1

18 3 2
                                    

Teoretycznie Elizabeth nie miała na co narzekać. Mieszkanie na obrzeżach Londynu było wygodne, można nawet powiedzieć luksusowe. Ale urażonej dumy nie mogła się pozbyć pocieszając się ekstrawagancją stylu życia.
Jeszcze niedawno Elizabeth żyła sobie spokojnie, prowadząc zrównoważony tryb życia urozmaicany przyjęciami i flirtami. Miała narzeczonego, sympatycznego młodego prawnika, jednak nie wyobrażała sobie siebie w długim poważnym związku. Może za kilka lat, ale teraz miała ochotę się pobawić. I nagle jej narzeczony, który zachowywał spokój gdy kokietowała na jego oczach jego brata, pewnego dnia wspomniał o jakiś paskudnych dowodach obciążających firmę jej ojca, które były w jego posiadaniu. Mówił jak zwykle, bez cienia złośliwości, jednak dał jej do zrozumienia, że to szantaż. Albo za niego wyjdzie w najbliższym czasie albo on przekaże tajne dokumenty odpowiednim osobom. Kobieta była zaskoczona podłością tego do tej pory kryształowego człowieka. Wiedziała że firma jej ojca prowadziła interesy na granicy prawa. Upewniła się, podpytując dyskretnie ojca, że jest niezwykle prawdopodobne, iż dokumenty, które posiada John zagrażają firmie papy. Oczywiście on nie zdawał sobie w ogóle z tego sprawy. Nikt nie podejrzewał nic gdy Elizabeth poinformowała swoją rodzinę o planowanym ślubie. Miała narzeczonego i to było jak najbardziej naturalne. Dzień ślubu był najgorszym w jej życiu. Nie mogła się rozpłakać, musiała wysłuchiwać życzeń wszystkiego najlepszego. Jedna rzecz chociaż się poprawiła, nie musiała widywać Johna. Zamykała się w swoim pokoju, pojawiając się czasami na posiłkach. Zresztą John nigdy nie próbował zmienić takiego stanu rzeczy. Nawet jego bezczelność miała granicę. Wyszła za niego przymuszona i nie próbował nawet sprawiać wrażenia, że jest inaczej.
Dzisiaj rano Elizabeth czytała poranną gazetę w salonie, natomiast jej mąż krążył po domu przygotowując się do pracy. Kobieta słuchając jego ciągłych kroków zaczęła się zastanawiać czy mężczyzna celowo nie przedłuża swojej obecności w mieszkaniu. Spojrzała z ukosa na jego sylwetkę, gdy przechodził przez korytarz. Kiedyś się jej podobał. Ba, ciągle była nim oczarowana. Wysoki, szczupły brunet z nienagannym zachowaniem. Co się z nim stało? Człowiek, którego do tej pory podziwiała okazał się potworem. Musiała go nienawidzić, ale ciągle była pod wpływem jego uroku.
Znowu przeszedł przez salon udając, że szuka jakiś papierów do pracy. Przestawił dwie teczki na inne miejsce. Zajrzał do szuflady. Elizabeth nie wytrzymała.
- Możesz już sobie iść do cholery?-spytała wściekła wstając z miejsca.
Przez twarz Johna przebiegł bezczelny, krótki uśmieszek. Natychmiast jednak spoważniał.
-Jasne, już idę- powiedział potulnie, kierując się do wyjścia.
Kobieta opadła na fotel, ciężko wzdychając powstrzymując łzy wściekłości. Przez okno widziała jak John wsiada do samochodu i odjeżdża.
Miała już tego dość i wiedziała, że musi coś z tym zrobić. Gdyby tylko mogła wyjechać gdzieś gdzie nie znajdzie jej John i gdzie jej rodzina nie będzie zadawać dręczących pytań. Zaraz, kobieta drgnęła. Była jedna osoba, która mogła jej pomóc. Elizabeth przypomniała sobie o odległej krewnej ciotce Emmie Eyelesbarrow, która nie zjawiała się na żadnej rodzinnej uroczystości i krążyły o niej najróżniejsze plotki. Zakupiła cieszący się złą sławą dwór na wsi. W przeszłości wielokrotnie był on miejscem niewyjaśnionych dramatów. Elizabeth słyszała że podobno ktoś tam się powiesił, ktoś kogoś postrzelił, zamordował. Nie znała szczegółów, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. To była jej szansa. Johnowi nigdy nie wspominała o swojej odległej krewnej, więc na pewno nie będzie jej tam szukał. Natomiast będzie musiał się tłumaczyć całej rodzinie z powodu jej zniknięcia.
Elizabeth wstała i poszła do swojego pokoju. Pośpiesznie spakowała koszulę nocną, szczotkę oraz kilka drobiazgów do kufra podróżnego. Wzięła wszystkie oszczędności oraz znalazła adres ciotki Emmy. Następnie poszła do gabinetu Johna. Znalazła jakiś papier i pośpiesznie skreśliła na nim kilka słów:

Nie próbuj mnie szukać
Mam dość
Elizabeth

Kiedy sięgała po kopertę jej wzrok spoczął na zamkniętej szufladzie gdzie John trzymał pieniądze. Gdy zamieszkali razem pokazał jej gdzie trzyma klucz do szuflady i powiedział, że może korzystać z nich kiedy tylko będzie chciała. Do tej pory używała tylko pieniędzy od rodziców. Nie chciała czuć żadnej wdzięczności wobec tego człowieka. Jednak teraz przyszło jej do głowy, że przydadzą jej się pieniądze zanim znajdzie jakąś pracę. Poza tym należało jej się odszkodowanie za to wszystko co musiała wycierpieć przez tego człowieka. Otworzyła więc szufladę i z pliku banknotów wyciągnęła jeden stufuntowy. Zakleiła kopertę, dopisała dla niej: do Johna i zostawiła ją na biurku. Przy wyjściu natknęła się na służącą.
-Wychodzę na chwilę, Janet- czuła się w obowiązku coś powiedzieć.
Poszła prosto na przystanek autobusowy i zrobiła rzecz, o której zawsze marzyła. Wsiadła do pierwszego autobusu międzymiastowego jaki podjechał i kupiła bilet na końcowy przystanek.
***
Z miejscowości, do której przyjechała od razu pojechała w inne miejsce, gdzie spędziła dwa dni w obskurnym hostelu. Chciała mieć pewność, że John jej nie znajdzie. W tym czasie znalazła informacje o miejscu, w którym mieszkała jej ciotka. Dowiedziała się że leży ono obok miasteczka Q. i jedyna możliwość dojazdu tam jest przez to właśnie miasteczko koleją. Dotarła tam późnym wieczorem. Zapłaciła za nocleg w kolejnym obskurnym hotelu, a następnego dnia z rana wysłała depeszę do dworu o treści:
Ciociu, jestem przejazdem w Q. Czy nie sprawię kłopotu jeśli złożę ci wizytę i zatrzymam się u ciebie kilka dni?
E.Dawton-Wayne

Czekała cały dzień i nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Już zaczynała się zastanawiać czy wpraszanie się do domu obcej osoby jest na pewno dobrym pomysłem, gdy późnym wieczorem przed hotel zajechał powóz zaprzężony w dwójkę koni. Chwilę później do pokoju Elizabeth zapukał i wszedł lekko przygarbiony człowiek ze blizną przecinającą twarz biegnącą od czoła do brody. Kobieta pomyślała, że ten mężczyzna przypomina mordercę z klasycznego kryminału. Wzdrygnęła się gdy chrapliwym głosem spytał:
-Pani Wayne?
I nie czekając na odpowiedź dodał:
-Powóz od Pani Eyelesbarrow czeka na Panią.
Elizabeth odetchnęła z ulgą, wzięła bagaż i podążyła za mężczyzną. Wsiadła do powozu. Człowiek, przypominający mordercę, zatrzasnął za nią drzwi. Powóz ruszył.

C.d.n.

Płonący sadWhere stories live. Discover now