one

111 17 1
                                    

Tego samego dnia tyle, że o normalnej, ludzkiej porze blondyna obudził irytujący dźwięk budzika. Nie było dnia, kiedy jego plan dnia był pusty, a on mógł tak po prostu usiąść w fotelu z kubkiem kawy i porobić to, na co żywnie ma ochotę. Był zapracowanym, młodym i inteligentnym mężczyzną o nietypowym zawodzie, o którym wielu z jego najbliższych nie wiedziało. Tak naprawdę to Andy był człowiekiem o wielu zawodach czy tez aspiracjach. Wszechstronność, wiedza nieograniczająca się tylko do jednej dziedziny. To był jeden z głównych powodów, dla którego ludzie widzieli w nim zagrożenie. Z dnia na dzień kształcił się i rozwijał, co wzbudzało jednocześnie podziw jak i niepokój.

Najdłuższą i w jego mniemaniu wieczną pasją była muzyka, którą pielęgnował jak rolnik swoje plony każdego lata. Zaczęło się od gitary, którą dostał od ojca, jako prezent na dziesiąte urodziny. Była mała, dostosowana do jego wzrostu, ręcznie robiona z ciemnego drewna ze zdobieniami na całej powierzchni pudła. Im chłopak był starszy tym więcej instrumentów było w zasięgu jego dłoni. Flet, harfa, skrzypce, pianino i perkusja. Była również chwilowa przygoda z saksofonem, z którego po jakimś czasie zrezygnował. Muzyka była jego zapalnikiem do wszystkiego. Nie było dnia ani godziny, kiedy blondyn nie wykonywał jakiejkolwiek czynności w asyście swoich ulubionych kawałków. Powiązane z muzyką było także tekściarstwo. Dzięki znajomości nut w wieku piętnastu lat zaczął komponować piosenki i tworzyć teksty o bardzo dorosłym wyrazie. Jak na tak młodego chłopca każda kolejna piosenka była lepsza od poprzedniej.

Powracając myślami do teraźniejszości blondyn niechętnie podniósł się z łóżka by odsłonić rolety, które uniemożliwiały wkroczenie do pokoju promieniom słońca. Gdy tak się stało z uśmiechem przeciągnął się obserwując skwer, który o tej porze jeszcze świecił pustkami. W tak słoneczny dzień jak ten nie było mowy o tym, żeby zniszczyć resztki dobrego humoru, jakie miał w sobie dziś Andy. Powiódł wzrokiem do łóżka i kilku kubków po kawie, które stały na stoliczku nocnym tuż obok. Będąc wciągniętym w wir pracy ciężko było kłaść się do łózka o normalnej porze, a jeśli już to tylko po to, aby zmienić pozycje do pracy, dzięki czemu rzadko, kiedy blondyn był wyspany.

- Kolejny dzień gonienia własnego ogona – westchnął szepcząc niezrozumiale pod nosem. Pościelił łóżko chwile później sprzątając brudne naczynia i zanosząc je do niewielkiej i mało funkcjonalnej kuchni, w której brakowało miejsca dosłownie na wszystko. Całe jego mieszkanie takie było. Małe, niefunkcjonalne, staromodne, a momentami nawet psychodeliczne i irytujące. Mimo wszystko blondyn mieszkał sam, wobec czego nie potrzebował nie wiadomo jak dużej przestrzeni. Żył sam, na własną rękę, za swoje pieniądze. Takie życie mu odpowiadało i nie zapowiadało się, żeby w najbliższym czasie miało ulec zaskakującej zmianie.

Godzina minęła chłopakowi na rutynowych czynnościach, które miały na celu przygotować go na cały dzień spędzony w pracy. Był w trakcie dopinania guzików śnieżno białej koszuli, gdy jego telefon z drugiego pokoju zaczął wydawać z siebie odgłosy świadczące o połączeniu.

– Co znowu? – Warknął w biegu wsuwając dół koszuli w spodnie i zapinając pasek. Będąc już w pokoju pochwycił natarczywie dzwoniące urządzenie wciskając zieloną słuchawkę. – Czego? – Burknął mało przyjemnie do rozmówcy, który już sekundę później roześmiał się, a echo odbiło się w uszach blondyna, który odsunął lekko telefon od ucha.

– Cudowne powitanie z samego rana Andrew – głęboki, męski głos ponownie parsknął śmiechem powodując, że Fowler tylko wywrócił oczami okręcając się bezsensownie wokół własnej osi. – O której mam po Ciebie być?

– Jak to być? – Czyżby o czymś zapomniał? W słuchawce zapanowała trzymająca w napięciu cisza, która rozdrażniła blondyna. Bowiem nie lubił on zapominać o swoich obowiązkach czy też złożonych obietnicach. – Stephen, nie denerwuj mnie. Zapomniałem o czymś?

– Ty? Zapomnieć? – Andy mógł przysiąc, że jego rozmówca teraz rozbawiony uniósł brew. – Dobre sobie. Wiem, ze chwilowo jesteś bez samochodu, a nie lubisz jeździć autobusami. Jestem w okolicy, zgarnąć cię?

– Skąd ty? – Potarł odruchowo kark wyglądając przez okno na pokryty słońcem asfalt.

– Widziałem umowę o sprzedaż auta u Ciebie w biurze. To jak, za ile mam być? – Dopytał, a jego głos brzmiał stanowczo.

– Za ile najszyb...

– Pięć minut? – Wtrącił się Stephen, czego Andy osobiście nie lubił.

Blondyn nie mając nic więcej do powiedzenia zerwał połączenie chowając do tylnej kieszeni spodni telefon, następnie z wszystkimi potrzebnymi rzeczami skierował się do przedpokoju. Wsunął na ramiona beżowy, asymetrycznie zapinany płaszcz i czarne, skórzane buty. Spojrzał przelotnie na swoje odbicie poprawiając grzywkę.

– No cóż – westchnął zgarniając z haczyka klucze do mieszkania. – Lepiej nie będzie.

Upewniając się jeszcze czy w żadnym pokoju nie świeci się światło lub czy żelazko jest odłączone od kontaktu wyszedł zamykając drzwi na dwa zamki. Wsunął klucze do kieszeni płaszcza i schodami w dół udał się przed kamienicę.

Zaraz po wyjściu na powietrze na jego bladą twarz wpłynęły promienie ciepłego, ogrzewającego słońca. Schował dłonie do kieszeni rozglądając się na boki. Dzielnica, w której mieszkał należała do niesamowicie spokojnych miejsc, dzięki czemu można było długo napawać się ciszą i spokojem.

Z opóźnieniem dotarł do jego uszu kilkukrotnie użyty klakson, który jednocześnie przedarł się przez cisze powodując, że drzewa nieznacznie poruszyły się jakby otumanione niespodziewanym hałasem, a ptaki wyleciały spłoszone spomiędzy gałęzi. Wyczaił wzrokiem srebrnego Forda, do którego chwilę później podszedł otwierając drzwi.

– Od kiedy jesteś taki dobry, hmm? – Blondyn prowokacyjnie uniósł brew krzyżując wzrok z rudowłosym chłopakiem zajmującym miejsce za kierownicą. – Jest coś, o czym powinienem wiedzieć? Narozrabiałeś?

– Ja? Narozrabiać? – Wyrzucił z udawanym oburzeniem. Doza ironii spowodowała, że Fowler na moment wykrzywił usta w uśmiechu. – Byłem grzeczny jak aniołek.

– Coś w biurze nie tak? – Spojrzał niepewnie na piegowatego chłystka przejeżdżającego szybko na zmieniających się światłach. – Wolniej. – Sapnął twardo łapiąc się uchwytu na drzwiach.

– W biurze wszystko w porządku. Wszyscy są wypoczęci oprócz Ciebie – rudowłosy poprawił się na siedzeniu zwalniając na prośbę starszego od siebie przełożonego. Tak. Stephen był czymś w rodzaju prawej ręki Andy'ego. Mimo, że młody tak zwany świeżak spełniał się, był sumienny i pracowity co zadowalało blondyna, który potrzebował kogoś, kto będzie wspomagał go w każdej chwili. – Miałeś nie zabierać pracy do domu.

– Ktoś musi to dokończyć. Dostałem ostatniego maila z tymi najpotrzebniejszymi danymi – potarł oczy piąstkami zawieszając się na moment. – Jeszcze dziś muszę przekazać to szefowi i puścić informacje do ludzi w terenie. Jak mam spać? Mam wrażenie, że niczego mi nie ubywa, a ja dosłownie tonę w obowiązkach.

– Bo bierzesz na siebie wszystkie możliwe zadania – wzruszył ramionami zjeżdżając na drogę szybkiego ruchu. – Jesteś nam wszystkim bardzo potrzebny, ale Tobie też należy się odpoczynek, a przede wszystkim sen. O wyjechaniu gdzieś już nie wspomnę.

– Gdyby to jeszcze było takie łatwe – westchnął zwracając głowę ku szybie. Obserwował jak mijane obiekty migały niczym klatki w kliszy. Otępiały podparł brodę na pięści zagłębiając się we własnych rozmyślaniach.

Nawet jeśli wyjechałby to praca i tak zawsze podążyłaby za nim. Niczym cień, którego czasem chcemy pozbyć się na ułamek sekundy. Niestety bezskutecznie.

♡♡♡

za nami kolejny rozdział, który mam nadzieję przypadł Wam do gustu

zapewniam, że w każdym rozdziale będziecie poznawali Andy'ego stopniowo i uwierzcie, że będzie warto czekać na ten punkt kulminacyjny całej historii...

rozdział w formie szkicu zostaje dodany na Wattpada 15.03.2019 ...

 kocham  mj



Detective ♡ RANDY ♡Where stories live. Discover now