Sprośne gesty

2.3K 79 23
                                    


- Dlaczego? Co z nią jest nie tak? - spytałam dociekliwie.

- Gdy podpadniesz jej chociaż jeden raz.. nie masz życia. - zaśmiała się ironicznie jedna z  dziewczyn.
- Co to znaczy? - dopytałam.
- Czasami jest przerażająca. Pyta co lekcje i powoli wyniszcza, jej broń to presja i bycie wytrwałym w swoich zamiarach. Dostawanie regularnie jedynek to najmniejszy problem ze wszystkich. Najgorsze zaczyna się wtedy gdy wydziera się bez powodu. Podejrzewam, ze jej hormony są opętane. - zażartowała Iza.
- Nie wygląda na taką. Przez ostatnie lekcje była bardzo miła dla wszystkich. - tym zdaniem starałam się obronić nauczycielkę, która w moich oczach jest całkowicie w porządku.
- Była miła bo brakowało osób, które jej podpadły. - Dodała kolejna dziewczyna z grupy. - Nie bez powodu omijają lekcje polskiego. Z resztą, na ich miejscu pewnie robiłabym dokładnie to samo. Już samo przebywanie w tej okropnej atmosferze prowokuje mnie do czucia się winną pomimo tego, ze jestem w porządku. - rozwinęła.

Ta krótka, niewinna rozmowa sprawiła, że pojawiło się we mnie mnóstwo sprzeczności. Nie miałam żadnych podstaw, żeby nie wierzyć dziewczynom ale podświadomie liczyłam na to, że się mylą. W końcu te lekcje wywołały u mnie same pozytywne emocje! Nie chciałam aby kolejny przedmiot miał w sobie coś co by mnie do niego zraziło.

Skończyłam wszystkie lekcje, mam możliwość wrócić sobie do domku, ale „po co?". Poczekam na koleżankę dwie godziny - wrócę sobie razem z nią.
Do podjęcia tak drastycznej decyzji, zmusiła mnie chęć poczucia bezpieczeństwa. Czułam się bardzo niepewnie w nowym mieście, nie znałam drogi powrotnej do domu. Nie miałam w sobie siły aby być samodzielną, nieważne jak prosty byłby powrót. Potrzebowałam czyjegoś wsparcia, obecności i rozmowy.

Nie zmarnowałam tych dwóch godzin. Siedząc na parapecie odrabiałam matematykę i czytałam dopiero co wypożyczoną książkę - „Lalkę" - B. Prusa.

Jak myślicie, kto mnie z nią przyłapał?
Nic bardziej mylnego! W czasie gdy przekładałam kartkę na druga stronę, podniosłam wzrok i ujrzałam przechadzającą się po korytarzu panią od polskiego. Kroczyła przed siebie z opuszczoną głową, byłam ciekawa o czym myśli. Wyglądała tak jakby liczyła własne kroki.
Wnioskuje, ze to była jej taktyka na jak najbardziej ograniczony kontakt z uczniami, dzięki czemu nie zadawali jej upierdliwych pytań, a ona zyskiwała spokój.

Byłam zamyślona snuciem teorii na jej temat i nawet nie wiem kiedy ale znalazła się tuż obok mnie. Mijając mnie, rzuciła szybkim wzrokiem na książkę którą trzymałam w dłoniach. Zatrzymała się, pomyślała chwile zanim wydusiła z siebie słowa - „No. Jest jeszcze nadzieja, że w tej klasie ktoś będzie mnie słuchał". - Wypowiadając te słowa uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Weszła do pokoju nauczycielskiego.

Odpowiedziałam jej na to uśmiechem. To jest właśnie ten moment w którym nie wiesz co odpowiedzieć.
Z mojej perspektywy znaczna większość klasy była skupiona. Choć myślę, ze jej bardziej chodziło o przygotowywanie się do zajęć i odrabianie prac domowych.

Przeczytałam kilkanaście stron lektury i zajęłam się jedzeniem kanapki, którą przygotowałam sobie rano.
 
Nie chcąc was zanudzić moją historią o powrocie do domu, przejdę od razu do następnego dnia. Zapoczątkował on w mojej głowie ogromny chaos, przez kolejne miesiące żyłam w ogromnej niepewności i musiałam dbać o dobrą minę do złej gry.
Lekcje z panią od polskiego stały się dla mnie wyzwaniem, które zapoczątkowałam chwilą głupoty i  zamyślenia.

Przed salą numer 5

Tego dnia było nas jeszcze mniej niż poprzednio. Myślę, że dotarcie na lekcje na tak wczesną godzinę przerosło możliwości lub chęci tych osób.
Na tablicy pojawiło się zdanie, którego spodziewaliśmy się wszyscy. Czas na omawianie kolejnej lektury - oczywiście nikt nie zdążył jej przeczytać ale to nie miało znaczenia. Nasza polonistka przedstawiała nam jej fabułę w taki sposób, że nie było potrzeby nawet jej wypożyczać. Wszystkie wiadomości i szczegóły na które warto było zwrócić uwagę zawsze wynosiliśmy z klasy w zeszycie, jako notatki.

Siedziałam w ławce niewyspana i zamyślona. Wracałam myślami do wieczornej sytuacji, którą dzieliłam dość intensywnie z osobą, która mi się podobała. Powtarzałam te urywki klatka po klatce bez przerwy w mojej głowie, nie zwracając uwagi na to, że uzewnętrzniam to poprzez "sprośne" ruchy. 

Trwa lekcja od dobrych dwudziestu minut a ja bujam w obłokach  przypominając sobie scenki, które wywoływały we mnie ogromną satysfakcję i radość. Szkoda, że przez ten cały czas funkcjonowałam w nieświadomości, że moim martwym punktem w który patrzyłam była nasza ukochana polonistka. Chcąc nie chcąc wyobraziłam sobie te momenty z jej perspektywy.
Przygryzanie wargi, długopisu, bawienie się ustami czy chociażby wybuchanie gwałtownym śmiechem, który był niesłyszalny - dokładnie na to była skazana pani J. 

Wiecie w jaki sposób się ocknęłam?

Nastała sroga cisza, wszyscy zaczęli coś notować a ja nie wiedziałam co się dzieje. Rozejrzałam się powoli po klasie aż natknęłam się na wzrok pani od polskiego, w całości skupiony na mnie. Spodziewałam się z jej strony zapytania czemu nie robię tego co inni.
Przymrużyła oczy, uśmiechnęła się a następnie wstała i skierowała się w stronę drzwi skazując mnie na chwilę zawieszenia. Gdy odwróciła się, jej głowa nie była skierowana w dół, tak jak za każdym razem gdy stawiała kroki. Mierzyła we mnie wzrokiem przez całą długość sali. Gdy zaczęłam udawać, że jednak wiem co robi reszta klasy, ona się skrzywiła. Myślę, że robienie kółek na marginesie całkowicie mnie zdradziło.

Spytałam się koleżanki obok co robimy. Gdy już wiedziałam, to nie miało żadnego znaczenia. Nie mogłam się skupić na zadaniu, jednocześnie czując jej wzrok szukający odpowiedzi na to co tak naprawdę wyprawiałam przez ostatnie minuty. Gdy podnosiłam głowę, ona gwałtownym ruchem odwracała się, wyglądała na speszoną.
Poczułam ogrom wstydu mając świadomość, że nie będę w stanie dać jej do zrozumienia, że moje sprośne gesty nie były skierowane do niej [...] tylko były niepohamowaniem emocji podczas rozmyślania o wczorajszej bliskości. 

Pierwsza godzina lekcji polskiego minęła mi z ogromnym trudem. 
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, wzięłam ze sobą paczkę fajek i skierowałam się na dwór. 

Zaciągnęłam się większą ilością dymu niż zazwyczaj, miałam złudną nadzieję, że to ostudzi albo wymarzę z mojej pamięci powód mojego wstydu. Przypomniało mi się, że mamy dziś dwie lekcje pod rząd i znów będę skazana na bycie niepewną i speszoną. 
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co mnie czeka..



............................................................................................
Równe tysiąc słów
Nowy rozdział już wkrótce. Ściskam was:)


Miałam romans z nauczycielkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz