2.[Studia.]

19 3 0
                                    

Ale zacznijmy od początku.

Warszawa.

No więc hałas + socjopata + intorwertyk = bezsensowne siedzenie w mieszkaniu i strach spojrzeć się komukolwiek w oczy. No, ale jednak kiedyś trzeba iść zrobić jakieś małe zakupy, żeby nie zdechnąć z głodu w tym wielkim mieście. Przechodziwszy ulicą minęłam może z trzech Polaków. Reszta to jakieś chińczyki czy inne ludziki. Eh... jeżeli byłabym wredna, to krzyknęłabym Polska dla Polaków, ale nie mam ani odwagi, ani nie lubię na siebie zwracać uwagi. Weszłam do małego, nieznanego dla mnie marketu i kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy, zwyczajnie zrzucając je z półki do koszyka. Kilku gości się na mnie patrzyło, ale posłałam im tylko spojrzenie ''spod byka'' i momentalnie dali sobie spokój. Zazwyczaj właśnie z taką miną chodzę, ale to tylko szczegół. Poprosiłam jeszcze czerwone Chesterfieldy, ale sprzedawczyni nie za bardzo chciała mi je dać. Powiedziała, abym odsłoniła kaptur, więc zrezygnowałam z kupna papierosów. Wyszłam ze sklepu. Pogoda momentalnie zmieniła się ze słonecznego dnia na burzę z piorunami i deszczem. W skrócie - moja ulubiona pogoda. Korzystając z okazji, że ludzie pouciekali do domów, postanowiłam zostawić zakupy w mieszkaniu i iść na dłuższy spacer. Dwudziestka minęła, a ja jeszcze nie wydoroślałam w tej kwestii. Wyszłam z domu i dopiero teraz miałam okazję zdjąć kaptur z łba. Można było zauważyć cerę bez makijażu, a co za tym idzie podkrążone oczy. Westchnęłam z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Tym razem spokojna powędrowałam w stronę jakiegoś większego parku. No nie... Jeszcze jeden przedstawiciel tego głupiego narodu się tu przyszlajał. Kaptur na głowie, całe czarne ubranie i ręce zawinięte jakby było mu masakrycznie zimno. Przeszłam tylko koło niego, ale poczułam ten zimny, zdziwiony wzrok na swoim ciele. Chciałam już się odwrócić i ze względu, że jestem pyskata, pokłócić się z nim. Jednak zauważyłam jakąś cząstkę siebie w jego charakterze. Pierwsze co mogłam zauważyć, to to, że najprawdopodobniej miał depresję, a co za tym idzie nie miał dziewczyny. Usłyszałam za sobą jakieś gwizdanie i krzyki. Coś typu - blondyna, chcesz mieć syna?!. Na początku mnie to nie ruszało, dopiero kiedy jeden z durnej dwójki do mnie podszedł i zaczął zadawać niedorzeczne pytania, nerwy mi puściły. Najpierw zaczęłam na niego się wydzierać. Następnie już miałam strzelić mu porządnego liścia w twarz, ale napastnik złapał mnie za rękę i z całej siły ścisnął. Chłopak siedzący na ławce niespodziewanie do nas podszedł i odepchnął drugiego mężczyznę.

- Ty chucherko. Jakbym Cię uderzył, to byś się w pół złamał. - zaśmiał się jeden z tych debili.

W tym momencie w ich stronę biegła już Straż Miejska, ale wyższy zdążył mi jeszcze dość dziwnie wygiąć rękę. Zwinęłam się z bólu.

- Ej nic ci nie jest? - zapytał chłopak - Boli?

- Nie, łaskocze! - odpowiedziałam trochę za bardzo zdenerwowana - Eh... Przepraszam...

- To nic przyzwyczaiłem się. Kuba jestem tak w ogóle. - podał mi rękę.

