Są chwile, kiedy Bilbo Baggins bardzo chciałby mieszkać w norce - chwile jak ta, kiedy pogoda jest pod psem, maszyna do kawy jest zepsuta, a jego auto nie chce odpalić, co oznacza, że będzie musiał wrócić do domu autobusem. To go czeka po uwinięciu się z najnowszymi sprawdzianami studentów. Był jeszcze jakiś powód, dla którego został dłużej w pracy, ale nie mógł sobie go przypomnieć. Oh, tak, było to związane prawdopodobnie z faktem, że zaczęło lać chwilę po zakończeniu jego ostatniego wykładu.
Klika swój długopis o stół w rytmie, który stara się być szybszym niż stałe stukanie kropli deszczu, lecz zawodzi, wzdycha więc żałośnie, spoglądając na resztki kawy w swoim kubku i podejmuje się trudnego wyboru - teraz albo wypić wszystko i być bez kawy przez większość popołudnia, albo zostawić ją żeby wystygła, zapomnieć o niej i żałować później. Oh, tak, życie byłoby znacznie łatwiejsze, gdyby żył w norce.
Nic obdartego, skądże, oh nie - zrobiłby z niej najprzytulniejszą norkę we wszechświecie, z kilkoma pokojami, wielkimi i wygodnymi fotelami i, tak, zdecydowanie, ze spiżarnią; oh i z prawdziwym, ciepłym kominkiem i drewnianymi podłogami... zatrzymał galopujące myśli w samą porę, jego długopis począł szkicować architektoniczne projekty na teście Becky Higgins. Oh, świetnie, kolejne Gwiazd Naszych Wina. Ile już to było - sześć, jak narazie, w tym semestrze? Nigdy nie powinien wpisywać tego w programie nauczania. Lub, jeszcze lepiej, nie powinieneś wykładać literatury, zauważa mały, dokuczliwy głos, ale go zagorzale ignoruje i bierze swoje okulary, siadając wygodniej w swoim fotelu by zagłębiać się w kolejny powód jak bardzo John Green zmienia życie.
Wydaje się, że chociaż niektóre rzeczy idą po jego myśli, gdy nagle przeszkodził mu dzwonek telefonu - recepcjonistka z budynku głównego, co jest już wystarczająco dziwne.
- Tak?
- Profesor Baggins? Ma pan gościa.
- Oh? Kto to?
- Nie powie mi. - młoda kobieta - chyba Janina, tak? - powiedziała zdecydowanie zbyt nerwowo jak na gust Bilba. - Powiedział, że jest przyjacielem. I jest to ważne.
- Cóż, wygląda jakoś niebezpieczne?
- Nie, ja... cóż, jest stary. Tak naprawdę, stary, - wyszeptała recepcjonistka niemal konspiracyjnie. - bardzo wysoki. Nosi kapelusz.
- Kapelusz.
- Tak! Czy może pan teraz tutaj przyjść?
- Będę za chwilę. -odpowiedział Bilbo i zmarszczył brwi kiedy spostrzegł, że recepcjonistka się rozłączyła.
Za żadne skarby nie mógł sobie przypomnieć o starym przyjacielu noszącym kapelusz, ale dowiedzenie się o co chodzi definitywnie przebija jego obecne zajęcie. Oh, i przecież w małej kuchni budynku głównego jest mini espresso, czyż nie? Zatem postanowione.
Korytarze są ciche, ponieważ większość lekcji już są skończone - minął jedynie rok, a Bilbo dalej się zastanawia nad faktem, że jest ledwo kilka minut po szesnastej, a wszyscy uczniowie wrócili już do domu. Zwykłe liceum, przypomina sobie, teraz jesteś w zwykłym liceum publicznym. W żadnym wypadku nie jest snobem, ale wie, jak uwielbiał atmosferę w poprzednim miejscu zatrudnienia, wspaniałe uczucie, przynajmniej do pewnego czasu...
- Bilbo Baggins! Niech no ci się przyjrzę!Dogłębnie zatracony w swoich myślach, Bilbo doszedł do holu głównego budynku niemal tego nie zauważając, a mężczyzna czekający na niego w recepcji, podniósł się ze skórzanej sofy i podszedł do niego z wyciągniętą dłonią.
- Tak, to ja. Jak mogę panu pomóc? - zaproponował Bilbo, rzucając krótkim spojrzeniem na recepcjonistkę, która ledwo wzruszyła ramionami.
- To wydaje się być widoczne. - mężczyzna uśmiechnął się i kiedy ściągnął kapelusz, nareszcie rozpoznał kto przed nim stoi.
CZYTASZ
Wszytko, co złote, krótko trwa.
FanfictionBilbo Baggins prowadził raczej spokojne życie, dziękuję bardzo, dopóki stary znajomy nie zadecydował przewrócić je do góry nogami. Bilbo postanawia podjąć pracę, która... powiedzmy, że nie jest dokładnie w jego typie i która być może będzie kosztowa...