Część 3

33 2 0
                                    

Drzwi zaskrzypiały lekko kiedy kobieta otworzyła je. Weszła do salonu a ja zamknąłem za sobą drzwi i udałem się za nią.
- Fuj! Ale nasmrodziłeś tymi fajkami!- śmiejąc się machała ręka przed twarzą. Na dodatek otworzyła okno balkonowe
- Przepraszam, mogę wyjść na balkon to wywietrzeje...- spuściłem głowę okazując skruchę.
- Maksiu ja żartuje. Co taka smutna minka. - położyła mi dłoń na ramieniu a drugą zaczęła bawić się moimi włosami. Jej ciało było prawie odkryte, tak strasznie mnie kręciło.
- Zaczyna się robić gorąco, rozbierz się.- czy ja się przesłyszałem?! Kobieta stała już naprzeciwko mnie z zadziornym uśmiechem, a ja podniosłem się z ziemi i zdjąłem koszule. Oczywiście nie miałem nic pod spodem, ona stała i wpatrywała się we mnie jakby chciała mnie całego. Lekko przegryzła dolną wargę i po chwili znów stała koło mnie. Zataczała się i czuć było od niej alkohol, jednak nie mogłem się jej oprzeć. Wszyscy wiemy, że Anastazja ma słabą głowę do alkoholu i mało co pamięta z imprez. Jej wystarczy jedno piwo żeby się upić.
- A ja ci chyba jeszcze nie pokazywałam mojego domu?-zawiesiła mi ręce na szyi. Cmoknęła mój kącik ust i zaczęła ciągnąć mnie w stronę sypialni. Nie mogłem się temu oprzeć to było zbyt piękne. Pchnęła mnie na łóżko i usiadła na moim kroczu.
- Ale twardy...- zaczęła delikatnie całować klatkę piersiową potem lizała mi szyje aż w końcu dotarła do ust, które złączyła we francuskim pocałunku. Objąłem jej plecy, delikatnie zatopiłem dłoń w jej włosach i przyciągnąłem ją do siebie. Była taka delikatna. Zaczęła się rozbierać, bluzka, potem spodnie, bielizna i doszło do momentu kiedy zaczęła rozbierać mnie. Ona siedziała całkiem naga ja w samej bieliźnie. Podała mi coś.
- Masz to na odwagę.- przechyliłem całą szklanką i momentalnie poczułem przypływ adrenaliny. Czułem że to idzie w złym kierunku i nawet próbowałem protestować...
- Nie... Przestań, jesteś pijana i bawisz się mną!- ale do niej nic nie docierało, tylko lekko się uśmiechnęła. Złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku a jej piersi dotykały mojej klatki piersiowej. Coraz bardziej się podniecałem i po 5 minutach nie mówiłem nic. Kochałem się z moją korepetytorką. Jęczała i krzyczała a ja czułem coraz większa chęć na nią. Gdy skaczyłem ona wstała, ubrała się i zachowywała się jakby nic się nie stało. Ustała przy biurku i spoglądała na moje nagie ciało.
- Całkiem nieźle, jeszcze nad tym popracujemy...- czułem jak rumieniec oblewa moją twarz
- Czemu to zrobiłaś? Doskonale wiesz, co do ciebie czuje oraz, że nie potrafię ci się oprzeć.- ona uśmiechnęła się i cicho powiedziała.
- O to chodzi... To mnie kręci.- podszedłem do niej zapinając spodnie, pogładziłem jej włosy i spojrzałem prosto w oczy
- O to ci chodziło od początku?- pokiwała głową a ja podniosłem ją i posadziłem na biurku, znów całując namiętnie jej szyje potem usta, dekolt. Tak zakończyła się moja trzygodzinna nauka matematyki z Anastazją.
- Jesteś taki cudowny, taki dojrzały. Piękny.- dotykała moich mięśni na brzuchu...
- Wiesz, że to nigdy nie powinno się wydarzyć?- spytałem patrząc na nią, ona tylko uśmiechnęła się i wtuliła się moją klatkę piersiową.
- Jak ktoś się o tym dowie będziesz miała kłopoty...- podniosła głowę łapiąc kosmyk moich włosów i kręcić nim odpowiedziała całkowicie obojętnie
- A kogo to obchodzi? Ważne, że mam przy sobie ciebie. Kiedy jesteś obok nic nie jest mi straszne.- po dłuższej chwili milczenia dodała - Pamiętasz jak się poznaliśmy?- uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
- Nigdy tego nie zapomną...- ona również się uśmiechnęła
- Wtedy postawiłam sobie cel. Masz być mój za każdą cenę. I jesteś, teraz jestem w twoich ramionach, mała, niewinna, naga...- mówiła tak spokojnie. Dreszcze przechodziły mi po plecach, ale ona kontynuowała
- Kocham cię od pierwszej chwili i wiem, że czujesz do mnie to samo.- nie patrzyła na mnie. Wpatrywała się w podłogę i nie odrywała wzroku, mówiła tak, jakby czytała poemat z kartki. Odsunąłem ją od siebie

- Prawda jest taka, że doskonale wiesz o tym, że cię kocham. Chciałaś to wykorzystać. A ja głupi się zgodziłem.- rumieniec wkradł jej się na twarz i zalał całe policzki.

- Jaki mądry chłopiec...- tu jej przerwałem

- Bawiłaś się mną, zwodziłaś mnie! O co tak naprawdę ci chodzi? Czego ode mnie chcesz, tak strasznie cię kocham... Nie potrafię ci się oprzeć.- ona bawiła się kosmykiem włosów, wyglądała jak naćpana. O co tu do jasnej cholery chodzi? Wstałem, ubrałem się i z hukiem wyszedłem z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. Miałem 17 lat, ona była piękna, miała 25 lat. Do czego między nami właśnie doszło? Analizowałem wszystko krok po kroku kiedy w mojej głowie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Budynki chodziły, zamiast ludzi na ulicy znajdowały się różne stwory, wszystko się kręciło. Potknąłem się i upadłem, gdy ktoś pomagał mi wstać szepnął do mnie

- Nie martw się. Zabiorę cię do domu...- Ocknąłem się we własnym pokoju około godziny 20:00. Na krześle na przeciwko mojego łóżka siedziała drobna dziewczyna w krótkich włosach.

- Co ty tu robisz?- odłożyła telefon na biurko i usiadła po turecku.

- Ratuje ci życie palancie...- odburknęła, podniosłem się do pozycji siedzącej i podniosłem butelkę wody, która stała przy moim łóżku.

- Co się stało?- dziewczyna uniosła brew

- To chyba ja powinnam cię o to zapytać...- nie pamiętałem praktycznie nic. Poszedłem na korki i tam Anastazja dała mi coś do wypicia, potem film się urywa... Sara patrzyła na mnie jak na debila.

- Ja nie chcę wiedzieć jakby zakończyła się twoja impreza, jakby z tego chodnika podniosła cię policja...- miała rację. Sam nie wiem co zażyłem, ona była moją wybawicielką.

- Naprawdę masz słabą głowę do picia...- roześmiała się po dłuższej chwili ciszy. Jej telefon wibrował niemiłosiernie. Podniosła się do pozycji stojącej

- No dobra, mam pewność, że żyjesz. Mogę zwijać na chatę.- chciałem jej jakoś podziękować.

- Może cię odprowadzę? Jest już późno...- przewróciła oczami.

- Jestem już dużą dziewczynką... Poradzę sobie...- podniosła skórzaną kurtkę z oparcia krzesła a ja zerwałem się na równe nogi i złapałem ją za rękę.

- Nalegam.- na jej blade policzki wkradł się rumieniec. Szybko jednak wyrwała rękę i skrzyżowała je na piersi.

- Okej bohaterze. Jeżeli jesteś taki odważny to chodź.- zaśmiałem się na te słowa i otworzyłem jej drzwi.

- Panie przodem.- ukłoniła się i wyszliśmy na dwór. Było już chłodnawo, wiatr rozwiewał nam włosy. W połowie drogi zaczął padać deszcz, schowałem się pod dachem jakiejś kawiarni, Sara ustała na środku chodnika i patrząc na mnie parsknęła śmiechem.

- Kto to widział, aby mój bohater bał się deszczu!-

- Chodź tu! Bo przemokniesz i się przeziębisz!- wychyliłem się, złapałem ją za dłoń i przyciągnąłem do siebie. Stała tak blisko, patrzyłem jej wprost w oczy... W jej piękne, duże, zielone oczy. Założyłem jej kosmyk przemoczonych włosów za ucho.

- Mówił ci już ktoś, że masz przepiękne oczy.- zawstydzona odsunęła się o krok.

- Musimy iść, czekają na mnie. - mówiła bardzo szybko. Wziąłem ją za dłoń i szliśmy w deszczu bez słowa do jej domu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 05, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kiedyś mnie pokochasz.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz