Rzucam na oślep bezprzewodowym padem, po raz dziewiąty z rzędu przegrywając cholerny wyścig. Nie mogę się skupić. Mam wrażenie jakby w mojej głowie szalała pieprzona burza. Potrzebuję spokoju, ale każda próba zaczerpnięcia, tak potrzebnego mi w tej chwili tlenu, kończy się na tym, że bolesny węzeł coraz ciaśniej spowija moje serce. Koncertowo wszystko spieprzyłem.
– Jesteś taką cipką – drwi Ethan. – Nie potrafisz nawet przegrać z klasą.
– Myślałem o dzisiejszym treningu – kłamię, z zazdrością obserwując jak otwiera trzecią butelkę piwa. Jednym pociągnięciem wychyla połowę zawartości, po czym mlaska z uznaniem. – To pieprzona Corona, a ty jęczysz jak rasowa dziwka.
– Przyznaj, że miałbyś na nią ochotę.
– Nie potrzebuję dziwki.
Potrzebuję Willow. Mam te słowa na końcu języka, ale na szczęście w porę się powstrzymuję.
– Jasne, że nie. Jesteś na to za ładny, chłoptasiu – mówi, czochrając mnie po głowie jak dziecko. – Miałem na myśli, alkohol.
– Dobrze wiesz, że nie mogę – mówię z żalem, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
– Wiem, dlatego nie proponowałem – wzrusza ramionami.
– Jesteś u mnie w domu, moje pijesz piwo. Nie musiałeś mi niczego proponować.
– Taa, nie ma to jak schłodzona Corona z limonką, co? – Mlaska, nie zwracając uwagi na moje słowa.
– Jesteś idiotą. – Rzucam w niego poduszką, która zgodnie z moim zamiarem ląduje na jego twarzy rozchlapując wokół piwo. – Widziałeś dzisiaj Willow? – Nie mogę już dłużej powstrzymywać się przed zadaniem tego pytania.
– Jasne, pracujemy razem. – Mówi to z taką obojętnością, że zastanawiam się czy próbuje coś przede mną ukryć, czy rzeczywiście nie ma mi nic do powiedzenia.
– I? – Potrzebuję jakichkolwiek informacji, byleby uspokoić własne sumienie.
– I co? – Marszczy brwi. – Normalnie, jak to Willow.
– Była jakaś... inna? – pytam, nie mogąc znaleźć lepszego słowa.
– Poprztykaliście się?
– Nie – zaprzeczam. Nie dałem jej nawet na to szansy. Zwinąłem się, zanim jeszcze zdążyła zamknąć za sobą drzwi. – Po prostu dziwnie się dzisiaj zachowuje – kłamię.
– Aha. – Mierzy mnie wzrokiem. – Widziałeś się z nią dzisiaj?– Nie, pisaliśmy ze sobą. Trochę – dodaję niepewnie.
– Cóż, była zupełnie normalna – mówi po chwili. – Czy tylko mi się wydaje, czy zdążyłeś już coś spieprzyć?
– Co niby miałem spieprzyć?
– Nie wiem – wzrusza ramionami. – Wasz... związek? – Podpuszcza mnie, teraz wiem to na pewno.
– Nie ma między nami żadnego związku – odpowiadam. Jeszcze nie dodaję w myślach. – Nie żeby to był twój interes.
– To dobrze – mówi, odkładając na stół pustą butelkę. – Zacząłem się dzisiaj martwić, kiedy Matt się do niej przystawiał. Pieprzony rycerzyk na białym koniu – prycha.
– O czym ty kurwa mówisz? – pytam, podnosząc się na nogi.
– Wstawił się za nią, kiedy po raz kolejny oberwała od Steph. – mówi niepewnie. – Wydaje mi się, że się zaprzyjaźnili. Zaprosił ją nawet na kolację.
– Zgodziła się? – pytam piskliwym głosem, czując jak węzeł w moim sercu zacieśnia się z każdą minutą oczekiwana na odpowiedź Ethana. Potrzebuję powietrza. Jezu, co ja kurwa zrobiłem?
– A wiesz – zaczyna przyglądając mi się niepewnie – nie jestem pewien. Wyglądali jakby chcieli zostać sami, więc odszedłem zanim Willow zdążyła odpowiedzieć.
– I nic nie zrobiłeś? Pozwoliłeś, żeby ten skurwiel zaprosił ją na randkę? – Jezu, powietrza. Szarpię się za włosy. – Czy ty kurwa straciłeś rozum?
– Przecież to Matt – mówi z obojętnością. – Nie jest taki zły. Zresztą nie żeby to był twój interes –powtarza moje słowa i wygląda jakby świetnie się przy tym bawił. –Prawda, kochasiu? – pyta, mierząc mnie wzrokiem. – Coś dziwnie pobladłeś, wszystko w porządku?
– Taa, pewnie. Jestem zmęczony – kłamię. – Jeżeli nie masz nic przeciwko to chętnie się już położę – mówię mając nadzieję, że zrozumie aluzję i wróci do siebie. Muszę zadzwonić do Willow, a najlepiej zobaczyć się z nią osobiście.
– Luz i tak miałem wpaść do dziewczyn.
– Dziewczyn? – Te słowa nagle przykuwają moją uwagę.
– Willow jest u Alice. Babski wieczór czy inne gówno. Miały się napić wina i oglądać coś na Netflixie.
– Aha, jasne – mówię idąc za nim do wyjścia. Jest tutaj. W twoim budynku. Nie z Mattem. Uspokój się. Chwytam leżącą na kanapie bluzę i wciągam na siebie.
– No to – zaczyna i patrzy na mnie niepewnie, kiedy wsuwam na stopy adidasy. – Co robisz?
– Idę z tobą, może też coś obejrzę. – A tak naprawdę gówno cię to obchodzi.
– Byłeś zmęczony – protestuje. – Nie powinieneś się wyspać przed meczem?
– Jest jeszcze wcześnie – mówię i zerkam na zegarek. Cholera już grubo po dziesiątej. Biorąc pod uwagę, że wczoraj nie zmrużyłem oka nawet na sekundę, powinienem dzisiaj położyć się znacznie wcześniej.
– Więc idziesz na babski wieczór? Co jest, urosła ci cipka, stary?
– A ty po co tam idziesz? – patrzę na niego podejrzliwie.
– Tylko coś wezmę i od razu zmywam się do domu – mówi nonszalancko. – No to nara stary, mówię ci wyśpij się, inaczej jutro będziesz żałował, że mnie nie posłuchałeś.
CZYTASZ
Lovewrecked. Połączeni namiętnością
RomanceCzasem w życiu zdarzają się takie momenty, które zmieniają bieg naszej historii. Momenty, na które niekoniecznie mamy wpływ. Niejednokrotnie towarzyszą im takie chwile, w których myślisz, że gorzej być już nie może. Jesteś bezradny. Skazany na siebi...