Do J***

1.3K 62 2
                                    

Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z méj pamięci!... Nie! tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha
.*

Ciemnowłosy mężczyzna siedział z tomikiem oprawionym w skórę. Wpatrywał się w ręcznie zapisane słowa. Zastanawiał się, kiedy zauroczył się w pannie, dla której naskrobał ów poemat. Spróbował przywołać jej imię - na daremno. Nie łudził się, iż z pamięci wyłoni się obraz tej kobiety. Jednak odczytawszy kolejne wersy utworu, ktoś inny wyłaniał się z odmętów wspomnień. Podświadomość posuwała mu wizerunek rodaka z ciemną burzą włosów na głowie, przedzierającego się przez ulice Paryża. Szarego miasta, które obdarowało ich względnym bezpieczeństwem. 

On także w gniewie wykrzyczał takie słowa. Kamienna twarz nie wyraziła ów czas tego, co serce czuło. Nie zdobył się, aby zatrzymać go. Nie poświecił swej godności, by uratować ostatki tego, co napawało inspiracją. Oddał swoją muzę zimnemu światu, a ten prędko okazał swą wrogość. Niczym ruscy żołdacy odbierający domostwo, odebrał to, co darem od Boga było. A może Stwórca zapragnąwszy go widzieć, posłał za nim Kostuchę? Czy znudziwszy się widowiskiem, skinął dłonią, by zdjąć zbędnego aktorzynę z podestu?

Na każdém miejscu i o każdéj dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę méj duszy zostawił.*

Nagle poczuł delikatną dłoń na swym ramieniu. Uniósł głowę i na wpół przymglonym spojrzeniem ujrzał ciemne loki, okalające bladą twarz. Rozchylił usta, pragnąc wymówić imię osoby, która stała nad nim z frasobliwą miną. Nim jednak zdążył wymówić je, głos stanął mu w gardle. Z pamięci wyłonił się fragment informacji spisanej na skrawku pergaminu. Nie potrafił przywołać czyja ręka przekazała mu tą nowinę. Pozornie wesołą, gdyż największy rywal zniknął, lecz jego serce zapłakało żałośnie. Tak żałośnie, jak jeszcze nigdy nie ubolewał. Pragnął zawrócić czas i spróbować zmienić drogi nieubłaganego Fatum. 

Spojrzał na kobietę stojącą przy nim jeszcze raz. Wyszeptał jej imię. I wtem ona zniknęła. Rozpłynęła się niczym zjawa o poranku. Zakrywszy oczy powiekami, odczuł ból samotności, który zabijał w nim wszelkie nadzieje. Nadzieje, iż ktoś, kto obdarował go płomiennym uczuciem może przeżyć na tym świecie. Czując winę ciążącą na ramionach, odgarnął przydługie włosy, które spłynąwszy mu na twarz, zasłoniły wszystko, co go otaczało. Zmęczone oczy ogarnęły to wzrokiem. Nic rodzimego, nic znajomego nie znalazło się w jego zasięgu.

Czy grając w szachy, gdy piérwszemi ściegi
Śmiertelna złowi króla twego matnia,
Pomyślisz sobie: tak stały szeregi,
Gdy się skończyła nasza gra ostatnia.*

Wszystko, co mogłoby choć w części mu ulżyć, było za daleko. A kolejnych listów pisać nie miał ochoty. Wpierw musiał wyczekać odpowiedzi, które mogły nigdy nie nadejść. Tęskniąc po zamaszystym pismem Franciszka oraz drobnym Aleksandra, wpatrywał się w wymienioną z nimi korespondencję, ułożoną w dwa stosiki na małym stoliku. Uśmiechnął się gorzko, gdy uświadomił sobie, że z nim nie wymienił nawet jednego listu. Ni razu się do siebie w ten sposób nie odezwali. Ubolewawszy nad tym, zamknął trzymaną książkę i odłożył na stolik, by sięgnąć po inną. Mniejszą i oprawioną w papier. 

Z najgłębszych odmętów pamięci wyłoniło się wspomnienie. Jasny dzień w Paryżu. Jeden z najjaśniejszych jakie pamiętał. A może była to ułuda, która nasiliła się wraz z szczęściem? Mała izba w kamienicy, w której kąty wypełnione poukładanymi księgami w skórach, kusiły ogromem wiedzy. Ciemne oczy i takież włosy na tle śnieżnej pościeli. Oczy wypełnione raz zawstydzeniem, raz pasją. I rzucane leniwe słowa układające się w proste, wręcz dziecinne rymowanki. A do tego cichy śmiech świadczący o zadowoleniu. Blada skóra i rumiane lica. 

Tak w każdém miejscu i o każdéj dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę méj duszy zostawił.*

Mężczyzna otworzył tomik i spojrzał na pustą stronę opatrzoną zdobnym pismem. Odczytał cicho zapisane drogą ręką słowa. "Miłość – to światło, to niebo, to życie!**" Drogiemu przyjacielowi. Pogładził delikatnie z lekka zżółciałą stronę i unosząc ją do twarzy złożył pocałunek przypominający muśnięcie skrzydeł motylich. Powoli przerzucił stronę i zaczął czytać po raz kolejny "marną" poezję. Żałował, iż nie zdążył wyjawić prawdy. Iż została ona tylko dla niego. Zagrzebana w sercu i bijąca własnym rytmem jak miłość do Ojczyzny. Prawdy, która zmieniłaby wszystko. A być może pozwoliłaby i na powrót do rodzimych stron?

Jednak słowa prost z głębi duszy nigdy nie padły i nie padną. Nie mając kogo ucieszyć zblakły. Wszak jedno nie zblakło przez te wszystkie lata. Żarliwe uczucie, palące niespełnieniem. Próbując ukryć je pod masą innych, w końcu postanowił podjąć decyzje. Nie trzymany już niczym, pragnął choć w części spełnić żądze swego przyjaciela kryjącego się jako autor trzymanego przezeń w dłoni tomiku. Wyruszył, by spróbować walczyć o ich dom.

Zapuchnięte powieki opadły i zakrywszy zmęczone i sędziwe oczy, nie otworzyły się. A dłonie zacisnęły się kurczowo na małej książce, nawet delikatnie nie mnąc stronic. A z rozchylonych ust wydarło się ciężkie westchnienie wypełnione niemalże wszystkimi emocjami,
do jakich człowiek jest zdolny.

◆━━━━━━◆❃◆━━━━━━◆

Witam, Owce wy moje. Jak widzicie, to coś nie umarło. Czekało, aż postanowię posłuchać sobie piosenki z mediów i w środku nocy wstanę, by niemo wykrzyczeć: "Eureka!" i wrócę spać. 

Aktualnie czuję się gorzej niż maturzysta, który w majowy poranek poszedł do szkoły jak zawsze, będąc pewnym, że idzie na egzaminy próbne, a tu... dowiaduję się, że ostatnie z nich były w marcu, a te już powiedzą mu: "Widzimy się za rok". Ale dzięki kubkowi (o dziwo tylko jednemu) kawy i to nawet nie całemu dałem radę napisać to powyżej. Przesiedziałem mega dużo sprawdzając informacje i szukając momentu, w którym mógłbym to umieścić i padło na ten jeden dzień, taki wyjątkowy i niepowtarzalny. 

Natomiast utwór wybrałem, gdyż wydał mi się lepszą opcją niż "Niepewność". I ma żywszą nutę xD. Poza tym powinienem uczyć się przeróbki inwokacji "Pana Tadeusza". No cóż, piąteczka z polskiego... za wkucie dwudziestu linijek? Aż żal nie skorzystać. 

No dobra tytuł to przeróbka tytułu "Do M***" (jakby ktoś nie kojarzył), bo niektórzy mogą mieć to daaawno za sobą.

* To pochodzi z właśnie wyżej wymienionego poematu Adama Mickiewicza. A czerpałem fragmenty z wolnelektury.pl

** "Balladyna" akt II, scena I

No to ja się zbieram do spania, bo jutro od szóstej rzycie trzeba zacząć wieść. A siedem lekcji z czego jedna to koszmar z postacią wręcz z rodem z piekła, nie Piekła, piekła. Przez małe "p" pisane. Wujek takiego czegoś, by nie wypuścił. W życiu. ceriniaNoral67 i_____Kira_____. Zostawiam to Wam w spuściźnie, gdybym nie przeżył do wakacji.


Oddech | SłowackiewiczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz