Supernowa była bardzo specyficznym dzieckiem. Wiedziałaś o tym już od jej pieluch. Zacznijmy od tego, że spała .. bardzo.. baaardzo długo. Zarówno Ty jak i Sans właściwie nie wiecie co to znaczy mieć zarwaną noc przez płaczące dziecko. Jadła i spała całymi czasami, a kiedy trzeba było ją przewinąć, tylko kręciła się i pociągała nosem. Choć cieszyłaś się, że jest taka spokojna, gdzieś tam w podświadomości myślałaś, że może być „aż za". Ale .. jadła, rosła, więc co mogło by być z nią złego. Prawda?
-hej kochanie – Uniosłaś głowę znad książki, osunęłaś nieco niżej okulary, aby lepiej widzieć swojego kościstego męża. – popatrz – złapał za zamek suwaka i przesunął go na dół, odsłaniając waszą córkę uczepioną jego żeber – koala! – i zaśmiał się. Ty otworzyłaś szeroko oczy i również zalałaś się śmiechem.
-SANS CZY ZNOWU OPOWIADASZ JAKIEŚ SUCHARY?! – Papyrus wychylił głowę z kuchni. Sans odwrócił się w jego stronę. Wasze dziecko trzymało się mocno i nie puszczało, ba, nie była przerażona, drzemała wczepiona w żebra ojca.
-koala! - Tego śmiechu Papyrusa nigdy chyba nie zapomnisz do końca życia.
Wróciłaś z pracy. Byłaś zmęczona. Okres świąteczny zawsze był męczący, zwłaszcza kiedy łączył się w parze z indywidualną oceną pracowniczą. Udało Ci się przejść na zadowalającej ocenie. Ufff o więcej ci nie chodziło. Ściągnęłaś gruby kożuch ze zmęczonych ramion, wyciągnęłaś nogę z buta. Miałaś mokre rajstopy. Gdzieś w drodze wpadł Ci kawałek śniegu.... Kanapa. Kanapa. Nic więcej. O i może herbata.
-ZZZHHHHZZZAAA – zmarszczyłaś brwi. Coś jak... zepsuty komputer? – ZZZZHHHZZZZZZZZ PIK – Nawet nie poszłaś w stronę wymarzonej kanapy. Swoje kroki powoli skierowałaś w stronę dziwnego dźwięku. Sans siedział z Supernową w jej pokoju. Patrzył na nią jak oczarowany, zwyczajne dziecięce gaworzenie przerywał ... ten dźwięk... jakby urządzenia które odmówiło współpracy, albo... w każdym razie wydobywało się z gardła Twojego dziecka.
-Sans! – krzyknęłaś przerażona
-ciii ciiii – machnął na Ciebie ręką nawet nie odwracając głowy – posłuchaj. Mała znowu gaworzyła jak normalne dziecko, a zaraz potem unosząc zabawkę Ufo do góry znowu wydała z siebie ten dziwny dźwięk. – słyszysz? – wyszczerzył się jeszcze bardziej
-Sans! – podeszłaś do nich i klęknęłaś przed córką – Połknęła jakąś maszynę? Musimy ją zabrać do lekarza!
-co? – wyglądał na oburzonego – niczego nie połknęła – Mała popatrzyła na Ciebie i wyciągnęła ręce w Twoją stronę, szybko wzięłaś ją w ramiona. Temperatura jak trzeba, pachniała talkiem dla niemowląt. Śmiała się wyraźnie zadowolona, że Cię widzi i wtedy znowu ten dźwięk. – oho, znowu – zaśmiał się
-Co to...
-wingdings
-Co?
-wingdings – powtórzył przenosząc na Ciebie wzrok. – język jakim porozumiewałem się z moim bratem kiedy też byłem dzieckiem
-... Co?
-no tak – skrzyżował ręce na piersi
-Więc to co ona mówi, to są ... słowa? – przytaknął z dumą – Skąd ona to zna? – wzruszył ramionami – Więc co mówi?
-cóż... trzykropek
-Hę?
-no... uh... mówi... trzykropek.
-W sensie mówi „trzykropek" czy ...
-tak jakby stawiała ... trzykropek? – Znowu ten dźwięk. Zmarszczyłaś brwi i popatrzyłaś na dziecko wyraźnie nie rozumiejąc – słuchaj, powiem jak alphys – chrząknął i otworzył oczy, wyraźnie starał się imitować głosem swoją przyjaciółkę – g-gdybyśmy byli w a-anime nad jej głową po-pojawiłby się trzykropek!
YOU ARE READING
Undertale: Apoptoza Supernowej
FanfictionApoptoza - z greckiego oznacza "opadanie liści". rozumiana jako zaprogramowana śmierć komórki w zdrowym organizmie. Autor: Yumi Mizuno