Rozdział 2

15 2 0
                                    

-August! Dalej! One nic ci nie zrobią - mówiła do swojego końskiego przyjaciela Merida, stając tuż obok jednego z płomyków - Widzisz? Stoję sobie o - tutaj i nic mi się nie dzieje! - Wierzchowiec w przypływie nagłej odwagi zrobił mały krok do przodu.

-Dooobry konik! - powiedziała dziewczyna wskakując na grzbiet konia - no to jedziemy!

Tym razem ruszył posłusznie i już chwilę później pędzili w pełnym galopie śladem leśnych płomyków. Mijali drzewa, góry, jeziora, a ona co jakiś czas strzelała w po rozstawiane w lesie co jakiś czas tarcze. Nie wiedziała, jak długo tak jechali, ale to nie miało znaczenia, bo wreszcie czuła się naprawę szczęśliwa i po raz pierwszy od dawna po prostu wolna. Bo kiedy tak galopowała, uśmiech nie schodził jej z twarzy i wszystko nagle przestawało się liczyć. 

Kiedy miała już daleko za sobą wszystko co tak dobrze znała, a jej dzielny wierzchowiec zaczął wydawać się zmęczony, spragniony i głodny zdecydowała się zrobić postój. Zatrzymali się przy rzece otoczonej z obu stron niskimi krzakami jagód. Augustus pił wodę, a Merida jadła owoce, gładząc go bezwiednie po włochatym brzuchu. Oddychała bardzo głęboko wdychając zapach iglastych drzew i słuchając szumu potoku. Patrzyła wgłąb tafli wody, zastanawiając się, czy pływają w niej ryby, które mogłaby złowić i upiec, jako że była dosyć głodna biorąc pod uwagę fakt, że nie jadła nic poza kilkoma owocami, od czasu rozpoczęcia swojej wędrówki, gdy nagle zauważyła odbijającą się w tafli wieżę... Podniosła wzrok, w miejsce, gdzie wieża powinna de facto się znajdować i rzeczywiście - stała tam otoczona drzewami i oblepiona przez pnącza. Zaciekawiona dziewczyna, nie zastanawiając się nawet głębiej nad tym, co zamierza zrobić pobiegła w stronę wieży wołając co chwilę Augustusa. 

Gdy znalazła się już tak blisko, że praktycznie dotykała zimnych ścian budynku, podprowadziła konia tuż pod jedną z nich i stanęła na jego grzbiecie. Zapomniała jednak o żelaznej zasadzie - z dala od końskich nerek i koń z zaskoczeniem nagle odskoczył, a nasza bohaterka wylądowała na ziemii.

-Augustus! - krzyknęła oburzona pocierając posiniaczone plecy i ramię. Koń zarżał cicho w geście przeprosin. Uparta dziewczyna postanowiła jednak spróbować jeszcze raz. Coś nie wątpliwie ciągnęło ją do tego miejsca. Tylko jeszcze nie wiedziała co... Oparła obie stopy na jednym z konarów, chwyciła mocno rękoma inny, wyżej i wiedziała, że już nie ma odwrotu. Po za tym - chciałaby zawrócić? Jeśli tak myślicie najwidoczniej jej nie znacie - bo ona była jedną z tych, którzy nigdy nie odpuszczają i mają rację, nawet gdy jej nie mają. Wspomagając się strzałami powoli wspinała się ku otwartemu oknu wierzy. Mimo, że była to męcząca i mozolna praca, ona nie poddawała się, aż nie weszła na samą górę. 

Znalazła się w pomieszczeniu z całymi zamalowanymi w obrazkach ścianami i ozdobnymi drewnianymi meblami. 

-Mamo? Już wróciłaś? - usłyszała ładny dziewczęcy głos - Zaraz... - I to słowo było ostatnim, jakie usłyszała, zanim ogarnął ją całkowity mrok, na skutek mocnego uderzenia patelnią w głowę.




Bardzo dziękuję wszystkim, za przeczytanie. Bardzo możliwe, że konsekwencją tego oto rozdziału będzie niezaliczony sprawdzian z angielskiego. Naprawdę powinnam się teraz uczyć. Może pozostawię resztę bez komentarza.

~Z

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 31, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Gdyby Flynn się nie pojawiłOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz