☕❤☕

942 73 34
                                    


Herbata była już zimna, przez co podrażniała moje gardło za każdym razem, gdy instynktownie nabierałem jej odrobinę do ust. Pisząc, nie skupiałem się na tym, czy to, po co sięgam jest jeszcze w ogóle zdatne do picia. Prawdę mówiąc, całego napoju było już niewiele w kubku, ponieważ w twórczym szale połowa wylądowała na moich misternie przygotowanych notatkach, które jak na złość nie chciały szybko wyschnąć. Ciecz pozostawiła na nich swoją ciemną barwę i nieco owocowy zapach, który jako jedyny mi nie przeszkadzał. Tusz z długopisu utworzył na kawałkach papieru długie, ciemne smugi, jakie każdego innego dnia wydałyby mi się artystycznym dziełem, ale nie teraz, gdy od zakończenia książki dzieliło mnie zaledwie parę stron.

Moja wena pobudzona zjedzonym wcześniej czekoladowym muffinem szalała, a ja próbowałem ją w jakikolwiek sposób opanować, ubierając jej chwilowe przebłyski w dość przyzwoite słowa, gdyż w pośpiechu miałem tendencję do kreślenia pospolitych równoważników zdań, czy też zwykłych słów, które nie wiedzieć czemu oddzielałem kropkami. Czasem nie rozumiałem swojej techniki, ale na szczęście po długich godzinach rozmyślań o co mi wtedy chodziło, potrafiłem przemienić je w zadowalające mnie zdania, ukazujące pierwotny zamysł.

W pracy siedziałem od rana, choć dopiero po paru godzinach byłem w stanie bez wyrzutów sumienia opuścić miejsce za barem i usiąść przy jednym ze stolików, na tyle lokalu. Było tam cicho, spokojnie i klimatycznie, a to liczyło się dla mnie najbardziej. Podczas pisania nikt nie mógł mnie rozpraszać, a tym bardziej zagadywać, dlatego zawsze uprzedzałem kelnerów, pozostawiając swoje zamówienie na blacie.

Mimo, że byłem tam szefem, lubiłem czuć się jak klient. W takich chwilach nie odczuwałem pewnego rodzaju wyższości nad pracownikami, których bądź co bądź bardzo szanowałem i ceniłem. Gdy przychodziły dni, w których ruch był intensywniejszy, stawałem z nimi na równi, starając się umilić klientom wizytę w mojej herbaciarni.

Pomysł na taki a nie inny biznes przyszedł mi do głowy dość wcześnie, gdy jako młody student przeprowadziłem się do Seulu. Nie mając do końca pomysłu na siebie, postanowiłem otworzyć coś, co będzie przyciągać ludzi swoją unikalnością. W bogatych dzielnicach jak i na przedmieściach, z łatwością dało się dostrzec bary, restauracje, a tym bardziej kawiarnie, które cieszyły się dość dużą popularnością.

Sam byłem dość wielkim fanem jednego z takich miejsc, choć za każdym razem, gdy zerkałem w menu, spotykałem się z rozczarowaniem, ponieważ jako wielki wielbiciel wszelkiego rodzaju ziołowych naparów, nie znajdowałem tam żadnej ciekawej opcji dla siebie. Dział herbat w porównaniu z listą kaw i deserów na ich bazie, był jedynie kilkoma linijkami wyblakłego tekstu. Zawsze smucił mnie ten widok, dlatego po dość długim zastanowieniu postanowiłem to zmienić.

Przy pomocy przyjaciół ze studiów, ale również tych, których znałem od dawna otwarłem mały biznes w niewielkim i dość tanim lokaliku, który z biegiem czasu zamienił się w tętniące życiem miejsce spotkań, zajmujące obecnie trzy razy większą powierzchnię.

Lubiłem żyć myślą, że dzięki mnie ludzie, którzy nie uznawali się za kawoszy, mają gdzie znaleźć coś interesującego dla siebie. 

Przestrzeń herbaciarni urządziłem dość klimatycznie, kierując się kolorami kojarzącymi mi się z ciepłem. Pięć słów, które idealnie oddawały by cały wystrój to: cegła, koce, poduszki, żółte światło lampek.

Byłem wielkim domatorem, dlatego od swojego miejsca pracy również oczekiwałem podobnego, domowego klimatu. Gdy nastawały jesiennie i zimowe wieczory, sale wręcz emanowały spokojem i przytulnością. Zasiadając w kanapach, ciało zapadało się do środka i otulało przyjemną w dotyku fakturą obicia, a po wybraniu stolika, można było się zachwycać delikatną poświatą lampek, które dzięki ozdobnym abażurom rzucały na dłonie małe, blade cienie w kształcie gwiazdek.

緑茶 tea for two。 vhope ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz