1

8.1K 226 106
                                    

Nigdy nie byłam idealną Ślizgonką, choć muszę przyznać, że miałam niemałe aspiracje do tego. Czasami nawet zastanawiałam się dlaczego akurat Slytherin. Nie rzucam ślepo zaklęciami na każdego mugolaka, nie jestem również zbyt . . .sama nie wiem jak to pojąć. Zabawne, że Tiara Przydziału chciała mnie wysłać do Gryffindoru i bardzo się nad tym zastanawiała. Nawet nie chcę myśleć co by było gdyby tak było.

- Loren, słyszysz mnie?- usłyszałam głos należący do dobrze znanej mi osoby.

- Ta-a-aa- westchnęłam- to znaczy nie, zamyśliłam się, wybacz.

Nie wiedziałam nawet o czym rozmawiałyśmy. Moje wszystkie myśli skupiały się wokół mojej przyszłości, która nie zapowiadała się ciekawie. W żadnym razie nie mogła się ta historia dobrze skończyć.

- Nad czym tak myślisz?

Jej pytanie nie było ani trochę przesiąknięte jadem lecz zwyczajną troską. Powiedzenie jej jednak o szczegółach tych beznadziejnych wakacji byłoby czymś niedorzecznym z mojej strony. Nawet chyba nie potrafiłabym opisać tego w słowa jaka atmosfera panowała w domu przez wakacje.

- Nad tym, że nasz czas tutaj jest policzony- odparłam, na co dziewczyna wybałuszyła oczy- za niedługo odejdziemy stąd i nie będzie już tak kolorowo.

Znałam się z Vannesą Moore od początku. Teraz jesteśmy na ostatnim roku w tym zamku. Ostatni spokojny rok. Został tylko jeden. Jednak patrząc na nią mam wrażenie, że niewiele się zmieniło. Wciąż w jej oczach błyskały iskierki rozświetlając brązowe oczy, a idealnie uczesane czarne włosy komponowały się z bladą skórą. Mimo, że z pozoru mogłaby się wydawać idealną Ślizgonką wcale taka nie była. W gruncie rzeczy nie każdy z nas jest okropny, a na pewno nie Van. To zabawne, że trafiła do Slytherinu, jest półkrwi, jej brat był absolwentem Gryffindoru, młodsza siostra Hufflepuffu, ona należy do tych osób, które wolą Puchonów niż członków własnego domu.

-Martwisz mnie- westchnęła bacznie mi się przyglądając- jest pierwszy dzień w Hogwarcie więc powinnyśmy. . .

- Na pewno nie iść do biblioteki- przerwałam- to ostatni rok więc musimy odejść stąd dokładając do wszystkiego jedną cegiełkę.

- Czy myślisz o tym samym co ja?

- Mam nadzieję, że nie- parsknęłam śmiechem na co nie kto inny jak Severus Snape zmierzył nas wzrokiem.

- Chcesz coś Snape?- zapytałam patrząc na niego.

- Może tego, żebyś zachowywała się jak Ślizgonka- odparł patrząc na mnie wyzywającym wzrokiem.

- A ty byś się zachowywał jak facet a nie jak baba z tłustymi włosami- rzuciłam z sztucznym uśmiechem, co nie za bardzo spodobało się szatynowi.

- Blake, uważaj na to co mówisz.

Czy on mi do diaska właśnie groził?

- Grozisz mi?

- Uspokójcie się oboje, a szczególnie ty Snape- wtrącił się młody Black, jakby mi potrzeba było obrońcy.

- Nie broń tej idiotki- warknął Snape.

Czy on nazwał mnie właśnie idiotką? Chyba chce znaleźć sobie we mnie wroga.

- Wiesz co Snape, żal mi cię. Wieczny przydupas Rosiera, mieszaniec wyzywający innych mieszańców, ale w sumie przy tym wszystkim wolę być idiotką niż hipokrytką jak ty.

Miałam wrażenie, że każdy przy stole obserwował nas nawet Rosier, przez co przez chwilę pożałowałam swoich słów. W końcu to Rosier był dowódcą popapranych małoletnich zwolenników Voldemorta.

HOPE DIES LAST||Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz