Rozdział I

29 2 2
                                    

Cz-cześć! Jestem Matthew Black i mam dziewiętnaście lat. Mieszkam w New Jersey i uczęszczam też tu do szkoły, którą zresztą bardzo lubię. Nie wiem czemu, ale zawsze dawałem wrażenie niegrzecznego chłopca nienawidzącego szkoły i całego świata, ale ja taki nie byłem! Lubiłem chodzić do szkoły od zawsze. No może nie od zawsze. Jak tylko zacząłem chodzić do czwartej klasy - wiadomo doszło dużo nauki - przestałem tak bardzo lubić chodzić do szkoły, lecz potem mi to minęło. Niektórzy mówili mi, że to chwilowe, że za niedługo znienawidzę szkołę, i że wydarzy się to szybciej niż myślę. Nie, nie było tak...
   Pewnie myślisz, że codziennie przesiaduję przed komputerem, albo przed telefonem i oglądam jakieś głupie filmiki. Skądże to nie mój typ. Najczęściej chodzę po parkach lub spaceruję po mieście z kolegami, których mam całkiem sporo.
   Zacznijmy od początku. Urodziłem się w małym miejskim szpitalu jako zdrowy - nie do końca zdrowy - mały chłopczyk. Po paru latach gdy nauczyłem się już czytać stwierdzono u mnie dysleksję dlatego miałem problemy w szkole i ciężko mi było się uczyć. Czasami też widziałem dziwne znaki po jakimś języku, który przypominał mi starożytny grecki, o którym uczyła mnie kiedyś matka. a po ukończeniu pięciu lat stwierdzono u mnie ADHD przez co trochę dzieci mnie znielubiło... Jak już wspomniałem mama uczyła mnie kiedyś o starożytnym greckim. Nie tylko o tym mnie uczyła. Praktycznie zawsze do snu czytała mi książki o mitologii greckiej takie jak Mitologia Grecka dla najmłodszych - ilustrowane oczywiście - i inne takie. Lubiłem tego słuchać, a szczególnie, że mama mówiła mi o tym wszystkim jakby to wszystko przeżyła. Mówiła z takimi emocjami w głosie. Niestety moja mama odeszła, gdy miałem dziesięć lat. Bardzo mi jej brakowało. Płakałem i zaniżyłem oceny w szkole. Przygarnął mnie mój wuj Samuel Craight, który mieszkał z moją kuzynką i ciotką. Amy Craight kuzynka, i Sara Craight. Mieszkając z nimi podwyższyłem swe oceny, na szczęście.
   Był piękny słoneczny dzień, a przynajmniej tak mi się zdawało. Usłyszałem wołanie w moim śnie i nagle... obudziłem się. Słyszałem dobrze mi znany kobiecy głos mojej kuzynki, z którą mieszkałem po śmierci matki. Niestety wuj i ciotka się wyprowadzili gdyż stwierdzili, że ja i Amy jesteśmy już na tyle dorośli, że możemy sami opiekować się domem. Zawsze lubiłem wkurzać      Amy łaskocząc ją, albo utrudniając jej sprzątanie w jej pokoju podczas gdy ja już swój posprzątałem. Mimo to nadal kochaliśmy się jak rodzina.
   Po obudzeniu ujrzałem, że za oknem leje deszcz, a może nawet burza. Nie bałem się tego. Nagle strzelił piorun, a dziewczyna o długich nogach oraz też o długich kruczoczarnych włosach ubrana w białą bluzę, czarne jeansy  stojąca w drzwiach podskoczyła ze strachu i pisnęła, a ja wtedy runąłem z powrotem na łóżko w śmiechu.
- Taka "stara" - chichotałem. - A nadal boi się burzy. - Powiedziałem śmiejąc się jak opętany.
- Już się tak nie wymądrzaj! Sam kiedyś się bałeś! - powiedziała głośniej oburzona Amy.
- Podkreślam słowo kiedyś Amy...
   Wstałem i podszedłem do szafy wyciągając nowe ciuchy na dzisiaj. Wziąłem telefon i zegarek po czym ruszyłem do łazienki nadal cicho chichocząc. Spojrzałem na moje odbicie w lustrze i poprawiłem moje rozczochrane czarne włosy. Moje oczy były złote, a powinny być niebieskie... mam zwidy? Mrugnąłem i zaraz po tym znowu zrobiły się niebieskie. Następnie spojrzałem na moje dłonie, a na nadgarstkach dostrzegłem stare blizny. Tak... okaleczałem się kiedyś. Zacząłem gdy miałem piętnaście lat. Wtedy dysleksja naprawdę mi dokuczała. Przez to się okaleczałem. Umyłem dłonie i ściągnąłem koszulkę i miałem już zakładać nową gdy przypomniałem sobie o czymś. Użyłem dezodorantu i dopiero wtedy ją założyłem.
Przebrany już w nowe ciuchy opuściłem łazienkę gasząc światło i chowając telefon do kieszeni. Z mojego pokoju wziąłem jeszcze spakowany na dziś plecak i moje klucze do domu.
   Zszedłem na dół i z zarzuconym na jedno ramię plecakiem i z kromką w buzi opuściłem dom.
Pod osłoną parasolu pokierowałem się do szkoły, do której miałem dość niedaleko, bo niecałe sześćset metrów. Zawsze zdążałem na czas! Nie wiem jak to robiłem, ale zawsze. Uśmiechając się i jedząc kanapkę szedłem przed siebie.
   Usłyszałem znajomy głos wołający za mną. Był to George Stone. Mój najlepszy przyjaciel, z którym znam się od żłobka. Odwróciłem się i ujrzałem dobrze znajomą mi twarz młodego chłopaka o zielonych oczach, jasnej cerze i blond włosach.
- Siema Matt! - przywitał się ze mną.
- Cześć George! Co słychać? Ostatnio tak pędziłeś jak pies ci uciekł.
- Yyy... nie widzisz jak leje!? Nie wziąłem parasola! A co u ciebie? - spytał nagle.
- Uch no tak... A u mnie wszystko okej. Z rana Amy się na mnie wydarła czyli to co zwykle.
   Zaśmiałem się, a w moje ślady poszedł również George i też się roześmiał.
Rozmawialiśmy i rozmawialiśmy, aż w końcu doszliśmy do szkoły. Przekroczyliśmy jej próg i pierwsze co zobaczyliśmy to korytarze pełne naszych rówieśników. Złożyłem parasol i włożyłem je na miejsce gdzie wszyscy składali parasole. Uśmiechnąłem się i nagle... zadzwonił dzwonek. Razem z Georgiem weszliśmy do klasy jako pierwsi zaraz po nauczycielce i usiedliśmy w drugim rzędzie - jak zwykle - po czym wyciągnęliśmy przybory i książki. Nauczycielka od Angielskiego zaczęła swe kazanie...
   Po lekcji wyszedłem z klasy z kolegą i usiedliśmy na jednej z ławek. Zaczęliśmy rozmawiać o różnych filmach, które były ostatnio popularne.
Po skończonych lekcjach nie padał już deszcz. Szedłem w stronę domu kręcąc parasolką w palcach.
   Nagle stało się coś czego nigdy w życiu bym nie podejrzewał... Zza rogu wyskoczyło jakieś duże zwierze wyglądające jak przerośnięty kot..! Chwila! Znałem to zwierze! To był Lew nemejski z mitologii greckiej... Chwila, co? One istnieją? Byłem za bardzo w szoku by teraz o tym myśleć. Lew zaczął się do mnie zbliżać i zbliżać, aż w końcu ryknął i skoczył na mnie. Wrzasnąłem i zbladłem, a włosy stanęły mi dęba.
Stało się coś czego nigdy w życiu nie zapomnę. Satyr - demon leśny - mnie uratował, a raczej mi pomógł. Pomógł mi uciec. Odgonił lwa, ale nie na długo.
   Jechaliśmy taksówką i nagle w połowie drogi lew ponownie nas zaatakował! Zaczęliśmy uciekać przez las. Na szczęście go zgubiliśmy...

Matthew Black: Miecz Gromu [Tom 1]Where stories live. Discover now