Prolog

1.5K 55 12
                                    

Wreszcie!...
Dotarli!
Wepchnęłam się w tłum ludzi żeby zobaczyć cokolwiek z tego ogromnego wydarzenia. Ujrzałam pochlipujące matki i rodzeństwo niektórych z zwiadowców, pokładających w nich ogromne nadzieje, że wrócą jako zdrowi i dzielni bohaterowie.
Dlaczego nie mam brata, lub siostry... - pomyślałam z rozczarowaniem.....
Przypomniałam sobie o stołku który ze sobą zabrałam żeby coś dojrzeć z nad tego całego zamieszania i przepychających się wieśniaków, kupców i innych ludzi. Wypatrzyłam sobie trochę mniej zaludnione miejsce i przepchnęłam się przez w tłum w jego stronę. Gdy dotarłam na miejsce postawiłam stołek i z ekscytacją spojrzałam na dzielnych bohaterów Shingashiny. Chciałam dojrzeć mojego idola...
chociaż nie traktowałam go jak boga, to i tak prawie wybuchłam gdy zobaczyłam poważną i dzielną twarz Erwina Smith'a.
- Zwiadowcy! - krzyknął i uderzył się w pierś, a reszta korpusu powtórzyła jego ruch.
- Nam zaszczyt znów wyruszyć z wami na misję, by pokonać te ścierwa! Bestie, które mordują wasze rodziny! Świnie nigdy nie postawią już nogi koło naszego muru! Ponieważ ja, Erwin Smith i wy, bracia pokonamy ich na wieki! - Ryknął, pocąc się.
- Hai! - odrzyknęli.
- niedługo zapanuje już pokój, i żaden tytan nie zaatakuje nikogo z was... - Erwin skończył, lecz jeszcze dodał
- Nad przemową nie zastanawiałem się, liczy się moje wojsko, któremu zawdzięczam wiele zwycięstw!...
Erwin dalej przemawiał a ja usłyszałam szepty i gniewnie głosy pomiędzy ludźmi.
- Zginęło już wiele ludzi..
- Nie ma sensu pokładać w nich kolejnych nadziei...
- Zginą już po pierwszych minutach... Skrzywiłam się na te słowa, ale wtedy, nie wiedziałam jeszcze, że niektórzy z tych ludzi, mówią po części prawdę....

JEDEN I PÓŁ TYGODNIA PÓŹNIEJ

- Ohh! Wracają! - pomyślałam wychylając się z okna. Widziałam już otwierające się bramy do miasta. Szybko zeszłam na dół i zajęłam dobre miejsce do obserwacji. Ludzie zaczęli wyglądać zza rogów i pośpiesznie iść w stronę głównej drogi, by zobaczyć co się dzieje. Oczekiwałam dzielnych i zadowolonych ze zwycięstwa twarzy lecz....
zamarłam
Ujrzałam nie bowiem dzielnych i odważnych ludzi którzy ponad tydzień temu wyruszyli na misję, z pewnym siebie uśmiechem... Zamiast tego, ujrzałam przerażone i posiniaczone twarze. Erwin wyglądał jak chudy patyk. Pojawiło się ich o wiele mniej niż wyruszyło. Dwa potężne konie ciągnęły wóz z... martwymi ciałami i pourywanymi zmiażdżonymi kończynami. Większość z śmiałków (którzy niedawno nimi byli) mieli pobladłe twarze... a u niektórych, brakowało rąk i nóg... zrozpaczone matki opłakiwały i przytulały martwe ciała swoich synów i córek oraz ich pozostałości...
Wtedy pomyślałam jedno:
To nie była bezpieczna wyprawa, lecz...
Samobójcza misja.

Hej!! Jak wam się podobało? ^^ słuchajcie, wiem że króciutke... około 398 słów xD ale pamiętajcie, to tylko prolog. Może coś tutaj nie wyszło ale słuchajcie... mam tylko 11 lat, więc proszę, mówcie czy są jakieś błędy w orto i literówce
(bez hejtu, proszę xD). Czasami mogę nie postawić przecinka... ale pamiętajcie! Dopiero ogarniam Wattpad! Dziękuję za przeczytanie!
Ps: sorki że nie było nic z Levi'em ale na razie to tylko prolog, a wy na razie jesteście małą dziewczynką. W pierwszym rozdziale może coś się rozkręci...
A więc trzymajcie się cieplutko! I jeszcze raz dzięki! 😘

edit: O! 4 wyświetleńa! dziekuję! OO a teraz 5! jak wam dziękuje!

Nadzieja Ludzkości || Levi X Reader || Proszę Tego Nie Czytać,Stare I ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz