2

4 0 0
                                        


Niestety pani sprzedawczyni nic nie wiedziała o nowych sąsiadach i też ich wcześniej nie widziała. I z jednej strony ucieszył mnie fakt, że Mazurkiewicze szybko sprzedali dom, ale z drugiej strony rozmowy z panią Dorotą były zawsze interesujące a jej ciasta zwalały z nóg.

Z moich dywagacji nad pysznościami pani Doroty przerwał pan w czarnym garniturze, który bezczelnie stanął mi na środku toru jazdy.

-Przepraszam, nie może pani tędy przejechać.- powiedział i w ręką kazał mi zawrócić. Od domu dzieliło mnie tylko 50 metrów, a inną drogą musiałabym nadrobić z kilka kilometrów.

-Przepraszam, ale ja tu mieszkam.- odpowiedziałam mu tym samym tonem i spróbowałam go wyminąć. Nagle mężczyzna złapał mnie za rękę i delikatnie zatrzymał.

-Nie mogę pani przepuścić.

-I słusznie, nie musi. Dlatego może pan mnie puścić i popatrzeć na tamto dziecko w zielonej kurtce. – zadziałało jak nigdy. Mężczyzna krzyknął coś do spinki przy rękawie marynarki i pobiegł w krzaki. Spokojnie wsiadłam na rower i dojechałam do bramy. Przy dawnej posesji Mazurkiewiczów stały trzy czarne Jeepy.

***

Po zjedzeniu późnego obiadu włączyłam telewizję. Jak to często bywa, nie leciało w niej nic ciekawego. Po godzinnym skakaniu po kanałach spróbowałam połączyć telewizor z internetem. Telewizor zastanawiał się przez kolejne minuty czy ma się połączyć czy nie. Niebieskie kółeczko kręciło się w kółko i kręciło i ostatecznie nie połączyło. Nacisnęłam przycisk „ok", żeby ponownie połączyć sieć z telewizorem.

-To są chyba jakieś żarty.- mruknęłam zirytowana. Musiałam wstać z wygodnej kanapy i pójść na górę do pokoju rodziców, gdzie była zamontowana antena. Chwilę analizowałam wszystkie możliwe opcje, w których antena nie działała i zaczęłam poruszać kabelkami. Jeden z nich był odłączony od przekaźnika. Po włożeniu wtyczki na miejsce, kabelek ponownie wypadł. Znając życie zrobiły to ptaszki, które uwielbiają dziobać tam, gdzie nie potrzeba.

Szybko zamknęłam okno i zeszłam schodami na dół. Wzięłam latarkę i poszłam do drewnianego domku na narzędzia, który stał w koncie naszej niedużej działki. Zbudowałam go razem z tatą i bratem, całe wieki temu. Z początku bawiliśmy się tam w trójkę, ale po kilku latach stał się zbyt mały. Żeby nie niszczyć naszych wspomnień z dzieciństwa, tata dorobił półek, skrzynek i haków, czym przekształcił go w domek na narzędzia. Mama chciała się go pozbyć, ale tata skutecznie o niego walczył.

Otworzyłam niedużą kłódkę kluczykiem i weszłam do środka. Przez kiepską wentylację w domku panowała duchota, więc otworzyłam szeroko drzwi. Następnie podeszłam do regału i zaczęłam przeglądać rodzaje taśm. Jedna izolacyjna, inna srebrna z kiepskim klejem, jeszcze inna niebieska o równie słabym kleju. Rozejrzałam się raz jeszcze po pomieszczeniu analizując, co może posłużyć za potrzebny mi materiał do naprawy wypadającego kabelka. Nagle przyszedł mi do głowy genialny pomysł. Szybko odwróciłam się i zaczęłam iść w kierunku przeciwległej ściany. Już prawie zrobiłam trzeci krok, gdy potknęłam się o coś dużego i metalowego. Runęłam jak długa, uderzając dodatkowo ręką o stolik roboczy. Siła uderzenia poruszyła również regałem, którego tata nie przytwierdził do ściany. Sam regał zachwiał się niebezpiecznie, ale tylko kilka kubełków z farbami zdecydowało się spaść na ziemię, mijając moją głowę o kilka milimetrów. Całe szczęście farby nie rozlały się na podłogę, a jedynie narobiły hałasu.

Powoli wstałam rozmasowując obitą nogę i rękę.

Nagle ktoś krzyknął -Łapać ją!- i nim się obejrzałam ktoś złapał mnie za ręce i przerzucił sobie przez ramię. Pisnęłam i spróbowałam się wyrwać oprawcy, lecz przeciwnik był dla mnie zbyt silny.

Cristal- ściana loduWhere stories live. Discover now