Prolog

394 21 7
                                    


Rozdział pisany przez- Omlet_chan

Levis

Wakacje, to tak pięknie brzmi nieprawdaż? To zajebiście brzmiące słowo, o dość wielu znaczeniach, dla jednych wolność, a dla drugie nie znaczy zupełnie nic. Siedemdziesiąt trzy dni, jak ktoś chce dokładniej to proszę bardzo: sto pięć tysięcy, sto dwadzieścia godzin. Tyle trwa ten piękny okres, ale jak wszyscy wiemy "wszystko co zajebiste i piękne szybko się kończy", bynajmniej tak zawsze mówi moja ciotka, która w chwili obecnej drze się na mnie że się spóźnie. A na co? Po co się śpieszyć skoro są wakacje? Otóż nie. Wakacje się skończyły. Nadszedło rozpoczęcie roku, a co za tym idzie niecałe dziesięć miesięcy urzerania się z nauczycielami. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, chcąc sprawić dlaczego ta kobieta tak panikuje.

- Jest ósma pięćdziesiąt, mogę się dowiedzieć o co Ci chodzi? - Zapytałem znużonym głosem.

- O co mi chodzi, czy ty się pytasz o co mi chodzi?! Za dwadzieścia pięć minut masz rozpoczęcie roku, a ty jesteś w lesie.

- Jestem w domu, gdzie Ty masz las? - Ciocia wydała jakiś niezidentyfikowany dźwięk, prawdopodobnie mający na celu uświadomienie mi jak bardzo ją w tej chwili irytuje.

- Czy Ty chociaż wiesz na którą masz to rozpoczęcie? - Zapytała dość dziwnie spokojnym-jak na nią-tonem.

- Noo.... Nie.

- Przed chwilą Ci to powiedziałam, czy Ty mnie w ogóle słuchasz? - Zapytała wcale nie ostro zirytowana, wcale.

- To było pytanie retoryczne? - Wulkan irytacji wybuchnie za, trzy, dwa...

- Na górę, wiązać ten krawat i wypad z domu, nie obchodzi mnie czy się połamiesz, czy dostaniesz zawału, czy cokolwiek innego. Masz. Się. Nie. Spóźnić. -...jeden, w ten sposób jestem udupiony pierwszego dnia szkoły, po prostu super.

Jak się okazało, krawaty to niezwykle trudne do opanowania urządzenia, gdyż w owy się zaplątałem. Jakimś cudem mam przywiązane ręce do szyi. Pozostaje pytanie, jak mam się z tego uwolnić? Usłyszałem że ktoś wbiega po schodach, po chwili w drzwiach mojego pokoju zobaczyłem Marike, z jak zwykle wyszczerzem na twarzy. Na mój widok zaczęła rechotać.

- I z czego się cieszysz? - Zapytałem zirytowany, nie dość że ten krawat ze mną nie współpracuje, to jeszcze ta się tu przywlokła, i rży.

- Z ciebie? - Ni to pytanie, ni to odpowiedź.

- To przestań. - Jak się wiąże ten przeklęty krawat?! No kurde...

- Levis'ie McWhorter co z ciebie za dżentelmen? - Na żarty jej się zebrało... Ehh... Na serio czy ona musi wierzyć w to co piszą na tych całych forach w necie? Przecież nie każdy anglik nałogowo hla herbatę z mlekiem.

- Czego chcesz? - Postanowiłem zapytać, może jak dostanie to czego chce to stąd pójdzie.

- Wiesz gdzie jest przedłużacz? - Zacznijmy od tego że nie wiedziałem że my mamy jakiś przedłużacz.

- Nie.

- Ale wiesz i mi nie powiesz, czy nie wiesz i nie chcesz mi powiedzieć gdzie jest? - Zmarszczyła brwi i zaczęła mrozić mnie wzrokiem.

- Nie, nie wiem gdzie jest ten twój przedłużacz. Czy teraz dasz mi spokój i stąd pójdziesz? Nie widzisz że mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż myślenie o twoim pieprzonym przedłużacz?

- Hmpff... Jesteś nie miły! - Nie no co ty, że ja nie miły? Wypraszam sobie. - Ale jako że jestem wpaniałomyślna zapomnę o twoim zachowaniu, dodatkowo jeszcze pomogę ci z tym krawatem, znaj moją łaskę. - Podeszła do mnie i zaczęła mnie rozwiązywać, a następnie coś robić z krawatem. - No nareszcie jakoś wyglądasz. - Powiedziała po czym wyszła z mojego pokoju.

Przez chwilę stałem nie ogarniając za bardzo co się przed chwilą stało. Spojrzałem na zegarek jest dziewiąta, o kurde mam piętnaście minut. Szybko wbiegłem do łazienki jakoś się ogarnąć, a następnie zbiegłem na dół prawie spadając ze schodów. Wpadłem z domu, tak samo szybko jak Janusz biegnący po świeżaki do biedronki, ja piernicze przedawkowałem memy. Biegłem dalej, już wiedziałem drzwi szkoły kiedy nagle wpadłem na kogoś. Nie przepraszając wstałem i pobiegłem do sali w której miało być rozpoczęcie. No cóż ten rok szkolny zapowiada się świetnie.

Dwa światy [ΑΒΩ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz