Wpadłam do pokoju i przebrałam się w normalne ciuchy. Po przebraniu się wyruszyłam do lodziarni.W środku znajdowało się zaledwie kilka ludzi, w tym Iza. Podeszłam do niej i od razu zajęliśmy się rozmową. Po dłuższej chwili dołączyli do nas chłopcy i wszyscy zamówiliśmy desery. Ja wzięłam bananowo-jagodowe lody tajskie a Iza Raffaello-Vanila. Even zamówił naleśniki z czekoladą a Colin gofry.
Właśnie kończyliśmy jeść, gdy podeszła do nas instruktorka.
- Mam plan i termin pierwszych zawodów.- usiadła na wolnym krześle a ja momentalnie zbladłam.
- Jaki?- zdążyłam bąknąć i odsunęłam się niżej na krześle.
- Będą w Californi za kilka tygodni. Even to nasz reprezentant w ujeżdżeniu, reszta pojedzie w skokach i crossie. Oprócz Izy, która jedzie tylko w Crossie. Mam nadzieje o...- nie słuchałam już dalej.
Zestresowana i blada jak trup wybiegłam z lodziarni i udałam do pokoju.
•••
Już po kilku minutach ktoś zaczął się do mnie dobijać.
- Proszę.- zdołałam wymamrotać.
Drzwi uchyliły się a w progu stanął Even.
- Jak tam? Stresujesz się?- usiadł obok mnie na łóżku.
- Nooo...- naprawdę nie chciałam się przyznać, ale na samo słowo " zawody" chce mi się żygać.
- Co ty na to, żeby pojechać na przejażdżkę? Ja, ty. Konie. Zapomnijmy o treningach.
- Daj mi 5 minut.- uśmiechnęłam się, zgarniając z półki grafitowe bryczesy i udając się do toalety.
•••
- To jak? Gotowa?- zaraz po wkroczeniu do stajni zostałam powitana gorącym uśmiechem.
- Palant. Nawet konia nie przygotowałam.- wyprowadziłam siwka i zdjełam derkę. Po wyczyszczeniu założyłam mu tylko uwiąz. Po zapięciu pod brodą kasku ruszyłam w stronę wyjścia a koń podążył za mną.
- Jedziesz na oklep?- usłyszałam za sobą lekko zdziwiony głos.
- Miała być jazda na luzie.- uśmiechnęłam się figlarnie a Even przewrócił oczyma i zdjął siodło, wręczając je stajennemu.
- Ale bez ogłowia?
- Ros grzecznie idzie i bez niego.- poklepałam wierzchowca a on prychnął cicho i stał nieruchomo podczas, gdy na niego wsiadłam.
•••
Jechaliśmy już z pół godziny a konie szły stępem z luźno zwieszonymi szyjami. Na prostej przyłożyła łydkę i ruszyliśmy żwawym kłusem wysiadając kroki. Spokojnie siedziałam na grzbiecie i kierowałam Rosa na lewo kiedy usłyszałam dyszenie obok mnie, zwróciłam w tym kierunku głowę i ujrzałam Koloristyka, który jechał krok w krok z siwkiem, ale bez jeźdźca na grzbiecie. Prawie natychmiast zatrzymałam ogiera i złapałam sfrustrowana wodzę wałacha. Zawróciłem nasz mały zastęp i ruszyłam w drogę powrotną nawołując.
- Tak.
Spojrzałam w dół a na piasku przede mną, najspokojniej w świecie stał sobie bardzo przystojny 17 latek o burzy kurzoczarnych loków.
- Co ty tutaj robisz?
- Spadłem. A co?
- Ty debilu!- pacnęłam go w ramie.
- No co? Ładnie tu co nie?
- Czy ja wiem... Jak na debila to nawet masz gust.
- A możemy zrobić małą przerwę?- podszedł do brzózki i usiadł.
- Niech ci będzie.- z westchnieniem zajęłam muejsce obok niego, a Rosette zaczął z przyjacielem się paść niedaleko.
- Wiesz... Od dawna chciałem ci przyznać, że...
- Że?
- Nooo... Że... Jakby ci to powiedzieć... Naprawdę ... Chyba się w tobie... Tobie zakochałem.- zdążył wyjąkać.
Jak na zawołanie wstałam i szybkim krokiem podeszłam do Rosa. Podciągnelam się na jego grzbiet i dałam mu łydkę. Ruszył zebranym galopem w stronę ścieżki, którą przyjechaliśmy. Co jak co, ale miałam dość wrażeń jak na jeden dzień...
---------------------------------------------
I spotykamy się ponownie xD
Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania nowego rozdziału
A dla ciekawskich zapraszam także do czytania mojej drugiej książki " Liczy się tylko czas"Buziaki😘
~ Laurusiia~
CZYTASZ
Akademia Canterwood
AcciónAkademia Canterwood od zawsze rywalizuję z akademią Pinehollow. Jednym słowem NIENAWIDZĄ się. Ale kiedy podczas nieziemsko jedna z uczestniczek zostaje kontuzjowana pokazuje światu, że nie ma rzeczy nie mozliwych...