happy²

522 75 30
                                    


— chenle, zaraz się spóźnię — powiedział jisung, ciągnięty przez starszego w stronę łazienki.

zhonga nie obchodził, w tamtej chwili, jakiś głupi lot. chciał by jisung z nim został.

wyższy, natomiast trząsł się ze strachu i próbował uspokoić swoje biedne serce. chciał się uwolnić od zhong chenle. chciał o nim zapomnieć.

jednak on psuł jego plany, odciągając od wielkiej maszyny, za pomocą której miał zacząć nowe życie, trzymając go za rękę i sprawiając, że znowu zaczął myśleć tylko o nim.

— nie obchodzi mnie to — odparł chłodno chłopak, zamykając za nimi drzwi do toalety — kochasz mnie, prawda?

park z otwartymi ustami, wpatrywał się w sylwetkę chłopaka, przenosząc wzrok na jego oczy, będące najbardziej lubianym, przez młodszego elementem twarzy lele.

— tak, jak brata.

— nie kłam — starszy zaczął wpatrywać się w niego bardziej intensywnie, dostrzegając delikatne rumieńce na jego twarzy, pojawiające się zawsze, gdy chłopak był zakłopotany — rumienisz się

— nienawidzę cię, chenle.

— nie kłam.

jisung, sam nie wiedział, dlaczego tak szybko się wkurzył, ale nie chciał, by chenle znał prawdę

— mam cię dość, zhong. myślisz, że wszystko kręci się wokół ciebie? gdybym pisał to wszystko naprawdę, to musiałbym być jakiś chory — sam nie wiedział, co mówi, dlaczego to robi i co podpowiada mu, by kontynuował, ale posłuchał się tego jednego głosu, przez który zaczął burzyć swoją relacje z miłością swojego życia — nie jestem jebanym gejuchem i musiałbym być kretynem, gdybym zakochał się w kimś tak samolubnym, jak ty! jeszcze do tego ślepym, lecącym na puste laski, zdradzające go przy pierwszej lepszej okazji! musiałbym być cholernym idiotą...

pomieszczenie przepełniła cisza, którą przerwał na chwilę jakiś nastolatek, wychodzący z kabiny z dziwną miną.

chenle wiedział, że jisung kłamie. chciał usłyszeć od niego prawdziwy powód, dla którego go opuszcza, ale chyba usłyszał już zbyt wiele.

— nie wierzę ci — powiedział, otwierając pamiętnik na losowej stronie — piszesz to od dzieciństwa, jisung.

— tak kłamałem. zapomnij o tym. jeśli mnie nie kochasz, to to i tak nie ma znaczenia — wyższy chłopak zaczął płakać, odwrócony do chińczyka tyłem — nawet nie wiesz, jak to jest być odrzucanym przez całe życie, odrzucanym przez społeczeństwo... j-jak to jest wiedzieć, że nigdy nie będzie się kochanym. jeszcze dodatkowo męczysz mnie teraz, przed moim lotem.

— mogę spróbować—

— nigdy mnie nie pokochasz, lele — park przerwał mu, zaciskając dłonie na walizkach, które ze sobą tutaj przytarmosił — nie chcę żyć w kłamstwie, kiedy ty miałbyś się męczyć. gdybyś powiedział mi szczerze, że mnie kochasz, to... zostałbym.

chenle obrócił go w swoją stronę i mocno przytulił. dopiero teraz zauważył, że jisung płacze. to było dla niego dziwne. to wszystko było dla niego dziwne. jego przyjaciel wyznał mu miłość, która żywił do niego od kilku lat, a on nie jest w stanie tego odwzajemnić. naprawdę by chciał. jisung zacisnął mocno dłonie na jego koszulce, która była już trochę mokra od łez. oboje w tej chwili, chcieliby się nigdy nie urodzić. czuli to samo. czuli się podle. park jisung nigdy nie chciał zakochiwać się w zhong chenle, a zhong chenle nigdy nie chciał odtrącać park jisunga.

gdy wpatrywali się w siebie, chenle postanowił spróbować.

— kocham cię, w romantyczny sposób.

jisung uśmiechnął się tylko lekko, widząc, że w oczach niższego nie ma tych iskierek podekscytowania, że tęczówki nie zwiększają się oraz tego, że oczy chenle są przepełnione kłamstwem i pustym zdaniem, mającym na zadanie poruszenie serca jisunga.

czarnooki koreańczyk, poglaskał go delikatnie po policzku, a z jego ust wydobyło się jedno zdanie, które zadecydowało o wszystkim

„zapomnij o mnie“

w ten oto sposób, park jisung znajdował się po kilkunastu minutach, w wielkim samolocie, który miał zabrać go do nowego miejsca.
bez chenle.


ups

happy ✩chensungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz