Trzy

24 7 2
                                    

Poranek na ulicy Karmazynowej przywitał mieszkańców kamienicy pogodnym, błękitnym niebem. Zlazłwszy ze swojego strychu, Julian zastał stryjnę w "rezydencji", zajętą otwieraniem wielkich okien na oścież.

- Idź, mój drogi, na śniadanie. I nie miałabym nic przeciwko temu, żebyś nie przychodził tu bez mojego wyraźnego zaproszenia - mówiła zaplątana w rozwiane firany, wpuszczając podmuchy rześkiego powietrza. Nuty przewalały się po podłodze z miejsca na miejsce.

Julian wzruszył ramionami i zszedł do jadalni, która mieściła się obok salonu. Przez okno widział, jak bruk na ulicy skrzy się kałużami po nocnej ulewie, słyszał strumyczki wody przelewające się przez rynny.

Zasiadł przed stołem, pustym i nienakrytym. Po chwili do jadalni weszła Pola w czarnej sukience z falbankami, niosąc pod pachą poranną prasę. Nagłówek gazety krzyczał z pierwszej strony wielkimi literami:

FIN DE SIÈCLE: CZY KONIEC WIEKU KOŃCEM JEST UCZUĆ LUDZKICH?

Uświadomił sobie, że nie wie, w którym pomieszczeniu Pola sypia. Stryjenka spędza noce samotnie w wielkim łożu z baldachimem, ale służąca?

- Panicz czyta gazety?

- Nie nawykłem do tego. Uważa pani, że powinienem?

- Nie nawykłam do tego, żeby nazywano mnie "panią".  Cóż, zawsze warto wiedzieć, co się dzieje w mieście.

- Gdzie w tym domu znajduje się zastawa?

- Pan siedzi. Pan tu jest od spraw miastowych i prasowych, od zastawy jestem ja.

Kiedy śniadanie prezentowało się już na stole w pełnej gotowości, do pokoju jadalnego weszła stryjenka Róża.

- Przyjdzie tu dziś moja przyjaciółka, panna Marcjanna - wyjaśniła, uczyniwszy znak krzyża nad rozpoczynanym posiłkiem, którego głównym elementem była aromatyczna owsianka. - A ty musisz zacząć zarabiać na siebie, młody humanisto.

Julian prawie parsknął owsianką.

- Chwila, a pensja oficerska stryja...?

- Pensja pensją, ale chyba nie będziesz mi tu darmozjadem. Zanudziłbyś się na śmierć w tych czterech kątach - uśmiechnęła się tak uroczo, że nie zaprotestował.

Zresztą, planował rozejrzeć się za jakąś ofertą, ale żeby tak od razu...

- Masz dwa dni, a zajęcie musi być uczciwe.

- Wystarczą mi dwie godzinki - Julian puścił oko stryjence i sięgnął po przyniesioną przez Polę gazetę.

- Ech, studenckie maniery...

Gdy śniadanie dobiegało już końca, rozległo się nagle kołatanie do drzwi. Pola pobiegła otworzyć i po chwili wprowadziła wysoką jak tyczka kobietę w wymyślnym kapeluszu z szerokim rondem i piórkiem.

- Witaj Marcjanno - rzekła Róża. - Poznaj bratanka mojego męża, ma na imię Julian i przyjechał wczoraj.

- Bardzo mi miło - Julian ukłonił się grzecznie.

Panna Marcjanna nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego z góry spod rzęs. Zignorowawszy młodzieńca, zwróciła się do swej przyjaciółki.

- Różo, potrzebuję ciebie czem prędzej. Pewne wiadome ci sprawy nabierają tempa, musimy o tem porozmawiać.

Róża czem prędzej zakończyła posiłek, przeprosiła resztę domowników i wyszła z panną Marcjanną, bardzo ożywiona. Konsumowanie śniadania trwało dalej, przy stole siedziały już tylko dwie osoby.

- Co tam panicz Jul znalazł ciekawego w tej gazecie?

- Niech mnie kule biją, ani chybi PRACĘ - odparł Julian, nie dowierzając własnym, wpatrzonym w periodyk oczom.

Pola zajrzała mu przez ramię. Gazeta otwarta była na rubryce kryminalnej.

MORDERSTWO W REDAKCYI

Drodzy czytelnicy! Ze zgrozą donosimy Wam dziś o straszliwey zbrodni, którey dokonano nigdzie indziey, jak tylko w redakcyi naszego pisma.

W dniu wczorajszym siedziba nasza, mieszcząca się, przypomnijmy, na aleyach Marcinkowskich 53/11, wyludniła się zupełnie pod wieczór, gdy wszyscy skończyli już pracę. W budynku pozostał jedynie Wergiliusz Rubel, nasz niestrudzony redaktor rubryki kryminalney, posługujący się zawsze pseudonimem "Lalka".

Niezastąpiony pan Wergiliusz do tego stopnia pochłonięty był pracą nad artykułem do dzisieyszego wydania "Głosu dekadenta", iż zupełnie zapomniał o otwartym oknie wychodzącym wprost na aleye Marcinkowskie. Z pewnością pracował nad interesuyącym artykułem, skoro w jego pisaniu nie przeszkadzała szalejąca burza z piorunami.

Gabinet Wergiliusza Rubla mieści się na parterze, pod oknem jego przelewać się zwykł tłum ludzi zajętych swoimi własnymi sprawami. Tą właśnie okienną drogą włamał się do pracowni redaktora morderca, będący (według zeznań świadków zdarzenia) dość wysokim szatynem o zadartym nosie i bliźnie pod okiem. Wparował do gabinetu, trzykrotnie żgnął redaktora w pierś, po czym uciekł tą samą drogą, którą się zjawił, odciskając ubłocony ślad stopy na parapecie okiennym. Narzędzie zbrodni - piętnastocentymetrowy nóż - zostawił wbity w ciało ofiary obok mostka.

Milicya, która prowadzi już śledztwo w tey sprawie, utrzymuje, że morderstwo było zbrodniczym aktem wymierzonym przeciwko aparatowi władzy monarchii Austro-Węgjerskiey. My jednakowoż mamy podstawy sądzić, że przyczyną zbrodni był właśnie przygotowywany przez "Lalkę" artykuł, maiący pogrążyć pewnego groźnego przestępcę, w którego zdemaskowaniu znaczny udział miał właśnie nasz redaktor rubryki kryminalney.

Rodzinie Rublów składamy szczere kondolencye, równocześnie zawiadamiayąc, w trybie pilnym poszukujemy nowego redaktora na mieysce zamordowanego. Zgłoszenia przyjmujemy dziś do południa.

- Niewiarygodne... - wyszeptała Pola patrząc to na gazetę, to znów na Juliana, w pośpiechu zbiegającego po schodach do sieni.

- Otóż to, puścili wodze fantazji! - krzyknął na odchodnym, ciężkie drzwi zatrzasnęły się za nim z metalicznym kliknięciem.

Szemrane przypadki White [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz