Jego duma toczyła bitwę z uczuciami już od ponad czterech lat. Honor nie dawał za wygraną.
Męczyło go to. Męczyło go to niezdecydowanie, nieustanna bójka myśli w jego głowie, próba dalszego utrzymania respektu. Wiedział, że jeśli wymięknie, odwróci się to przeciwko jemu. Straci w oczach innych, stanie się taki jak wszystkie słabe jednostki.
Często miewał zawahania. Wiele razy był już blisko zdjęcia i porzucenia tej protekcjonalnej maski, lecz bał się. Bał się tego, że będzie traktowany tak, jak on traktował innych.Poznali się na pierwszym roku, zupełnie przypadkiem w sklepie Madame Malkin, lecz to nie skutkowało początkiem przyjaźni. Został odrzucony.
Nie chciał przyznać nawet przed sobą, że uraziło to jego ego. Wypierał z pamięci ten dzień i powtarzał sobie, że jeszcze "Wielki Harry Potter" sam wyciągnie do niego dłoń. Tak się jednak nie stało.
Z każdym rokiem wzajemna nienawiść rosła. Przy każdej najmniejszej okazji rzucane były ukąśliwe uwagi, nienawistne spojrzenia i złośliwe uśmieszki.
I wcale nie było tak, że Draco próbował udowodnić, że jest lepszy od Pottera we wszystkim co robi. Wcale nie próbował go złapać, chociażby na najmniejszym wybryku, który mógłby zaszkodzić reputacji Harry'ego. Wcale nie robił tego, by zwrócić na siebie jego uwagę, by pokazać jak wiele stracił, nie podając mu przyjacielskiej dłoni podczas pierwszej podróży ekspresem do Hogwartu.
Nie mógł o tym zapomnieć. Ba, coraz bardziej nasilała się ta gehenna, niszcząc go od środka. Nie mógł patrzeć na jego sukcesy. Nie mógł patrzeć na jego liczne ujścia na sucho z kryzysowych sytuacji. Nie potrafił znieść widoku jego szczęścia na twarzy w towarzystwie tych jego beznadziejnych przyjaciół.
To wszystko przyprawiało go o wielki, wewnętrzny ból, który starał się ukryć dobrze wyuczoną, arogancką postawą.Zawsze stawiał na szali swoje życie, głupek.
Nie potrafił wytłumaczyć uczucia ulgi, gdy dowiedział się, że wyszedł cało ze starcia z Sami-Wiecie-Kim już trzykrotnie. Ma wielkie szczęście albo jest cholernie zdolnym czarodziejem. Tego też nie potrafił znieść, dlatego pozostawał przy wersji głupiego szczęściarza.
Dlaczego to robił? Czy naprawdę to wielokrotne poświęcenie było warte czegokolwiek? Jego życie było skreślone już, gdy był małym dzieckiem. Tak... może i nie miał nic do stracenia, ale mógłby spojrzeć na ludzi, którzy pokładają w nim jakąś nadzieję. Liczą na to, że po prostu będzie.
Nie potrafił zrozumieć, dlaczego poszedł stawić czoło najpotężniejszemu czarnoksiężnikowi, by uratować głupią, rudą Weasley'ównę. Dlaczego był gotów umrzeć, wychodząc naprzeciw armii dementorów, by ratować Blacka, który spędził dwanaście lat w Azkabanie?~
Najgorszy jednak był dla niego czwarty rok. Turniej Trójmagiczny, Bal Bożonarodzeniowy...
Turniej. Wiedział, że Potter nie byłby aż tak głupi, żeby wrzucić swoje nazwisko do czary. Łamie zasady, jednak robi to dla dobra innych, a nie dla własnej satysfakcji, kaprysu i rozrywki. Nie mógł jednak odstawać od reszty, stając w obronie bliznowatego. Nie mógł nawet zdradzić najmniejszego swojego zawahania w rozmowach na ten temat, więc stał się głównym prowokatorem Pottera, oczerniając go co krok.
Już pierwsze zadanie wydawało się być śmiertelnie niebezpieczne. Potter przyciągał kłopoty. Trzymały się jego kurczowo, jakby próbowały go dorwać i uciszyć raz na zawsze.
Dokładnie obserwował poczynania bruneta. Musiał się pilnować, by nie zacząć mu dopingować czy rzucić jakiejś podpowiedzi. Nawet ucieszyła go uwaga tej szlamy Granger, przypominając mu o istnieniu różdżki.Bal Bożonarodzeniowy był czymś w rodzaju odpoczynku, odskocznią od codziennych zmagań, równocześnie będąc najgorszym dniem dla blondyna.
Wodził wzrokiem za przechodzącą jedną z czterech par prowadzących. Śledził każdy ruch, najmniejszy gest. Zauważył na jego twarzy lekkie zdenerwowanie, zawsze wtedy błądził wzrokiem i starał się uśmiechać. Obserwował jego nieporadne ruchy w tańcu. Miał ochotę wyjść na parkiet i pokazać mu, jak powinien się ruszać. Draco prychnął cicho pod nosem, odrywając w końcu wzrok od zielonookiego okularnika.
CZYTASZ
Czekaj, Potter. | One Shot: Drarry
FanfictionDa się jeszcze to naprawić? Pytanie, którego wstydził się sam przed sobą. Nieustanna walka pomiędzy rozsądkiem, a sercem. Gdzieś w głębi duszy pragnął czuć na sobie to zielone spojrzenie, jednak nie rażące do niego czystą niechęcią.