Odwzajemniłam gest. Rozmawialiśmy jeszcze dobre kilka minut, aż w końcu - wcześniej nieśmiały chłopak - zaprosił mnie do jakiejś spokojnej kafejki na obrzeżach miasta. Zgodziłam się, bo nie miałam żadnych planów ze swoim marnym życiem. O własnych siłach musiałam jeszcze pojechać do przychodni. Siedziałam tam dobre pół godziny. Pielęgniarki zwyczajnie bały się mnie dotknąć. Znając życie myślały, ze jestem jakimś ćpunem czy coś w tym stylu. Kiedy w końcu wzięły się do roboty i moja ręka była usztywniona i zawinięta bandażem, mogłam ruszyć do mieszkania. Trzęsącą dłonią otworzyłam drzwi. Nie dziwił mnie widok wiecznego ładu. Tylko, że było w moim domu za czysto. Jak w izolatce. Łóżko stojące w rogu pokoju, biurko i mała szafka. Dalej było przejście do małej kuchni i łazienki. Jednym słowem - zwykła kawalerka... Byłam umówiona z wcześniej spotkanym Kubą na 20. Dochodziła 17, więc zaczęłam od wykąpania się i umycia włosów. Wysuszyłam moją szopę i podeszłam do szafki. To nie był trudny wybór. Obrzydliwa czystość umożliwiła mi szybkie wybranie sukienki. Zwykła, czarna, dość przylegająca do ciała. Posiadałam tylko dwie sukienki. Obie czarne. Inny kolor do mnie nie przemawiał. Nie miałam żadnych kosmetyków, więc co za tym idzie, nie pomalowałam się. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Do mojej twarzy tylko to pasuje. Wyszłam w końcu z domu. Złapałam pierwszą taksówkę i pojechałam na wyznaczone miejsce. Dłonie dygotały mi jak zawsze. Poczułam silny ból w klatce piersiowej, ale nie dałam poznać po sobie, że coś się dzieje. Szofer zatrzymał się, a ja wysiadłam po tym, jak dałam mu pieniądze. Dość mała kawiarenka z tylko jedną osobą siedzącą w środku - Kubą. Otworzyłam duże, szklane drzwi i weszłam nieśmiało do środka. Usiadłam na przeciwko chłopaka. Na mój widok lekko podniósł kącik ust.

- Więc... Ręka mnie już nie boli. Dziękuję za pomoc. - powiedziałam nerwowo mieląc ręką włosy.

- Ale nie ma co dziękować. Gdyby nie Straż Miejska, to i tak ja dostałbym z pięści, a ciebie by porwali. - odpowiedział patrząc się na szklankę z wodą.

Tematów do rozmowy nie mieliśmy prawie żadnych. Jedyne o czym mówiliśmy, to gdzie studiujemy itp. Okazało się, że studiuje on tam gdzie ja, czyli w Szkole Filmowej. Zjedliśmy jakąś słabą kolację. Kiedy wyszliśmy z lokalu udaliśmy się prosto do sklepu na rogu. Przeszliśmy między półkami. Wzięliśmy jakieś tanie wino i udaliśmy się do kasy.

- Marlboro Goldy jeszcze poproszę. - powiedziałam łapiąc się za głowę.

W tym momencie do sklepu wszedł nikt inny, jak mój ex. Próbowałam się zakryć swoim płaszczem, ale nic to nie dało. Sprzedawczyni podała mi papierosy i już miałam wyjść ze sklepu, ale Michał złapał mnie za rękę. W rewanżu odwróciłam się i z pięści uderzyłam prosto w jego nos. Kiedy ten był nieco zdezorientowany złapałam Kubę za rękę i uciekliśmy w przejście miedzy dwoma blokami. Usiadłam na ziemi i mój towarzysz obok mnie. Wyjęłam paczkę fajek i podałam chłopakowi. Wziął jednego.

- Masz ognia? - zapytał.

- Mam, mam. - wyciągnęłam z małej kopertówki złotą zapalniczkę z Pragi. Podpaliłam nam papierosy i tak przesiedzieliśmy dobre 15 minut. Jednej rzeczy żadne z nas nie zauważyło. Nadal trzymałam go za dłoń. Kiedy w końcu to ogarnęłam, powoli i nieśmiało zabrałam rękę.

- Może chodźmy do mnie co? Jeżeli pójdziemy w tamta stronę to ten facet nas zauważy. - zaproponował.

- Jasne. Nie ma problemu. - zaraz chwila... Co? Zamknięta w sobie dziewczyna zgadza się, by iść do domu obcego chłopaka. Nigdy siebie nie zrozumiem... Nigdy...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 31, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

zdechnij. | egzystencja życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz