Bajka

124 7 10
                                    

Dawno, dawno temu, za górami za lasami była Droga. Zwykła, piaszczysta, mało uczęszczana Droga jak to w dawnych czasach. Biegła wzgórzami i dolinami, miała mosty nad siedmioma rzekami. Jeśli się nią podążało na wschód można było dotrzeć do wielkiego i bogatego Królestwa, którego mieszkańcy byli szczęśliwi i zdrowi. Jednak w pięknym, kryształowym Pałacu żył strapiony Król. Martwiła go jego córka. Miała już dwadzieścia lat, a męża brak. Nawet żadnego adoratora, jeśli nie liczyć Czarodzieja z gór. Ale Czarodziej był ekscentryczny. Co z tego, że młody i przystojny? Co z tego, że utalentowany? Ciągle mówił, a i tak nikt go nie rozumiał. Opowiadał o zaklęciach, miksturach, magicznych stworzeniach. Więc król go nie liczył. Rozwiązanie wydawało się proste. Turniej rycerski, a jako główna nagroda ręka Królewny i pół Królestwa. Ale tak robili tylko najbiedniejsi królowie. Królewna zasługiwała na prestiżowe porwanie! A jak na razie żaden smok nie zgłosił się do pracy. Dlatego właśnie Król był zmartwiony. Chodził od sali do sali i myślał.

Pewnego dnia wyszedł się przejść, bo wysokie, oblane złotem ściany przytłaczały go przypominając o problemie. Przecież to tutaj stała niegdyś wieża z uwięzioną jego przyszłą żoną. Gdy przechadzał się po lesie usłyszał bardzo głośne i niskie chlipanie. Od czasu do czasu dołączał do niego chlupot. Zaintrygowany Król podążył w tamtym kierunku. Gdy dotarł do dużej polany ukazała się przed nim scena zapierająca dech w piersiach i ściskająca gardło. Wielkie wzruszenie i smutek ogarnęły jego serce gdy patrzył na dużego, szarego Smoka, którego olbrzymie łzy rozchlapywały się na ziemi tworząc kałuże. Bez chwili wahania Król podszedł do gada.
- Cóż się stało, przyjacielu? - zapytał poruszony. W przeszłości znał kilka takich stworzeń i wszystkie były raczej pogodne. To brak ostrożności i pokręcony system wartości w dużej mierze stanowiły podstawę ich niesprawiedliwej reputacji.
Smok odwrócił się do niego i dwie gigantyczne krople wypłynęły mu z oczu rozbijając się na ziemii.
- Nikt mnie nie chce! - zawył żałośnie, a tak głośno, że ptaki zerwały się z drzew, jakby na potwierdzenie jego słów. Króla zdziwiły te słowa.
- Ale jak to? Smoki są przecież bardzo potrzebne.
- Nie wszystkie. Te kolorowe są uwielbiane przez jeźdźców. Złote i srebrne przez władców. Czarne i białe przez czarnoksiężników. A ja... Ja jestem szary! Nikt mnie nie zatrudni. Skąd mam wziąść pieniądze na spłatę alimentów?
- Alimentów...? - Król wtrącił, a Smok westchnął i zaczął dalej płakać.
- Moja piękna córeczka będzie taka smutna jeśli nie będzie mogła znaleźć sobie odpowiedniego męża. A jaki smok się zgodzi poślubić pannę bez góry skarbów w jaskini?
- Ja mam dla ciebie zajęcie - wtrącił władca zanim skrzydlaty gad zatopił się w myślach. Olbrzym spojrzał na niego z nową nadzieją i ogromną wdzięcznością.

***

Królewna westchnęła ciężko. Siedziała w tej Wieży już drugi tydzień i nudziła się przeokropnie. Jasne, na początku była entuzjastycznie nastawiona do pomysłu. Każde nowe doświadczenie to coś ekscytującego, a porwanie wydawało się szczególnie fajne. Od zawsze szukała przygód i ciekawych historii. Ale tutaj nie miała co robić! Od czasu do czasu rozmawiała ze Smokiem, ale zawsze kończyło się to na jego biadoleniu jak to tęskni za swoją córką albo na zachwycaniu się jaki łaskawy i dobry jest Król. Królewna miała dość. Właśnie patrzyła przez okno wyglądając na tak smutną i przerażoną jak tylko umiała. "Jednak te lekcje aktorstwa się na coś przydały" - pomyślała. Drogą zbliżał się Rycerz.

***

Młody Rycerz szukał żony. Chętnych nie brakło, gdyż przyciągał uwagę swą naturalną gracją i pięknem, kasztanowymi włosami i lodowo-niebieskimi oczami, pasującymi do otaczającej go zimy. Podróżował po Królestwie już dłuższy czas, gdy trafił do Pałacu przykrytego płachtą smutku. Nie minęło wiele czasu gdy poznał powód. Otóż straszliwy Smok porwał jedyną Księżniczkę Królestwa. Zabrał ją na zachód i zamknął w Wieży. Rycerz postanowił wyruszyć ich śladem i uratować piękną dziewicę. Nie widział uśmieszków mieszkańców za jego plecami, nie słyszał ich śmiechu, który rozbrzmiał gdy odszedł. W pamięci pozostał mu obraz smutku i rozpaczy. Jechał przez kilka dni, a jego wierzchowiec pokrył się pianą. Dopiero po tygodniu ujrzał Wieżę, a w jej oknie strasznie smutną Królewnę. Jego serce zapłonęło miłością, współczuciem i żalem, ale zgasło tak nagle, jakby ktoś zdmuchnął świecę. Pod wieżą leżał szary Smok. Rycerz nie wiedział co zrobić. Złote i srebrne były chciwe, można było je przekupić. Kolorowe charakteryzowała duma i próżność. Czarne chciały walczyć. Białe były hazardzistami. A szare? Szarych nie spotkał nigdy wcześniej. Ta niepewność odebrała mu zapał. Trochę zmartwiła go trudność na drodze, nie smucił się jednak długo.
- Tego kwiatu jest pół światu, jak mawiała moja babka - stwierdził jeszcze, odjeżdżając.

BajkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz