Julian przybył porannym pociągiem i już przed południem stanął u wylotu malowniczej uliczki Karmazynowej. Tworzyły ją dwa rzędy ciasno upchanych, kolorowych kamienic, z jednej strony zamknięta była gotycką ścianą kościoła, a na drugim końcu wznosiła się brama prowadząca nad rzekę. Nad zmatowiałym brukiem Karmazynowej pochylały się z kamienic różnorodne szyldy, na progach lśniły czarne balustrady.
Stojąc na takim właśnie progu, Julian zakołatał do drzwi, po czym włożył lewą dłoń w kieszeń swojego płaszcza żeby wyglądać nonszalancko. W prawej trzymał mały podróżny neseser. Czekał przez chwilę w tej niedbałej pozie, ale nikt nie przyszedł.
Trochę zaniepokojony, sięgnął do kieszeni na piersi i wyjął stamtąd zmięty list od swojego stryja. Adres na kartce zgadzał się z tym wypisanym złotymi literami obok drzwi.
A ciągle nikt nie przychodził.
Wzruszywszy ramionami na okazany mu brak zainteresowania, Julian włożył list z powrotem do kieszeni i zaczął rozglądać się za jakąś ławką albo opcjonalnie dorożką. Wtedy jednak coś zaszurało za drzwiami, które po chwili stanęły otworem.
W przedsionku stała i przyglądała się chłopakowi ciekawie młoda dziewczyna w fartuszku guwernantki. Miała ładne, kasztanowe włosy i duże, pytające oczy.
...
Gdy zastygłe milczenie zaczęło się już dłużyć, Julian uśmiechnął się przyjaźnie i powiedział, że pan Honoriusz wie o jego wizycie. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Nie spuszczając z przybysza swego spokojnego, pytającego wzroku zrobiła krok w tył, zapraszając go do środka.
Wewnątrz było znacznie chłodniej i pachniało starymi książkami. W połowie schodów dziewczyna przystanęła, jakby sobie nagle o czymś przypomniała.
- Pański stryj, pan Honoriusz - mówiła, okręcając sobie włosy wokół palca - nie przyjmie pana. Jest nieobecny. Niech pan jednak zaczeka w salonie, pani Róża się pana spodziewała.
Te słowa bardzo zaniepokoiły Juliana. Skąd dziewczyna wiedziała, kim jest? Widocznie stryjostwo musieli jej opowiedzieć...
Zaprowadzono go do przestronnego salonu z obszerną sofą, dębowym stołem i szerokimi oknami. Usłużna dziewczyna posadziła go na sofie, bardzo prosząc o odrobinę cierpliwości, gdyż "pana stryjenka, to jest pani Róża, jest w tej chwili niesamowicie zajęta". Następnie pobiegła naparzyć herbaty.
Pozostawiony sam sobie, Julian zaczął rozglądać się po salonie swoich stryjów. "Co się do diaska mogło stać, czemu nie ma stryja Honoriusza?!" Sytuacja przedstawiała się nieciekawie z punktu widzenia młodzieńca. Stryj obiecał mu bowiem listownie, że pozwoli mu zamieszkać w swojej kamienicy na Karmazynowej, a tymczasem gdzieś się zapodział.
Wzrok Juliana spoczął na komodzie, na której ustawione były oprawione w ramki fotografie. Zaintrygowany, cichutko wstał z sofy i zbliżył się do mebla (znakomicie ozdobionego w stylu rokoko).
Jedna z fotografii przedstawiała jego ojca.
Remigiusz, po którym Julian odziedziczył ciemne oczy i zacięty wyraz twarzy, zdawał się na niej bardzo czymś zasępiony. Obok niego, równie poważny, stał na baczność w mundurze austrowęgierskiej armii stryj Honoriusz.
Niewiele myśląc, Julian sięgnął po zdjęcie. W tej samej chwili usłyszał głos stryjenki Róży.
- Witaj, mój drogi, sam widzisz, jak sprawy się mają. Honoriusza nie ma.
Podskoczył jak oparzony. Stryjenka, której nigdy wcześniej nie widział na oczy (swoją drogą, stryja Honoriusza również nigdy nie widział, a ojca ostatni raz piętnaście lat temu), stryjenka sprawiała wrażenie, jakby znała go od dawna.
- Usiądź, chłopcze, jeszcze się w życiu nastoisz. Nie będę pytała, jak minęła ci podróż, bo z pewnością fatalnie. Pola ma przynieść nam herbatę, ale trochę się guzdrze, musisz jej wybaczyć. Ta durna dziewczyna nawet się nie zajęła twoim neseserem.
- To żaden problem, nie mam tam wiele rzeczy. Kiedy stryj Honoriusz wróci?
- Licho wie. Kręci się ze sztabem oficerskim "naszego" zaborcy gdzieś w okolicach Tarnopola. Zresztą, go tu prawie nigdy nie ma.
Zbity z tropu Julian nie za bardzo wiedział, co powiedzieć, wyręczyła go stryjenka, ściskając na powitanie.
- Mój drogi... Piętnaście lat...
- Tak, piętnaście, a przez cały ten czas ciotka Klementyna nie chciała odpowiadać na żadne pytania dotyczące mojego ojca. Większość czasu trzymała mnie pod kluczem i kazała czytać książki. Poza tym była jednak dość miła i jakoś dotrwałem do studiów. Tylko, że tam na uczelni...
- Przepraszam, że przerwę, złotko - twarz stryjenki nabrała pogodnego wyrazu babci o złotym sercu. - Porozmawiamy sobie później, trochę mi śpieszno. Pozwól, że pokażę ci twoje nowe lokum.
Zdziwiony Julian umilkł i dał się poprowadzić. W drzwiach salonu zderzyli się z zaskoczoną Polą, niosącą tacę z porcelanowymi filiżankami i parującym czajniczkiem. Dalej mijali pozamykane drzwi, za którymi znajdowało się Bóg wie, co. Jedno było pewne - Honoriusz i Róża mieszkali dostatnio i byli ludźmi zamożnymi.
Drugie piętro prawie w całości zajmował obszerny pokój skąpany w świetle wpadającym bez skrępowania przez wielkie okna. Pomieszczenie było prawie puste, jeśli nie liczyć złotych kinkietów na ścianach, różowych girland pod sufitem, a przede wszystkim - lśniącego, czarnego fortepianu stojącego monumentalnie na samym środku. Wokół zaś walały się kartki z pięciolinią.
- Tu tworzę - uśmiechnęła się Róża i ruszyła dalej, na poddasze.
Julian z trudem ukrywał podekscytowanie. Jego serce przepełnione było wdzięcznością do zamożnych stryjaszków.
- Nie uderz się w głowę, strop jest niski - powiedziała stryjenka, gdy wspięli się w końcu na szczyt schodów. - Tu będzie twoje gniazdko! - otworzyła drzwi, a oczom Juliana ukazał się strych. Mały, ciasny, z jednym oknem w kształcie rozety, niebywale zagracony. W trzech krokach można by było przejść go wzdłuż i wszerz, gdyby po podłodze nie walały się stare meble i inne bambetle.
- Najlepiej będzie, jeśli teraz chwilkę odsapniesz, a potem wniesiesz tu łóżko. Oczywiście najpierw trzeba będzie trochę uprzątnąć...
CZYTASZ
Szemrane przypadki White [ZAWIESZONE]
Mystery / Thriller- Jeśli miałbym coś o niej powiedzieć, to... Lubi nagłe zwroty akcji. Jest cholernie tajemnicza, a przy tym ujmująco zabawna. Nie zabijaj jej. Eligiusz wbił wzrok w dywan, jakby te słowa zupełnie go wyczerpały. A tamten krążył, cały czas krążył wok...