33

3.7K 154 46
                                    

witam was w emocjonalnym rollercoasterze brooke mccall, coś czuję, że mnie dzisiaj powiesicie, ale wierzcie mi, z tego wyjdzie coś pięknego i uwielbiam tworzyć takie małe zawiłości o pierwszej w nocy.
co jest BARDZO WAŻNE, w tym rozdziale wspomniane są wydarzenia, które nie miały miejsca. to znaczy, że czasami, gdy nie mam weny na bierzącą akcję, piszę sobie krótkie, a nawet nieco dłuższe scenki, których nie mogę wykorzystać ani teraz, ani w przyszłości, a stworzyłam ich tak dużo, że zamierzam je upchnąć w pierwszych rozdziałach, kiedy relacja brooke i dereka się rozwija, bo chcę je napisać jeszcze raz (nie będę cofać publikacji, po prostu gdy je napiszę, zaktualizuję je). scenki te odkreślają zmianę, która zaszła w dereku po przejęciu statusu alfy i muszę to zrobić. nic takiego wielkiego nie wnoszą, są po prostu urocze, pokazują w o wiele lepszy sposób to, jak brooke się w nim zadurzyła i... po prostu je lubię. 

wraz z poprawą pierwszych rozdziałów, pojawi się nowy, cud-miód opis i wstęp, bo aktualny jest paskudny i mam ciarki żenady... i może mała playlista...

no ale już zapraszam do czytania.


Z roztargnieniem, w dalszym ciągu zmuszając się do szybkiego biegu, do którego z samego rana moje mięśnie i organizm chyba nigdy nie miały przywyknąć, zerknęłam na wyświetlacz komórki, którą ściskałam mocno w prawej dłoni. Niezrozumiała dla mnie z początku rozmowa pomiędzy członkami stada wyprowadziła mnie z równowagi na tyle, abym kompletnie zapomniała, że w Beacon Hills mam również inne obowiązki, takie jak niedługo rozpoczynające się zajęcia w szkole, na których musiałam się pojawić, nawet jeśli mała "wspólnota", którą tworzyliśmy, właśnie się rozpadała, a ja nie miałam na to wpływu. Minęło zbyt dużo czasu, abym mogła zrobić wszystko, co zazwyczaj robiłam przed wyjściem do szkoły, tyle że w przyśpieszonym tempie. W dodatku sytuacja, z którą byłam bądź co bądź powiązana, nie pomagała mi się na niczym skupić.

Uczucie, jakie towarzyszyło przy zderzeniu się z rzeczywistością i świadomością, że nie mogę wiecznie sprawiać, aby nieporozumienia znikały, jak za dotknięciem magicznej różdżki, było straszne i nie byłam na nie gotowa — dotychczas mój udział w rozmowach rozwiązywał większość konfliktów. Wiedziałam jednak, że nie mogę zmienić zdania Eriki, Boyda czy może nawet Isaaca, choć co do niego i jego postanowień o wyjeździe z miasteczka nie byłam pewna. Ja po prostu nie chciałam zostać z tym sama, nawet jeśli miałam koło siebie mojego nadprzyrodzonego brata i Dereka — oni nie byli nimi, nie byli osobami, z którymi mogłam porozmawiać o rzeczach związanych ze stadem w takim stopniu, w jakim bym chciała — ta dwójka niczego by nie zrozumiała.

Biegnąc, mijałam domy oddalone od mojego jedynie o kilkadziesiąt metrów, co, choć zrobiło to ze znaczącym skąpstwem, dodało mi sił do dalszego sprintu. Miałam przykre wrażenie, że Erica i Boyd nie zjawią się dzisiejszego dnia w szkole — ich przybycie do starego domu Hale'ów było pożegnaniem, które musieli połączyć z przygnębiającą wiadomością o ich odejściu — dlatego miałam nadzieję, że spotkam w niej chociaż Isaaca, którego zamierzałam o wszystko wypytać i dowiedzieć się, co on o tym wszystkim sądzi i dlaczego, do cholery, nie wybił im tego pomysłu z głowy.

Pokonałam schodki prowadzące przed drzwi mojego domu, zatrzymując się na nich. Zrozumiałam, że nie mogłam przecież wpaść do środka, wyglądając jak ktoś, kto właśnie przetrwał apokalipsę, czy równie nieprzyjemne zdarzenie, zwłaszcza, że nikt, a tak przynajmniej mi się wydawało, nie zdawał sobie sprawy z mojego wymknięcia się z domu. O ile miałam chociaż odrobinę szczęście, Scott nie zajrzał do mojego pokoju w momencie bycia gotowym do wyjścia, aby mnie brutalnie wyrwać ze snu, a nawet jeśli to zrobił, miałam nadzieję, że postanowił mnie nie budzić i przyczynić się do mojego spóźnienia; niezbyt podobał mi się fakt, że znalazłby te żałosne poduszki ułożone pod kołdrą.

judge normality [DEREK HALE][PISANE NA NOWO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz