01

2.2K 144 27
                                    

Zdmuchnęłam  kosmyk jasnych włosów, który wydostał się z mojego niedbałego koka i podtrzymałam kolanem pudło z napisem "kuchnia", sięgając do klamki.

Cholera tylko nie upuść tego Carmen. Powtórzyłam w myślach, kiedy zachwiałam się, a drzwi z impetem otworzyły się i uderzyły w pudło powalając mnie na chodnik. Z klatki wybiegła młoda, zapłakana kobieta i nie przepraszając skierowała się na parking.

Westchnęłam głośno i wygramoliłam się z pod kartonu. Zirytowana przesunęłam wzrokiem po zniszczonych talerzach, kiedy drzwi ponownie się otworzyły i wyszła kolejna kobieta, ale tym razem, ta, zatrzymała się.

— Wow, to ona ci to zrobiła? — zapytała . Musiała być zorientowana w sytuacji skoro wychodząc później wiedziała, że pierwsza  kobieta pędziła nie zwracając uwagi na nikogo.

— Niestety — odpowiedziałam i zaczęłam zbierać to co ocalało.

— Wprowadzasz się? — dociekała. 

— Muchu — mruknęłam.

Kobieta kucnęła i pomogła mi zbierać talerze. Ukradkiem zaobserwowałam jej  lśniące, rude włosy, zielone oczy, mały piegowaty nos i pełne bladoróżowe usta. Uśmiechnęła się do mnie, kiedy zauważyła, że ją obserwuję. Wyprostowała się i wyciągnęła do mnie dłoń.

— Jestem Lauren Bennett — przedstawiła się. — Mieszkam na trzecim piętrze pod  piętnastką, a ty pewnie wprowadzasz się pod osiemnastkę na czwartym, tak. 

Zaskoczona uniosłam brwi w górę.

— Mieszkam tu już jakiś czas i znam dobrze mieszkańców tego bloku — wyjaśniła szybko. — Tylko to mieszkanie jest wolne.

— Carmen Hanower. — Uścisnęłam jej wyciągniętą dłoń. — I tak wprowadzam się pod osiemnastkę.

— Pogadamy innym razem. Spieszę się do pracy. Miło było cię poznać Carmen. Pa! — krzyknęła na koniec i poszła w stronę parkingu.

Podniosłam pudło w którym była reszta porcelany i weszłam do budynku. Ciężko było wejść na czwarte piętro po schodach, winda była niestety nieczynna.

Kiedy zmęczona dotarłam pod drzwi, mojego nowego mieszkania, miałam problem z wyciągnięciem kluczy z kiszeni, obcisłych dżinsowych szortów. Postawiłam karton na podłodze i wsunęłam dłoń w poszukiwaniu. Chwilę to trwało zanim wyciągnęłam mały pęk. W między czasie rozejrzała się. Były cztery wejścia do czterech mieszkań, każde miało ładne, nowe drzwi z numerem. Dwoje z nich miało nawet zawieszone stroiki. Zapewne mieszkały tam rodziny, gdzie gospodyni dbała o takie detale. Ale moje drzwi były stare i zniszczone. Dobrze, że chociaż zamki były nowe. 

W umowie najmu miała zapisane, że muszę sama zadbać o remont mieszkania, a po przedstawieniu rachunków, administracja zwróci mi pieniądze. Niestety nie było mnie stać na nowe wydatki, bo moje oszczędności pochłonęła spłata właściciela domu, który wynajmowałam, a który jakiś idiota dla żartu podpalił. Na szczęście pożar pochłonął zachodnią część domu, więc moje ubrania i kuchenne rzeczy ocalały. I w sumie tylko tyle. Nawet moje pomoce naukowe i laptop poszły z dymem, więc byłam zmuszona korzystać z komputera w pracy.

Zabrałam pudło i kiedy przekroczyłam próg usłyszałam  głośne trzaśnięci drzwiami sąsiedniego mieszkania, a następnie głośne kroki na klatce. Wyjrzałam, ale zobaczyła tylko szerokie męskie ramiona odziane w skórzaną kurtkę i czuprynę ciemnobrązowych włosów, a ich właściciel właśnie znikał za zakrętem schodów. Pokręciłam głową i zamknęłam się w swoich czterech kątach.

Do wieczora było jeszcze kilka godzin, więc zabrałam się za rozpakowywanie. Chciałam dziś się wyspać, ale chyba nie było mi to dane, gdyż moje łóżko, wraz z innymi podstawowymi meblami miało przyjechać dopiero jutro po południu. W pokoju, który nadawał się na sypialnię rozłożyłam na podłodze przy ścianie kilka kocy i nową kołdrę, na którą wydałam ostatnie pieniądze. Przykryję się narzutą. Jednak musiałam przespać choć kilka godzin, gdyż jutro musiałam być wcześniej w pracy.

O dwudziestej trzeciej nie miałam już siły na dalsze porządki, więc odszukała swoją kosmetyczkę i wzięłam szybki prysznic, nie myłam włosów, gdyż musiałabym je później suszyć, a nie miałam na to ochoty. Kiedy położyła się do mojego prowizorycznego łóżka, długo nie mogłam zasnąć. Niewygodne posłanie i nowe miejsce, a może to co wydarzyło się tydzień temu,było przyczyną mojej bezsenności.

Długo leżałam i wpatrywałam się w sufit. Przez niezasłonięte okna wpadało światło latarni z dziedzińca. Zanotowałam w pamięci, że muszę kupić zasłony i karnisze z nowej wypłaty. Dobrze, że chociaż pracę miałam stałą i dobrą pensję.

Zerknęłam na godzinę w telefonie i było już po pierwszej w nocy, ziewnęłam i położyłam głowę na poduszce. Oczy miałam już zamknięte, kiedy drzwi sąsiedniego  mieszkania głośno trzasnęły. Podskoczyłam wystraszona, ale nadsłuchiwałam, czy będzie coś więcej słychać. Przez dobre pięć minut było cicho, a później usłyszałam donośny kobiecy rechot zmieszany z innym kobiecym, drażniącym piskliwym głosem.

— Skarbie, wiem, że dasz radę nam obu — zarechotała Rechotka, a Chichotka jej zawtórowała, byłam pewna, że mówiła do mężczyzny.

Kolejne dźwięki były dla mnie jeszcze bardziej nieznośne i irytujące. Było dla mnie jasne, co wyprawia się za ścianą. Jęki  kobiet przybierały na sile, a w moim podbrzuszy rozpalał się żar, nie chciałam tego, chciałam spać.

— Oooo tak, szybciej. Jestem już blisko, poliż moją łechtaczkę — wykrzyknęła Chichotka.

Gdzie ja się przeniosłam. Właściciel tak zachwalał lokatorów, że niby tacy kulturalni, że tacy cisi, nie zakłócają ciszy nocnej, a mi trafiło się sąsiedztwo domu publicznego.

— Dziewczyny, nie tak głośno — uciszał je niski męski głos. 

Ach tak, zabawiają się w trójkącie i z całą pewnością było to mieszkanie tego faceta, bo po co chciałby, żeby były cicho.

Każda komórka mojego ciał rozpaliła siłę żywym ogniem. Poczułam podniecenie i moje wewnętrzne mięśnie zacisnęły się na czymś, czego tam nie było. Nie uprawiała seksu od kilku miesięcy, a frustracja jego brakiem wzmogła się, kiedy słyszałam  takie odgłosy. Pieprzyli się, a kobiety widocznie nie miały zamiaru cicho obnosić się ze swoją przyjemnością. Były głośne, a mężczyzna już więcej ich nie uciszał.

Nigdy nie dzieliłam się facetem z inną kobietą, nawet nie miałam takiej możliwości. Każdy mój partner seksualny był ze mną z związku, ale nie było ich, aż tak wiele, a zazdrość panoszyła się w każdym z nich. Jeden w liceum, z który straciła dziewictwo, ale to było niezdarne i nie poczułam nawet podniecenia, taka była spięta. Drugi na studiach, z którym zaczęłam odkrywać świat rozkoszy, nie tylko dając, ale też biorąc to co mi się należy. I trzeci Justin, który, był bardzo dobrym kochankiem, ale również idiotą.

I nagle o ścianę dzielącą mieszkania coś uderzyło, raz, a później drugi i kolejny. Uderzenia były tak regularne i mocne, że myślałam, że ją rozwalą. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że byli w sypialni, czyli to musiało być łóżko.

Cholera, ale z tego faceta ogier.

Nie, dość tego Carmen, opanuj się.

Wgramoliła się ze swojego posłania i postanowiłam przerwać ich igraszki.

DetektywOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz