3| Fred i George Weasley, czyli głupi i głupszy brat

452 36 4
                                    




— Nie wiem czy wiesz, ale w tej chwili rozmawiasz z tym lepszym bratem. — Powiedział Fred Weasley opierając się o ścianę czekając na lekcję transmutacji. — Wy puchoni jesteście jacyś strasznie drętwi, nie da się pogadać. Myślałem, że to krukoni... — rozpoczął swoją paplaninę, jednak nie dane mu było skończyć, ponieważ dziewczyna z którą właśnie rozmawiał ( a była to niesamowicie uparta dziewczyna ) odchrząknęła widocznie rozdrażniona zachowaniem gryfona.

— Krukoni są spokojni, to fakt. — Powiedziała, lekko się uśmiechając. — Jednak to nie dom w którym się znajdujemy czyni z nas ludźmi jakimi jesteśmy. — Mruknęła cicho krępując się w towarzystwie jednego z bliźniaków. — Mieliście już lekcje tą Umbridge? Słyszałam, że jest okropna.

Ta dziwna rozmowa zaczęła się zupełnie niespodziewanie ( przynajmniej od strony Louise ). Fred Weasley podszedł do niej i zupełnie niewiadomo po co rozpoczął z puchonką wymianę zdań — Lou Torres czuła się z tym niesamowicie nienaturalnie.

— Okropna, czy nie, nie da rady powstrzymać nas od żartu, który na nią szykujemy. — Odparł obojętnie, szybko później łapiąc się za głowę. — Miałem nie mówić. — Jęknął udając rozdrażnienie ( w rzeczywistości wspólnie z bratem chcieli coś sprawdzić ).

— Spójnie, nikomu nie powiem. — Powiedziała spokojnie Lou wymuszając na tyle szeroki uśmiech na jaki było ją stać. Poczuła się trochę pewniej, kiedy zrozumiała, że chłopak jest tak samo poddenerwowany tą rozmową jak ona sama. — Słowo puchona!

Nie wiedziała tylko, że bliźniak udawał.

— Freddie, wszędzie cię szukałem! — Krzyknął z daleka George ( chociaż w tym momencie Louise nie potrafiła ich odróżnić ) i podszedł do brata szczerząc się przy tym jak głupi. — Musimy iść załatwić tą sprawę. — Mruknął już nieco ciszej jednak wciąż uśmiechając się szeroko.

— Jasne, jasne. — Powiedział drugi również szeroko się uśmiechając. — Dobrze puchonko miło się rozmawiało, jednak musimy lecieć. — Ostatnie zdanie bliźniacy Weasley wypowiedzieli równocześnie znikają z pola widzenia dziewczyny.

— Nie przejmuj się nimi, są nieobliczalni. — Zaśmiała się Bethany, podchodząc do koleżanki z domu borsuka. — Stresik przed lekcją? — Spytała, lecz w jej głosie można było wyczuć nutkę przesadnej pewności siebie, Louise jednak nie wiedziała skąd pojawiła się ona u szesnastolatki

— Nie, chyba bardziej obawiam się obrony prze czarną magią. — Odpowiedziała gryfonce Lou, dodając jeszcze. — A ty jeszcze nie przed salą?

— Właśnie miałam iść, ale zobaczyłam tych dwóch palantów koczujących na bezbronne puchonki. — Roześmiała się, spotykając się tylko z ostentacyjnym przewróceniem oczami Torres. — Już zmykam, widzimy się później! — Powiedziała machając koleżance przed oczami ręką i znikając w tłumie uczniów zmierzających na zajęcia.

Louise westchnęła cicho wkładając ręce w kieszenie jej szaty. Nigdy nie lubiła czekać na lekcje, chyba że z Aurorą. Zawsze nudziła się wtedy niemiłosiernie, i albo zaczynała liczyć, albo po prostu opierała się o ścianę i natarczywie wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt.

— Louise Torres! — krzyknął ktoś, a dziewczyna podskoczyła na dźwięk swojego imienia. — Chodź na słówko! — Podbiegła do niej Aurora Foster szybko ciągnąc ją za rękaw szaty gdzieś w mniej zaludnione miejsce. — Przed chwilą jak wychodziłam z pokoju wspólnego to wpadłam na jednego skrzata jak niósł gdzieś tą przepyszną tartę owocową, ja nie mogłam się powstrzymać i mu ją zabrałam. — Powiedziała półszeptem nerwowo bawiąc się palcami.

— I gdzie ona teraz jest Auroro, co z nią zrobiłaś? — Spytała szybko przyjaciółka chcąc się upewnić, czy jest jeszcze jakaś szansa na zwrócenie jej do kuchni, jednak kiedy Foster nic nie mówiąc wskazała na swój brzuch, Louise już wiedziała, że jeśli chcą jeszcze w tym roku dostać coś do jedzenia to muszą szybko znaleść nową tatę z świeżymi owocami. — Masz szczęście, że masz mnie, może jeśli ją oddamy i powiemy, że był to czysty przypadek a ty ładnie przeprosisz to nic się nie stanie.

— Ale jak to zrobimy? — Jęknęła Aurora, w duchu jednak ciesząc się, że przyjaciółka nie zostawiła jej na lodzie. — Wszystko trawi się już w moim brzuchu. — Dodała nie mogąc opanować cichego chichotu.

— Nie śmiej się. — Skarciła ją przyjaciółka zastanawiając się nad jakimś sensownym planem. — Chyba umiem coś takiego upiec, ale potrzebuje składników. Będę musiała jakoś dostać się do Hogsmeade, ale wyjście jest dopiero za dwa miesiące. — Westchnęła cicho, jednak w głowie szybko pojawił się szalony, lecz niegłupi pomysł. — Już wiem co zrobię, daj mi dzień, lub dwa i obiecuje ci, że dostaniesz to ciasto.

— A zrobisz dwa? — Zapytała cicho puchonka patrząc na swoje buty zbyt zawstydzona faktem, iż nie pierwszy raz znowu z opresji ratuje ją Louise Torres.

Tego samego dnia dziewczyna biegła po korytarzu szukając wzrokiem dwójki braci.

— Weasley! — Krzyknęła Louise podbiegając do stojących nieopodal gryfonów. — Musicie mi pomóc, to bardzo ważne. — Powiedziała poprawiając swoją wiecznie niesforną grzywkę. — Jak dostać się niepostrzeżenie do Hogsmeade, to sprawa niecierpiąca zwłoki. — Mruknęła cicho czując jak ze wstydu różowieją jej policzki. — Proszę.

Ku jej zdziwieniu chłopcy uśmiechnęli się szeroko podeszli do niej każdy po innej stronie rzucili;

— Zawsze wiedziałem, że drzemie w tobie potencjał puchoneczko — Powiedział Fred, jednak Torres nie zdawała sobie z tego jeszcze sprawy. — Co o tym sądzisz George?

— Z chęcią pomożemy. — Wyszczerzył się bliźniak spoglądając z ukosa na brata.

— Jednak ty będziesz musiała pomóc też nam...

A można było tylko przeprosić skrzaty, było by o wiele prościej.

***

Podoba się?

IGNORANT - secrets of Hogwarts Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz