebuje Daniel po tak dramatycznej katastrofie w jego życiu.

- Cholera jasna Dan! Czy do ciebie coś dociera?- zapytał Will łapiąc jego wzrok.

Zielone, smutne oczy mężczyzny patrzyły na niego z swego rodzaju burzą uczuć. Z jednej strony wszystko w nim się gotowało. Miał dość tych umoralniających rozmów, tych wywodów jak to jest rozumiany, jak to na bank mu jest ciężko po śmierci bliskich,że powinien się ogarnąć i zacząć znów żyć. On nie chciał żyć. Nie chciał mieć żadnej styczności z szczęśliwym życiem, jeśli nie było przy nim Sebastiana i Ani. Chciał tylko odchować jakieś dziecko do pełnoletności i zniknąć.

- Jesteś skurwielem...- wyznał w końcu czarnoskóry.

- Zamknij ryj!- warknął na niego Daniel popychając go na tyle mocno, że jego przyjaciel upadł na ziemię rozlewając przy okazji piwo.

- W dupie mam kogokolwiek zdanie! Wracaj do tej swojej pieprzonej idealnej rodzinki! Nie ja ciebie tu zapraszałem, więc zbieraj tą czarną dupę w krok i spierdalaj!- głos mężczyzny był ochrypły. Dłonie zaciskał mocno w pięści, gotowy w każdej chwili do ataku. Wiliam jednak leżał na ziemi wpatrując w niego swoje jasne oczy.

- Kurwa słyszysz? Wypierdalaj!- wyryczał z siebie mężczyzna robiąc krok ku leżącemu. Strażak nawet się nie ruszył.

Ich przyjaźń od trzech lat właśnie tak wyglądała. Już nie raz jechał na pogotowie z przetrąconym nosem, i nie dwa  wracał do domu z podpuchniętym okiem. Być może zniknąłby jak inni przy takim traktowaniu jednak znał Daniela przed pożarem. Gdy żyła Ania, Daniel był niesamowicie dobrym człowiekiem. Ich dom co weekend zapełniali ludzie, było pełno śmiechu, a przede wszystkim miłości. Dzieci Williama przyjaźniły się z młodszym Sebastianem, a Dan i Will żyli jak bracia. To właśnie dlatego strażak wiedział, że gdzieś tam pod tym całym bólem i aroganckim chamem jest jego dawny przyjaciel.

Patrzył na Daniela spokojnie wręcz z dozą współczucia. Ten widząc, że nie znajdzie w czarnoskórym towarzysza do bójki rzucił przekleństwo pod nosem i odwrócił się do niego, opierając się o szafkę. Złota obrączka odbijała się o jego tors, który unosił się szybko od przyspieszonego oddechu. Dan jedynie słyszał jak unosi się z ziemi jego przyjaciel. Miał wielką nadzieję, że zaraz wyjdzie z  garażu i przez najbliższe kilka dni nie zjawi się w jego progu, a może już nigdy? 

- Daniel...- zaczął spokojnie Will. Jego rozmówca westchnął ciężko.

- Serio, odpierdol się.- poprosił na tyle grzecznie na ile potrafił w tym momencie, by znów nie ruszyć z pięściami.

- Wiesz dobrze, że możesz mi obić twarz z każdej strony, a i tak tu będę przychodził.

- Uczepiłeś się mnie jak rzep psiego ogona. Co z tobą nie tak?- ogłosił z przekąsem Dan nadal stojąc tyłem.

- Przyjaźnię się z tobą.- zaśmiał się.

Nawet na ustach Daniela pojawił się delikatny uśmiech, czując jak bezsilny jest w tym momencie. Przetarł dłonią czoło i przybierając znów chłodną minę odwrócił się w stronę Willa. Ten widział, że kryzys za nimi. 





To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 18, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PotęgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz