Rozdział 10. - ORZEŁ WYLĄDOWAŁ

1.7K 83 24
                                    

Obudziła się nad ranem. Chłopak jeszcze spał. Na jej palcu znajdował się wielki sygnet.
- Czyli to nie sen. - zaśmiała się pod nosem...
- Kto to tak śmieszkuje od rana. - otworzył jedno oko, spoglądając na brunetkę.
- Nie mam pojęcia.
- Niespodzianka wariaty. - do ich sypialni wszedł Krzysiek.
- Może byś pukał.
- A nie, dzięki, pukałem w weekend. - wszyscy parsknęli śmiechem. - A ty nie powinieneś spać na kanapie...? Biedactwo nawet nie może się wyspać porządnie.
- Wiesz, ja rozumiem, że jesteś samotny i mogłeś zapomnieć, ale ludzie w związku śpią razem.
- No nie pierdol, tekst o podstawówce w końcu was zmotywował? - czerwonowłosy wyciągnął telefon i zrobił im fotę. Wstawił szybko na swoje instastory.
- Zajebie cię. - powiedział Kuba wyskakując z łóżka i zaczęli się ganiać dookoła niego.
- Za co? Ja tylko podzieliłem się szczęściem swojego przyjaciela ze światem.
- Boże... Z kim ja się związałam. Dzieci po prostu... - dziewczyna pokiwała głową z niedowierzaniem. Wstała z łóżka i poszła do toalety. Załatwiła się umyła ręce i buzię. Poszła do garderoby, gdzie były jej rzeczy i wskoczyła w dres. - Macie ochotę na śniadanie?
- Jasne, królowo... - uśmiechnął się Krzysiek.
- Mówisz do MOJEJ królowej, pamiętaj.
- Czep się jeża. - pokazał mu fucka.
- Dobra, uspokójcie się. - powiedziała dziewczyna i zaczęła schodzić ostrożnie po schodach, trzymając się poręczy.
- Pomóc ci? - zapytał Kuba.
- Nie, dam radę sama. - uśmiechnęła się do niego, a chłopak spojrzał na nią z dumą.
- No, to była konsumpcja związku. Opowiadaj... - powiedział Krzychu i zatarł ręce.
- Nie twój interes.
- No powiedz, przyjacielowi odmówisz?
- Nic się nie działo, po prostu. - powiedział Kuba. - Nie chcę naciskać, już od dawna mam na nią ochotę, ale wiem co przeszła i dopóki sama nie wykona jakiegoś ruchu, to nie zamierzam nic.
- Czyli taki 100 days nie poruchasz challenge?
- Boże, Krzysiek, skąd ty to bierzesz... - pokiwał z niedowierzaniem Kuba.
- No jak to skąd? Z głowy. - postukał się palcem w głowę.
- Chyba z dupy i nie stukaj tak, bo przez pustostan echem niesie.
- Daj mi spokój, idę ci nakręcić laskę. - nim Kuba zdążył cokolwiek powiedzieć, Krzysiek pobiegł do kuchni.
- Nie chcę przy tym być. - usiadł na kanapie i odpalił telewizor. Dziewczyna szykowała tosty z serem i jajecznicę.
- Hej, hej, hej, Maała... - zanucił Krzychu. - Pomóc ci?
- Nie, daję radę. - uśmiechnęła się do niego.
- Powiedz mi, tylko tak szczerze. Kuba ci się podoba?
- Jakby mi się nie podobał, to bym raczej z nim nie była, nie sądzisz?
- No tak, ale wiesz no, o co mi chodzi...
- Nie mam pojęcia, bo coś kręcisz.
- Czy pociąga cię seksualnie?
- Krzysiek, czy ty na głowę upadłeś, skąd ci się takie pytanie wzięło?
- Nie no, ciekawy jestem.
- Tak, w aspektach seksualnych, pociąga mnie.
- Czyli będę wujkiem?
- Nawet ojcem chrzestnym. - zaśmiała się do niego ciepło, a Krzychu zapiszczał i wbiegł do salonu.
- Będę ojceeeeem! - wskoczył na Kubę i go przytulił.
- Co ty pierdolisz, strzeliłeś jakiejś gola?
- Nie, nie, nie. Będę ojcem chrzestnym. - Kuba spojrzał na niego zdezorientowany, o co tym razem chodzi jego kumplowi. - No twojego dziecka. - Que o mało nie udławił się własną śliną.
- Co proszę?
- No bo gadałem z Izzy na temat pociągów seksualnych. No i potem doszliśmy do tego, że jednak twoja szpetna morda ją kręci, no to się zapytałem, czy będę wujkiem, to powiedziała, że nawet ojcem chrzestnym.
- Serio się jej o to pytałeś? - Kuba uniósł do góry brew.
- Tak, serio się mnie o to zapytał. - powiedziała Izzy podając chłopakom śniadanie. - Przecież to nic złego, sam też mogłeś spytać. - zaśmiała się ciepło.
- Jedzonko. - Krzychu się ucieszył jak dziecko.
- Dobra, nie obwiniaj mnie, za jego pomaganie na siłe. - zaśmiał się i wziął się za jedzenie.
- Krzysiek, co cię właściwie sprowadza tutaj? - uśmiechnęła się do chłopaka.
- No właśnie, prawie zapomniałem. - poleciał do kurtki i przyniósł dziewczynie płytę.
- Co to? - wzięła od niego płytę.
- Beat, dla was. Jak się wczoraj tak ciebie nasłuchałem to pomyślałem, że mogłabyś napisać coś i wykonać z Kubą. Trochę cię na nim wybijemy, a co.
- A mnie się o zdanie pytałeś?
- A co, Małej odmówisz?
- Nie.
- No widzisz. - zaśmiali się. - Plan gotowy, bierzcie się do roboty, a ja czekam na plony. Dzięki za śniadanie, to ja spadam. - dał Izzy buziaka, a Kubie podał rękę.
- Darmozjad. - skwitował go Que, kiedy wyszedł. - W sumie to ma niezły pomysł. Masz dużo czasu na to. - przerwał im telefon Kuby.
- Kto to? - zapytała odruchowo.
- Moja mama. - podniósł się i odebrał telefon. - Cześć mamo.
- Co to za dziewczyna?
- Izabella, a co?
- Synek, czy to w końcu coś poważnego? - zapytała gorączkowo kobieta.
- Tak mamo, tak sądzę. - uśmiechnął się patrząc na brunetkę, która kończyła jeść śniadanie.
- Jak się poznaliście?
- Spadła mi z nieba.
- Nie żartuj sobie z biednej matki.
- Nie żartuję mamo, to niestety brutalna prawda. To nie rozmowa na telefon wpadniesz do nas kiedyś?
- Może ty w końcu pofarygujesz tyłek do Ciechanowa?
- No dobra, przyjedziemy na weekend.
- Trzymam cię za słowo. Dbaj o nią, wydaje się być miła.
- Dbam, bardziej niż myślisz. Opowiem ci wszystko w weekend.
- Czekam na was. Trzymaj się synuś.
- Pa mamo. - rozłączył się. - Zabiję kiedyś Krzyśka. Teściowa chce cię poznać, jedziemy na weekend do mojej rodzinnej miejscowości. - uśmiechnął się do brunetki.
- Koniecznie?
- Moja mama jest jak szef mafii, jej się nie odmawia. - roześmiał się ciepło.
- No to teraz mnie postraszyłeś...
- Nie ma sie czego bać, obiecuję. - uśmiechnął się do niej. - Chodź Mała, zobaczymy co tam nam Krzychu dał. - wyciągnął w jej stronę dłoń, a ona chwyciła go mocno, poszli razem do studia. Dziewczyna usiadła na kanapie, a kuba puścił podkład. Wsłuchiwali się wspólnie w rytm.
- Sądzę, że to ma potencjał, dobre do pośpiewania i do rapowania. - powiedziała dziewczyna.
- O tym samym pomyślałem. No to już wiesz, jakie będziesz miała zadanie. - uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. Kuba wstał i usiadł koło niej.
- Kocurze, bo jest taki mały problem.
- Słucham Kicia. - zaśmiał się.
- Bo ja nie mam jakiś wyjściowych ciuchów, a dobre wrażenie robi się tylko raz... Moglibyśmy pojechać na zakupy...?
- W końcu, o coś odważyłaś się poprosić, jesrem z ciebie dumny. Jak bardzo ci zależy... To obkupimy cię, zabierzemy cię do kosmetyczki, fryzjera, co tylko chcesz... - zastanowił się chwilę.
- Serio? Byłoby super... - jej buzia rozweseliła się. - Nad czym tak myślisz?
- Nad tym, że wyjeżdżamy w piątek po południu. No i dam ci kartę, zostawię w galerii i będziesz sobie urzędować, a ja podjadę do firmy i kupię mamie kwiaty. Uwielbia chabazie. - zaśmiał się.
- No dobrze, jeśli tak chcesz, to nie ma problemu. Kuba...
- Słucham?
- Tak bardzo dziękuję za to wszystko. - wtuliła się w niego i zaczęła go całować czule.
- Wierz mi, że te pocałunki są warte wszystkiego... - wyszeptał do jej ucha i złapał na biodra. Wciągnął ją na swoje kolana.
- Przesadzasz... - zarumieniła się.
- Ani trochę. Jesteś taka piękna, jak się rumienisz... - wyszeptał i pocałował ją zachłannie.
- A ty taki napalony... - wyszeptała do jego ucha i przygryzła je lekko.
- Czy...
- Tak... - ściągnęła z niego koszulkę. Kochali się długo i namiętnie. W końcu czuła, że żyje. Tylko z nim była wolna, była sobą i wiedziała, że nie pozwoli jej upaść.

ELDORADO ll Quebonafide FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz