Tabaluga P.O.V
Odkąd tylko sięgam pamięcią był zimny jak lód. Na początku był moim wrogiem, lecz zawsze w pewien wręcz niezdrowy sposób fascynował mnie. Jego spojrzenie tak przeszywające i tak po prostu zimne dla innych, sprawiało, że mi robiło się gorąco. To spojrzenie wypalało we mnie dziurę, z intensywnością, z jaką gorące letnie słońce roztapia lód w szklance mojej ulubionej coli...
W dzień świąt Bożego Narodzenia wraz z przyjaciółmi (których imion nie pamiętam) wpieprzyliśmy karpika i uszka z barszczu i udaliśmy się na czarną mszę ku czci pana naszego antychrysta. Gdy zrobiliśmy wejście smoka do kościoła i naturalnie przez przypadek tylko spaliliśmy go moimi zajebistymi zimnymi ogniami, zrozumiałem, że czegoś mi brakuje w moim marnym życiu, czegoś zimnego...
Natychmiast pospieszyłem do najbliższego spożywczaka, gdzie kupiłem paczkę tak drogich memu sercu krążków cebulowych i red bulla, który dodał mi skrzydeł miłości, na których to poleciałem do zamku mojego Arktosa. Bez problemu wleciałem przez otwarte okno, wiedząc, że co wieczór, przed snem mój ukochany wietrzy sypialnię.
Moim oczom ukazał się Jakub, który robił Arktosowi loda......w wafelku.....z glutenem.....mam uczulenie na gluten.
Nie mogłem w to uwierzyć. Mój Arktos z Jakubem? Jak on mógł mi to zrobić? Pomijając fakt, że nie wiedział o moich uczuciach, to i tak była najoktutniejsza rzecz jaką mógł mi zrobić. Poczułem jak łzy pojawiają się w moich oczach. Pomyśleć, że kupiłem dla niego krążki cebulowe.
-Tabalugo, to nie tak jak myślisz....-zaczął Arktos, ale ja nie dałem mu dokończyć.
Natychmiast wyleciałem z komnaty, lecz zorientowałem się, że pozostawiłem tam moje krążki cebulowe. Wróciłem więc po nie i wyleciałem znowu.
Udałem się do mojej samotni wysoko w górach. Rozważałem, czy nie skoczyć i nie skończyć swojego marnego żywota, lecz przypomniałem sobie że umiem latać ( głupi red bull nadal działał). Poszedłem więc za drugą opcją, by dołączyć do zakonu franciszkanów i żyć w ubóstwie i celibacie.
Przez następne 20 lat nie widziałem Arktosa....., aż w wigilię przekroczył bramy zakonu. Z wrażenia upuściłem biblię. Podbiegł do mnie i złożył na moich ustach delikatny, lecz czuły pocałunek, a potem dostałem z liścia dębu w twarz.
-Ty uparty cwelu! Dlaczego nigdy nie słuchasz, gdy do Ciebie mówię? Wtedy w zamku Jakub nie robił loda dla mnie, tylko dla tego upośledzonego, brązowego ptaka, który zawsze wpieprza banany. Swoją drogą jednym udławił się w zeszłym roku. Panie świeć nad jego duszą... Chcesz zobaczyć jego prochy? Trzymam je w portfelu.
Wzruszyłem się niezmiernie i wpadłem w ramiona tak długo niewidzianej miłości mego życia, po czym wyciągnąłem spod mojego zajebistego habitu zajebistości cebulowe krążki, które miałem ze sobą cały ten czas i które wciąż, o dziwo nie straciły daty przydatności. Niesamowite, co chemia potrafi zrobić z jedzeniem. Otworzyłem paczkę i wyjąłem z niej największy krążek, po czym uklęknąłem i zapytałem:
-Arktosie, mój drogi, czy zostaniesz moim prywatnym bałwanem?
-Zostanę. Btw to jestem jedynym bałwanem na ziemi. Podziękuj ociepleniu klimatu...
-Nie muszę, to ja je stworzyłem.
- O ty chuju bobrze
Tym razem dostałem z liścia brzozy.Di ent.
CZYTASZ
Jak rozpalić serce skute lodem [Tabaluga×Arktos]
FanficZ serii pisane w sylwestra po picolo wszyscy dobrze przecież wiecie, jak to jest już w sylwestra... Hektolitry bezalkoholowego szampana w naszych żyłach Tytuł mówi sam za siebie... Historia opowiadająca o miłości, ociepleniu klimatu oraz magii świąt