~ * Rozdział 1 * ~

187 27 2
                                    

***

Gdy wieczór spowił całe miasteczko Nockfel, na dworze zerwał się silny wiatr targający koronami pobliskich drzew. Z czarnych, kosmatych chmur, długo zwiastujących burzę, zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.

Na uboczu miasta znajdował się stary, lekko podniszczony budynek - Apartament Addisona. Teraz, gdy wszyscy jego mieszkańcy byli zajęci sobą lub nieobecni w mieszkaniu, budenk zdawał się zmroczony snem i ciszą, lecz wnet po ciemnych korytarzach rozległ się donośny huk, gdy wiatr wyrwał klamkę frontowych drzwi z dłoni zdyszanego i przemokniętego na wskroś nastolatka - Sal'ego Fishera.

Sal był niskim piętnastolatkiem, który niedawno przeprowadził się wraz z ojcem z New Jersey. Chłopak był dosyć nietypowy - wyróżniały go nie tylko jego nietuzinkowe, niebieskie włosy, które odziedziczył po swoim ojcu, lecz również przykuwała uwagę jego biała, protetyczna maska, która zasłaniała całą twarz od brody po czubek głowy. Była ona źródłem drwin i krzywych spojrzeń otoczenia od kiedy tylko pamiętał, a także punktem zaczepienia przezwiska "Sally Face"...

Chłopak zdjął buty i minął na parterze pokoje 103 i 104, pozostawiając za sobą mimo wszystko ścieżkę mokrych śladów, prowadzącą za nim do windy. Pokoje te należały do właściciela przybytku - Terrence Addisona. Sal nie martwił się jednak, że mężczyzna mógłby się na niego gniewać - o wiele bardziej obawiał się reakcji Lisy, gdy ta zobaczy ile roboty jej dołożył zmywaniem podłóg...

Pan Addison nigdy nie opuszczał swojego mieszkania ani też nikogo do niego nie zapraszał, choć zdawał się być bardzo sympatyczny i kulturalny. Lubił młodzież i rozmowy z ludźmi, lecz ograniczał się do kontaktu z innymi tylko przez szparę na listy w drzwiach. Parzył również przepyszną herbatę, która cieszyła się dużą popularnością w całym hotelu. Lecz jedno było pewne - coś ukrywał... podobnie jak cały ten hotel...

Sally zdjął przemoczony plecak z ramion, uwalniając się od ciężaru podręczników. Jego przydługie, błękitne włosy zaczesane wcześniej w dwie kitki, teraz w nieładzie opadały na jego maskę, a gdy odgarnął je do tyłu przez przypadek zetknął się ze swoim spojrzeniem w lustrze windy.

Jego wzrok zdawał się być znudzony i pusty, gdy przyglądał się samemu sobie w lekkiej konsternacji... na ogół nie lubił niczego, co ukazywało mu jego odbicie, nie nazywając tego eisoptrofobią (lękiem przed lustrami). Dlaczego...? ... Widział w sobie tylko winę...

Z zamyślenia wyrwał go nagle dzwonek windy sygnalizujący dotarcie na oczekiwane piętro.

Gdy stanął pod drzwiami, niebo rozdarł niebotyczny huk, a po nim błysnęło się. Mimowolnie spojrzał za błyskawicą w kierunku okna, które znajdowało się na końcu korytarza i dostrzegł czyjąś wystraszoną, skuloną sylwetkę pod parapetem. Po krótkim zastanowieniu, schował klucze od domu z powrotem do kieszeni, a buty zostawił na wycieraczce przed drzwiami. Uśmiechnął się myśląc, że jest to Ash - jego przyjaciółka ze szkoły, jednak gdy zbliżył się do ów osoby, spostrzegł że była to znacznie niższa od od jego koleżanki dziewczyna, o przestraszonym i sprawaliżowanym wzroku oraz  długich, gęstych, hebanowych włosach. Wnioskując po jej pozycji chłopak spostrzegł, że spadła z parapetu, na którym zapewne przed chwilą siedziała.

- Hej, to tylko piorun. - odezwał się rozbawiony kucając przy niej i wyciągając do niej dłoń. Gdy podniosła na niego wzrok, poczuł jakby czas zatrzymał się w miejscu. Jej spojrzenie stało się łagodne, przyjemne i ciekawskie, co było sympatyczną odmianą od szarej codzienności, w której obcy ludzie spoglądali na Sala głównie z odrazą i skrzywieniem na widok jego nietypowej protetycznej maski. Jednak oprócz konsternacji jej drobnym zachowaniem, najbardziej zdumiał go fakt, że bladą skórę jej twarzy zakrywała czarna maska lekarska, która sięgała od brody po czubek jej drobnego nosa. Na środku maski, mniej więcej na wysokości ust znajdował się jedynie niewielki biały "x".

Obydwoje spoglądali na siebie w zdumieniu w dosyć tajemniczym scenariuszu lekko popękanych, apatycznych ścian i widoku wlewającego się przez okno mroku nocy zmieszanego ze łzami deszczu.

Po chwili odwróciła spojrzenie zakłopotana i zmarszczyła lekko swoje brwi - w geście "Czego się tak na mnie patrzysz...?". Sal doskonale zrozumiał i podrapał się po karku zakłopotany, nie bardzo wiedząc, co powinien teraz zrobić.

- Jestem Sal, ale przyjaciele mówią mi Sally Face. - przedstawił się wyciągając do niej niepewnie rękę. Kąciki jej oczu lekko uniosły się ku górze, gdy uśmiechnęła się i uścisnęła jego dłoń. Nim zdążyła się jednak przedstawić, za oknem ponownie huknęło, a ona sama podskoczyła wystraszona przewracając się razem z Sally'y na podłodze. Chłopak zaśmiał się mimo woli, a ona posłała mu zdenerwowane spojrzenie, po czmy również się uśmiechnęła.

_________________________________________________________ Hej wszystkim!

Jak dobrze pójdzie kiedyś wstawię 2 rozdział :'D

Cicha Opowieść //Sally Face//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz