Rozdział 3

582 66 8
                                    

TEGO dnia obudziłam się późno. Nieco ZA późno. Gdyby mama mnie nie obudziła... No cóż - powiedzmy, że miałabym depresję na cały miesiąc. Co z tego, że mam znikome szanse? Liczy się to, że w ogóle je mam!

W trybie ekspresowym ubrałam się, chwyciłam pierwszą lepszą słodką bułkę i pognałam w stronę centrum miasta, dokłdniej mówiąc - do ratusza. Po Melissę już nie szłam - pewnie już tam była, a ze zdenerwowania zapomniałam po mnie wpaść. Zresztą wczoraj przez cały czas chodziła nerwowa, marszczyła brwi i czoło w skupieniu, jakby próbowała przywołać magiczną moc i takie tam. Po jakiejś chwili oświadczyłam, że mam już wracać do domu, bo zostawiłam żelazko na gazie, czy coś... Gdybym tam posiedziała chwilę dłużej, pewnie nie bym nie wytrzymała. Owszem, lubię Melissę, jest moją najlepszą (i jedyną) przyjaciółką, ale czasem naprawdę działa mi na nerwy.

Ale przecież nie mogłam wrócić do domu - z jednej męczarni do drugiej? Przecież to bez sensu! Zamiast tego, poszłam na jedno wzgórze - tam dorośli nie mieli zazwyczaj czasu iść, a dzieciom się nie chciało tyle wchodzić. W sumie, to mnie - osobie o kondycji misia Koala, to się kompletnie nie chciało, ale tylko tam mogłam przez chwile pobyć sam na sam z jedyną normalną osobą na tym świcie - ze mną!

- Hej Lilek! - Usłyszałam nagle, podskakując na dźwięk znajomego głosu.

- Co ty tu robisz? - spytałam, obrzucając mojego rozmówcę badawczym spojrzeniem.

- To samo co ty - odosobniam się od reszty...

- Już nie - odparłam zgryźliwie, przyciskając kolana do piersi. Jakoś nie miałam tego dnia najmniejszej ochoty rozmawiać z Dimitrem, jedynym facetem, który nie boi się do mnie odezwać, albo raczej - nie wstyd mu tego robić. Pewnie dlatego, że kiedyś się przyjaźniliśmy w dzieciństwie, jeszcze zanim poznałam Melissę. Po prostu tak się złożyło, że mieszkaliśmy blisko siebie, jego matka pracuje w tej samej kwiaciarni, co moja, więc nas jakoś zapoznali. Nie, żebym miała temu coś przeciwko - po prostu czasem ciężko mi było się z nim dogadać. Za to przy Melissie, oprócz tego, że miałam dobrą przyjaciółkę, mogłam się co nieco dowiedzieć o świecie bohaterów.

- Denerwujesz się przed jutrzejszym dniem? - spytał, zmieniając temat.

- I to jak - odpowiedziałam, przygryzając dolną wargę.

- A ja nie - oświadczył, z nutą dumy w głosie. - Nawet gdybym chciał, i tak nie zostanę bohaterem, więc dla mnie jutrzejszy dzień to tylko zwykła formalność.

- Skąd ta pewność? - spytałam z nieukrywaną ciekawością.

- Wisi u nas drzewo genealogiczne sięgające czasów powstania bohaterów...

- Serio? - zdziwiłam się.

- Na początku zapisywali to na papierze. Aż w końću moja prababka wpadła na pomysł malowania go na ścianach. Niedługo nam ich chyba zabraknie - uwierz, cała rodzina ma bzika na punkcie tego drzewa - dodał, na co obaj wybuchnęliśmy śmiechem.

Nagle ręce zaczęły mi się trząść. Zdezorientowana szybko schowałam je do kieszeni spodni, kiedy poczułam, że i kolana mi drżą.

" Co się ze mną dzieje?" - przemknęło mi przez myśl. Nigdy tak się nie zachowywałam... No, może poza wyjątkiem, kiedy jestem w obecności Richarda, ale, z tego, co wiem, nie tylko ja tak mam. W końcu to najprzystojniejszy facet w wiosce! Fakt, Dimitr jest miły i w ogóle, ale nie tej strzeleckiej urody. Chociaż Richard zawsze, jak mnie widzi, ma minę, jakbym była jakaś upośledzona, czy co! Uwierzycie?! Jest o rok starszy i traktuje mnie, jak dziecko! Dorosły się znalazł!

- Wszystko w porządku? - Wyrwał mnie z zamyśleń głos Dimitra. Spojrzałam na niego z wolna, jednak niemalże od razu, podniosłam się gwałtownie, zasłaniając usta lewą dłonią.

Akademia bohaterówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz