Maryse uśmiechnęła się, przechylając kieliszek. Napiła się jasnego, żółtego alkoholu i zaśmiała się.
- Gdzie w ogóle dzieci? - spytała w końcu, przerywając śmiechy swojego męża i jego kolegi.
- Pewnie w pokoju Magnusa - odpowiedział Asmodeus, wystukując dłońmi na blacie jakiś rytm. - Jedzą chrupki, piją colę i grają na konsoli. Jak to bachory.
- Bachory? - zaśmiał się gromko Robert. - Może twój dzieciak jest bachorem, ale nasz Alec, Isabelle i Max to aniołki. Nawet Jace.
- Dokładnie - poparła go żona. - Wypraszamy sobie.
- Ach tak? - uśmiechnął się złowrogo Asmodeus, popijając łyk piwa ze swojego kieliszka. - Chodźmy i sprawdźmy, czy pokój Magnusa jest cały, skoro siedzi z nim wasz aniołek. Pewnie razem biegają i go rozwalają, jeśli już by nie potrafili usiedzieć na tyłkach przed komputerem.
- Nasz syn na pewno zachowuje się spokojnie i wzorowo - stwierdził z dumą Robert, uśmiechając się z wyższością. On wypił najwięcej z całej trójki dorosłych. - A że twój skakałby po łóżku, to już nie jest wina mojego.
- Przekonajmy się - zaproponował Asmodeus i po dopiciu swojego kieliszka, odstawił naczynie z cichym hukiem na blat.
- Wy tak serio? - zachichotała Maryse. - Dajcie spokój. Jest tam u nich cicho, czyli siedzą spokojnie.
Jej mąż ją zignorował i skonfrontował się porozumiewawczym spojrzeniem z ojcem Magnusa.
- Zakład o butelkę alkoholu, którego sobie sam wybiorę - powiedział Robert. - Bez względu na cenę.
- Stoi - mruknął z chytrym uśmieszkiem Asmodeus.
Mężczyźni wstali od stołu, chwiejnymi krokami ruszając w stronę schodów prowadzących na górę, by sprawdzić, co robią ich 14-letni synowie. Maryse natomiast nie miała ochoty za nimi nigdzie chodzić. Wyciągnęła telefon z kieszeni i zadzwoniła do swojej koleżanki, z nadzieją, że przez alkohol nie powie nic głupiego...
Robert i Asmodeus dotarli do brązowych drzwi od pokoju Magnusa. Na drewnie były wyryte inicjały M.B.K.O.T.W. I oczywiście nie brakło na nich brokatu.
- Co to w ogóle znaczy? - wybełkotał lekko spity Robert, przyglądając się literom. Wyglądały one tak, jakby były zrobione za pomocą cyrkla, choć ładnie. Biedne drewno. - Chyba nigdy nie spytałem.
- Magnus Bane, king of the world - wyjaśnił Asmodeus, ujmując w dłoń pozłacaną klamkę. - Czy coś takiego. Twój bachor mu w tym pomagał - spojrzał na kolegę, unosząc do góry swoje ciemne brwi. Robert prychnął.
- Brokat i pomysł to tylko i wyłącznie twój syn. Mój mógł jedynie wyryć to równo i dobrze, i na pewno pod przymusem.
- Pod przymusem... - zachichotał rozbawiony azjata, który próbował już się uspokoić, byleby nie usłyszeli ich dzieci. Przytknął palec do ust, posyłając Robertowi krótkie spojrzenie, a następnie delikatnie otworzył drzwi...
***
- Wygrałem - oznajmił Magnus i wziął do ust kolejne ciastko, przez które zaczął niewyraźnie mówić. - Znowu, panie Lightwood.- Panie Bane... - zaczął rzeczowym tonem Alec, nie patrząc na azjatę tylko na przedmioty, którymi się obecnie bawili. - Pan ma w tym po prostu więcej doświadczenia. Tyle w temacie.
- Wymyśla pan głupie wymówki - uśmiechnął się chytrze skośnooki. - Jak pan chce, możemy spróbować raz jeszcze. Stawiam sześć ciastek.
Lightwood uniósł brodę i spojrzał na przyjaciela. Zielonozłote oczy wypełnione były młodzieńczą próżnością i samozachwytem, którego Alecowi trudno było się z nich pozbyć. Ale spróbować musiał. Jeszcze raz.
CZYTASZ
𝕎𝕙𝕒𝕥 𝕆𝕦𝕣 𝕊𝕠𝕟𝕤 𝔻𝕠𝕚𝕟𝕘?
Fanfic🄼🄰🄻🄴🄲 🄾🄽🄴-🅂🄷🄾🅃 Asmodeus i Robert ciekawi są tego, co robią w pokoju sam na sam ich synowie - Alec i Magnus - więc postanawiają to dyskretnie sprawdzić.