Część 1.

49 2 0
                                    

Ocknąłem się pięć minut przed budzikiem. Znów zasnąłem przy książkach. Mój żołądek dawał o sobie znak. Powoli odsunąłem krzesło i zgasiłem lampkę nocną. Podszedłem do okna i otworzyłem je na oścież. Przeciągnąłem się parę razy wciągając świeże powietrze. Miły wrześniowy wiaterek rozgarniał moje rozczochrane włosy. Oparłem łokcie na parapecie i zza doniczki wyciągnąłem prawie całą paczkę papierosów. Zaciągałem się dymem a pod oknem mojego bloku spacerowali ludzie.  Starsze małżeństwo przyglądało mi się przez chwilę, lecz kiedy mężczyzna zaczął machać ręką oddalili się. Budzik w telefonie zadzwonił bardzo gwałtownie. Peta wsadziłem w doniczkę stojącą na parapecie w pokoju, miałem tam już taką małą kolekcję, okno uchyliłem i zasłoniłem rolety. Wyjąłem z szafy pierwsze lepsze ubranie i stare ciuchy zrzuciłem z siebie na podłogę a nowe ciuchy zarzuciłem szybko na siebie, przeczesałem włosy grzebienie i wsadziłem potrzebne mi na dziś książki. Spojrzałem na migający wyświetlacz. "Arek"...

- Halo? Stary... Śpisz?

- Nie śpię, co chcesz?- nie przepadałem za nim, lubił wpieprzyć się w bagno i wiele osób ciągnął za sobą.

- Słuchaj, potrzebuję przysługi... Wiesz, pomocy. Jak przyjaciel przyjacielowi.-

- Nie ma nawet takiej opcji...- rozłączyłem się, fajki wsadziłem do kieszeni i wyszedłem z pokoju. Moim oczom ukazała się niska blondynka, kręcąca się w te i nazad z kuchni do łazienki z łazienki do sypialni.

- Mamo, stało się coś.- jej duże, piękne niebieskie oczy na chwilkę utkwiły w głębi moich brązowych oczach. Przechyliła głowę na bok, co oznaczało zakłopotanie.

- Nie synku, wszystko dobrze. Leć już na dół, bo tata czeka żeby odwieźć cię do szkoły. No już zmykaj.- Pocałowała  mnie w czoło. - I bądź grzeczny w szkole.- dodała podając mi kanapki. Jestem już prawie dojrzałym chłopakiem, za rok będę dorosły ( według moich rodziców) a ja dalej czuję się jak mały chłopiec któremu mama czyta bajki na dobranoc. Zszedłem po schodach, przebiegłem przez długi korytarz i pchnąłem ciężkie drzwi. Promienie słońca przebiły się do moich źrenic przez grzywkę która próbowała dać oczom ukojenie cieniem. Zasłoniłem czoło ręką i wyszukiwałem samochodu taty. Na ogół byłem grzecznym i miłym chłopakiem. Niosłem pomoc tym którzy jej potrzebowali, miałem wielu przyjaciół, podobałem się sporej grupie dziewczyn. Moim najlepszym przyjacielem być Alan, który był gejem. Przyjaźniłem się  z nim od podstawówki. W 2 klasie gimnazjum powiedział mi jaka jest prawda i bał się, że nasza przyjaźń się rozpadnie. Wtedy złączyłem się z nim jeszcze bardziej. Nie mógł bym go zostawić tylko dlatego, że nie podobają mu się dziewczyny. To tak jakby on mnie zostawił samego bo nie podobają mi się blondynki... To bez sensu i bez znaczenia. To przyjaciel, brat którego nigdy nie miałem. I tak zostanie zawsze. Wsiadłem do samochodu zamyślony o Alanie.

- Wszystko dobrze? W nocy krzyczałeś. -oparłem łokieć o szybę.

- Tak, miałem zły sen. Ale to nic takiego.- uśmiechnął się.

- Nie krzyczałeś z przerażenia, to bardziej brzmiało jak imię jakiejś dziewczyny... Chyba na A. Nie mogłem zrozumieć bo byłem zaspany a jak do ciebie przyszedłem ty leżałeś na biurku wśród książek. Nie powinieneś kuć po nocach. Może zrezygnuj z jakichś zajęć pozalekcyjnych, jesteś dobry z angielskiego. Będziesz miał więcej czasu dla siebie, ostatnio w ogóle nie wychodzisz do kolegów.- tata spojrzał na mnie dokładnie w tym samym momencie w którym ja spojrzałem na niego. Pięćdziesiąt  dwa lata dawały o sobie znać. Jego oczy były już zmęczone, zmarszczy coraz bardziej widoczne. Okulary które miały bardzo grube szkła. Bez nich jest ślepy jak kret. Tata, Mariusz był o dziesięć lat starszy od mamy. Uwielbiają opowiadać mi historię jak pierwszy raz na siebie wpadli, i wtedy świat zawirował o oni nie chcieli się zostawić nawet na moment. Idealna miłość od pierwszego wejrzenia. Oni byli idealni, więc ja też musiałem być idealny. Tata odpalił papierosa i włączył radio. Zawsze tak robi kiedy jest zbyt długa cisza, lub rozmowa robi się niezręczna. Cała moja rodzina paliła i akceptowali to, że ja również palę. Podjechałem pod szkołę i gdy już miałem wychodzić tata złapał mnie za ramię.

- Nie zapomniałeś o czymś?- i wręczył mi banknot złożony w kostkę. Podziękowałem i wysiadłem z auta. Pod drzewem przed bramą szkolną stał Alan i jego chłopak. Jeszcze nie miałem okazji go poznać. Alan jak zawsze ubrany elegancko za to  jego chłopak był ubrany jak GOT. Nie lubię oceniać ludzi po wyglądzie zewnętrznym ale ten typ od razu mi się nie spodobał. Wszędzie kolczyki, w nosie, w ustach, w policzkach, nawet w brwiach. Miał tunele w uszach i wygolony jeden bok. Makijaż też miał wiele do życzenia, ale to jego wybór. Podszedłem się przywitać.

- Cześć, jestem Max.- Podałem mu dłoń.

- Sara.- delikatny, kobiecy głosik szumiał mi w głowie przez dłuższą chwilę. Alan zaczął się śmiać.

- Dobra stary, puść ją bo się wystraszy.- dziewczyna wyszarpała swoją dłoń z mojego uścisku i również zaśmiała się. Stałem osłupiały, po raz pierwszy od 2 gimnazjum widzę mojego przyjaciela w związku z dziewczyną.

- Max, spokojnie. To moja kuzynka. Przyjechała do nas aby uczyć się w naszej szkole. - oboje zaczęli się śmiać. Odetchnąłem z ulgą, bo bałem się, że mój najlepszy kumpel właśnie mnie opluł i okłamał. Zapaliłem fajka i zaczęliśmy rozmawiać, po około 5 minutach weszliśmy do szkoły i zobaczyłem p. Anastazję. Wyglądała przepięknie, jej uśmiech był tak piękny jak uśmiech miliona aniołów. Jej oczy świeciły jak gwiazdy na niebie. Zauważyła mnie i skierowała się w moją stronę.

- Witaj Max.-

- Dzień dobry...-

- Mam taką sprawę. Możemy przełożyć dziś nasze korepetycje na jutro? Moja mama jest chora i chciałabym dziś przy niej być...- w środku czułem się jak zbity pies ale wiedziałem że to dla niej ważne.

- Oczywiście. Jeżeli będzie pani czegoś potrzebować proszę dzwonić.- uśmiechnęła się i wysłała mi zalotne spojrzenie, oczywiście puściłem jej oczko. Serce waliło mi jak opętane ale nie mogłem dać się ponieść emocjom. Wsadziłem ręce w kieszeń i odwróciłem się do nauczycielki plecami. Wspomnieniami wróciłem do chwili w której poznałem ją po raz pierwszy.

Lipiec... Wszystko wyglądało pięknie, siedziałem na ławce w parku a wokół mnie kręciło się życie. Kobiety z dziećmi na spacerze, starsi ludzie trzymający się za ręce, młodzież z włoskimi lodami. Siedziałem z książką " Szepty" - I. Matuszkiewicz, gdy nagle obok mnie usiadła piękna kobieta. Krótka jedwabna sukienka dopasowana u góry u dołu luźna, w kolorowe kwiaty. Włosy króciutkie założone za uszy. Okulary które obsuwały jej się z noska, buty na koturnie. Była idealna. Wpatrywałem się w nią z zachwytem zapamiętując każdy fragment jej idealnej twarzy. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się serdecznie.

- Anastazja.- wyciągnęła do mnie dłoń. Złapałem ją, była miękka delikatna jak płatki róży.

- Max...- pocałowałem delikatnie jej dłoń a ona zarumieniona spojrzała mi w oczy. Jej piękne oczy zgrały się z moimi i po chwili oboje patrzeliśmy w ziemię. Czułem jak zalewa mnie rumieniec. Kobieta wstała ustała przede mną  i powiedziała subtelnie.

- Miło było poznać.- odeszła, tak po prostu. Chciałem za nią biec, ale co miałem powiedzieć? "Jesteś śliczna, umówisz się ze mną na kawę?" w sumie teraz to nie jest takie głupie. Już wstawałem gdy zauważyłem, że nigdzie jej nie ma. Na ławce w miejscu gdzie siedziała leżała chustka. Wróciłem do domu z chustką pięknej Anastazji. Długo nie mogłem o niej zapomnieć, więc narysowałem ją. Była piękna ale nie tak piękna jak w rzeczywistości. Całą noc myślałem o pięknej Anastazji...

Kiedyś mnie pokochasz.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz