Prolog

4 0 0
                                    

Wokół było ciemno, a moje nozdrza drażnił smród rozkładającej się padliny. Wolałam nie wiedzieć co tak cholernie gnije. Nie mogłam się ruszyć. Chciałam krzyknąć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Rękę miałam dziwnie wykręconą, a przed oczami migały mi ciemne mroczki. Jednak nie przeszkodziło mi to w zauważeniu wysokiego chłopaka stojącego jakieś trzy metry ode mnie, w cieniu jednego z budynków. Uśmiechnął się przebiegle, słodko i złowieszczo zarazem. Straszne połączenie. Wbijał we mnie wzrok swoich orzechowych oczu. "Jak z jakiegoś kiepskiego horroru" pomyślałam, po czym straciłam przytomność. Miałam nieodparte wrażenie, że słyszę rechot tego faceta. Zanim odpłynęłam zerknęłam na szkarłatną plamę, do złudzenia przypominającą krew. Ale raczej to była krew, ponieważ w mój brzuch wbity był po samą rękojeść dość spory nóż. Moja krew leniwie spływała do najbliższej studzienki.

                                                      

Pamiętam tylko uśmiech. Uśmiech, który zniszczył wszystko. Moje nadzieje, marzenia i co najważniejsze moje życie. Życie które zaczęło się szesnaście lat temu, a mogło skończyć się szybciej niż mi się wydawało. Dlatego się nie uśmiecham. Na mojej twarzy zawsze gości ta sama mina. Mieszanina grymasu złości i smutku do świata i do Boga za to że pozwala, żeby takie rzeczy się działy. W sumie to co on ma takiego do roboty?  Najwyraźniej się opieprza sądząc, że cały świat stworzył idealnie. Jeśli jest w takim przeświadczeniu to grubo się myli. Ale nieważne. Nie czas na teologię, lecz w sumie gdyby w Potopie zginęli wszyscy ludzie to hmm... Nie doszłoby do tego, że każdy uśmiech i cielesny dotyk to dla mnie tortura. Nikt nie potrafi mi pomóc. Ale pomogę sobie sama, fundując taki sam los chłopakowi, który jest winny mojemu strachowi przed ciemnymi uliczkami i ranie na brzuchu. O tak... Zemszczę się. I zrobię to z uśmiechem na ustach.

Never forgive you thisWhere stories live. Discover now